Ryzyko ryzyku nierówne

Witold Żurawicki
Chcemy, by Polskę zakwalifikowano do trzeciej kategorii ryzyka - mówi wiceminister rolnictwa Józef Pilarczyk.

ILE MAMY KRÓW
Według stanu z 29 stycznia 2001 roku, na Opolszczyźnie mamy 14 172 gospodarstwa indywidualne i 100 uspołecznionych. W pierwszych z nich hodowanych jest 99723 sztuki bydła, w drugich - 34643 sztuki.

Taki wniosek polska delegacja rządowa zgłosiła niedawno w Brukseli. Zdaniem Pilarczyka, nie ma powodów, by nasz kraj przez Unię Europejską był nadal traktowany jako region szczególnie narażony na ryzyko wystąpienia BSE i kwalifikowany do piątej kategorii. Zwłaszcza że w odróżnieniu od wielu innych państw - członków wspólnoty a także krajów kandydackich (np. Czechy) w Polsce nie wykryto ani jednego przypadku choroby wściekłych krów.
Odpowiedź Brukseli znana będzie w połowie roku, gdy zapadną decyzje kwalifikacyjne. Decyzje mają konkretny wymiar ekonomiczny, gdyż w piątej grupie ryzyka nie można do karmienia zwierząt stosować mączek mięsnych. W trzeciej - można. Do tego dochodzą koszty związane z utylizacją tak mączek, jak i materiału szczególnego ryzyka, czyli części zwłok ubitych czy padłych zwierząt.
- Straty wynikłe z tego tytułu szacujemy na 40 milionów złotych rocznie - przyznaje Pilarczyk. - Za te pieniądze można oznakować całe polskie bydło. Jeśli uda się nam wskoczyć do trzeciej grupy - w tym roku akcję oznakowania przeprowadzimy.

Oznakowanie wszystkich zwierząt hodowlanych to zresztą wymóg unijny, bez jego spełnienia nie ma mowy o obrocie wszystkim polskim mięsem na rynku UE.
Na Opolszczyźnie jeszcze przed wybuchem BSE w UE w hodowli zwierząt wykorzystywano rocznie około 100 tysięcy ton mączek mięsnych i rybnych. Dzisiaj mączek wykorzystuje się dwa razy mniej - jedynie rybnych.

W roku 2001 w naszym regionie pod kątem BSE przebadano 600 sztuk bydła powyżej 24. miesiąca życia, w tym 559 szybkim testem PRIONICS (dającym wynik w ciągu doby) zaś resztę przebadano histopatologicznie w opolskim laboratorium. W tym roku (do końca stycznia) testem PRIONICS przebadano 124 sztuki, w tym wszystkie padłe lub ubite (wskutek chorób o podłożu neurologicznym) pochodzące z importu.
Jednak Kazimierz Dubiński, wojewódzki lekarz weterynarii, przyznaje, że nie są badane sztuki ubite na tzw. własne potrzeby, gdyż właściciele tych zwierząt nie mają takiego obowiązku. A na dziki obrót takim mięsem wskazują choćby coraz częstsze przypadki kradzieży krów - złodzieje te zwierzęta najprawdopodobniej sprzedają do ubojni i rzeźni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska