Tej nocy Joanna Berg, młoda weterynarz z Olesna, długo nie zapomni. - Kto mnie k… zbudził?! - ryczał do niej wściekłym głosem Marian Stasiak, współwłaściel ubojni.
Joanna Berg z ramienia Powiatowej Inspekcji Sanitarnej w Oleśnie pojechała do rzeźni zbadać mięso.
- Pan Stasiak złapał mnie za gardło, ścisnął tak, że nie mogłam nawet krzyknąć, czułam, że mnie zaraz udusi - mówi doktor Berg, drobna, niska kobieta. - Wyciągnął mnie na korytarz, ciągnął za sobą. No i dalej wykrzykiwał: "Co, k… mnie, mnie, Stasiaka, budzicie!". Po chwili jak workiem rzucił mną o ziemię. Leżałam tuż pod jego nogami, a on stał nade mną i krzyczał: "kto k… mnie zbudził". Ostatkiem sił pozbierałam się i uciekłam, obawiałam się, że zaraz zacznie mnie kopać….
Awantura podczas nocnego uboju wzięła się z tego, że nie było wymaganej dokumentacji byków, które miały pójść pod nóż.
- Akurat nie ja obudziłam właściciela, tylko inny weterynarz - dodaje Joanna Berg. - Ale nawinęłam mu się pod rękę, no to oberwałam. A kogo mamy pytać o dokumenty, jak nie właściciela? Mieszka na tyłach zakładu, a tylko ta ubojnia prowadzi nocny ubój, od dwudziestej do samego rana. Więc sam sobie winien, że go budzimy…
Zrobił z niej wariatkę
Nazajutrz, choć była sobota, doktor Berg zgłosiła pobicie Annie Lipczak, powiatowej lekarz weterynarii w Oleśnie.
- Opowiedziałam jej przez telefon, co się stało, a ona na to, żebym tam już nie szła do badania mięsa, że on mnie może zabić - mówi Joanna Berg. - Ale poszłam, przecież tam jestem inspektorem, funkcjonariuszem publicznym. To mnie, a nie Stasiakowi należy się ochrona.
Wkrótce jednak powiatowa lekarz weterynarii zmienia zdanie - po spotkaniu z Marianem Stasiakiem, pełnomocnikiem ubojni "Dasta" (jej formalnym właścicielem jest jego żona). - Stasiak stwierdził, że ja sobie wszystko zmyśliłam - tłumaczy doktor Berg. - A stłuczenia na ciele, na co miałam zaświadczenie od lekarza, to rzekomo wynik wypadku samochodowego, któremu uległam wcześniej.
Marian Stasiak wysłał pismo do powiatowego i wojewódzkiego lekarza weterynarii. Napisał, że doświadczony weterynarz powinien sobie poradzić bez obecności szefa ubojni, więc nie musi nikogo budzić. Wytknął też, ze młoda pani weterynarz nie powinna badać zwierząt w ciemnych okularach.
"Pierze głową w ścianę, klęka, przykuca i robi znak krzyża. Przewraca się na posadzkę" - tak obrazowo opisał zachowanie pani weterynarz Marian Stasiak.
- On sobie postanowił, że zrobi ze mnie wariatkę - przypuszcza doktor Berg.
Efekt był taki, że powiatowy lekarz weterynarii odebrał Joannie Berg prawo badania mięsa w rzeźni.
- To powiatowy rządzi i dzieli publiczne badanie przed i po uboju mięsa, a z tego są niezłe pieniądze - mówią weterynarze.
- Pretekstem były… ciemne okulary, które nosiłam w pracy - tłumaczy Joanna Berg. - Po wypadku samochodowym miałam sińce pod oczami, no to założyłam okulary. Ale na hali, przy linii produkcyjnej, w laboratorium, kiedy byłam sama, pracowałam bez okularów.
- Chcieli mnie uciszyć za wszelką cenę - twierdzi doktor Joanna Berg. - Właściciel ubojni wywierał na mnie presję już wcześniej, chciał mieć wpływ na to, co wpiszę w dokumenty poubojowe. Chodziło o płuca, miały pójść do utylizacji. A on się upierał, że są pełnowartościowe. Innym razem, kiedy mięso było dobrej jakości, chciał, żeby wpisać, że jest gorszej. Bo wtedy zapłaciłby mniej rolnikowi. To jest codzienna praktyka tej rzeźni…
Albo się przymkniesz, albo odchodzisz
Weterynarze, którzy przeszli przez rzeźnię w Janinowie, twierdzą, że tam nie da się pracować. Żaden nie powie tego jednak pod nazwiskiem.
- Boję się, bo mnie w ogóle odsuną od badań weterynaryjnych - tłumaczy jeden z lekarzy. - Na wejściu zobaczyłem tam wiele nieprawidłowości, a pan Stasiak od początku sugerował "delikatne badania". Jak coś było nie tak, to pieklił się, że zaraz zawoła powiatowego lekarza, najzwyczajniej przeszkadzał w przeprowadzaniu badań. On nie rozumie, że inspektor weterynarii jest funkcjonariuszem publicznym, dba o zdrowie publiczne, a on nie ma prawa wcinać się do badań. Bo w Janinowie jest tak: albo się przymkniesz i robisz, co ci każe, albo odchodzisz, bo z jego znajomościami, urabianymi przez lata, żaden lekarz nie wygra.
- Ten człowiek bije weterynarzy, poszturchiwania, a nawet kopanie inspektorów są na porządku dziennym - opowiada kolejny weterynarz. - Krzyczy, obraża. A jak przychodzą do pracy młodzi, nie mają jeszcze swoich gabinetów weterynaryjnych, zdarza się, że godzą się na jego warunki. Bywa, że coś zamiast do utylizacji, idzie do produkcji. On zaczynał od walizki z mięsem, a teraz ma największy zakład w okolicy.
Jego te pieniądze przerosły.
Sprawą pobicia Joanny Berg zainteresowały się media, przyjechał m.in. reporter opolskiej telewizji. Powiatowa lekarz weterynarii, zamiast wspierać kolegów, zaczęła śledztwo… kto z nich sprowadził dziennikarzy.
- Twierdzi, że to ja, bo się mszczę za to, że odsunęła mnie od badań mięsa. To było dwa lata temu! - mówi Błażej Kamiński, weterynarz z oleskiego. - Że to niby ja steruję Joanną Berg, która dorabia sobie w moim prywatnym gabinecie. A ja nie mam z tym nic wspólnego.
Z reporterem TVP rozmawiał też weterynarz Rafał Gnot. Mówił, że to nie w porządku, żeby teraz doktor Berg zostawiać samą sobie. Doktor Gnot przypomniał, że ona w chwili badania w ubojni jest funkcjonariuszem publicznym, więc jeśli ktoś podniósł na nią rękę, to powinien za to odpowiedzieć tak samo, jakby pobił policjanta.
- Nie mogę rozmawiać, bo będzie po mnie - tłumaczy dziś Rafał Gnot. Przyznaje, że wywierano na niego presję, by podpisał wotum nieufności wobec Błażeja Kamińskiego. Żeby pozbawić go prawa wykonywania zawodu.
- Od naszej doktor Lipczak usłyszałem: "A co, może to ciebie pobili? A może ty tutaj już nie pracujesz?" - opowiada doktor Gnot. - Więc podpisałem tę listę, jak wielu innych…
Podstawiona świnia
Anna Lipczak, szefowa Powiatowego Inspektoratu Weterynarii w Oleśnie, jest przekonana o tym, iż to Błażej Kamiński wszystko nakręca. - Ja do Joanny Berg nigdy nie miałam uprzedzeń - podkreśla Lipczak. - Nawet zaproponowałam jej pracę w Inspektoracie, ale powiedziała, że woli w terenie pracować. Widać chce się rozwijać, więc zawsze może liczyć na moją pomoc.
Doktor Lipczak przekonuje: - Doktor Berg jest sterowana - mówi powiatowa inspektor weterynarii.
Nagłośnienie sprawy dało jednak taki skutek, że Joanna Berg powtórnie otrzymała zezwolenie na badanie mięsa, tyle że w innej rzeźni.
- Na początku i wojewódzki lekarz weterynarii, i powiatowy mówili, że będę musiała przejść badania psychiatryczne, by udowodnić, że ze mną wszystko w porządku - tłumaczy Joanna. - Teraz już do tego wątku nie wracają, ale aż się boję, co mogą dalej wymyślać. Wiem też, że szukają na mnie haków, nawet wśród rzeźników.
Czyja teraz głowa?
Anna Lipczak, powiatowy lekarz weterynarii, o sprawie samego pobicia Joanny Berg nie chce rozmawiać. - Postępowanie jest w toku, więc do tego czasu nic nie powinniśmy mówić, to sprawa organów ścigania - tłumaczy. - Ale też w toku jest postępowanie administracyjne dotyczące pracy weterynaryjnej pani Berg. To wykaże, czy rzetelnie pracowała. A co do pana Mariana Stasiaka żadnych negatywnych zgłoszeń pod jego adresem nie odebrałam.
Podczas pierwszej rozmowy Wacław Bortnik, wojewódzki lekarz weterynarii, sugerował, że młoda pani weterynarz ma problemy z psychiką. Tydzień później zaczął się wycofywać: - Być może, że tak mówiliśmy - przyznaje Wacław Bortnik. - Ale sprawa jest w toku, więc poczekajmy z opiniami aż się zakończy. My ze swojej strony przeprowadziliśmy kompleksową kontrolę w powiecie oleskim. I wszystko jest w porządku.
Po kolei wycofują się świadkowie pobicia młodej weterynarz w rzeźni.
- Ja wiem, że oni wszyscy się boją o pracę - tłumaczy Joanna Berg. - Kiedy inspektorzy PIP weszli do ubojni, to Stasiak krzyczał: "Dlaczego nikt mnie o tej kontroli nie powiadomił?!". Wiele osób zaraz zwiało z zakładu…
- Teczka dotycząca tej firmy ma wyjątkowo grubą dokumentację - potwierdza Łukasz Śmierciak, rzecznik opolskiej Inspekcji Pracy. - Już postawiliśmy parę zarzutów, najpoważniejszy dotyczy nieodprowadzania pełnych składek na ZUS, już zawiadomiliśmy prokuraturę.
- Nie chcę z panią rozmawiać - odpowiada przez telefon inspektor weterynarii Michał Glinka, który obecnie bada mięso u Stasiaka. - Mam dość tej sprawy, nic nie powiem.
Drugi inspektor Andrzej Flak mówi bez ogródek: - Ta rozmowa zagraża mojemu bezpieczeństwu.
Rzeźnik ma układy
Pełnomocnik właściciela ubojni swoją bezkarność zawdzięcza powiązaniom z powiatowym i wojewódzkim lekarzem weterynarii. Doktor Anna Lipczak przez 2 lata sprzedawała mu świnie ze swojej hodowli.
- A gdzie ja miałam je oddawać, kiedy tutaj mieszkam? - pyta Lipczak. - Zresztą prawo mi tego nie zabrania, więc to jest bez znaczenia. A sprzedawałam żywiec po cenie dnia.
Zakład w Janinowie uchodzi za najlepszy w powiecie. Ma surowe unijne certyfikaty. - Przyznaje je Powiatowy Inspektorat Weterynarii, dzięki nim ubojnia może wchodzić na rynki unijne - przyznaje Wacław Bortnik, wojewódzki inspektor weterynarii.
Wojewódzki inspektor zna Mariana Stasiaka. Jest z nim na ty.
- Jak z wieloma innymi właścicielami zakładów, od czasu, kiedy pracowałem w terenie - podkreśla Wacław Bartnik. - Stasiak sam od podstaw wybudował swoją potęgę, to może budzić zawiść. Sądzę, że teraz konkurencja chce mu podciąć skrzydła.
- Pewnie, my też jesteśmy z wieloma na ty - mówią olescy weterynarze. - Ale my nie startowaliśmy do Sejmu, a mówi się, że to właśnie właściciel ubojni w Janinowie finansował Bortnikowi kampanię wyborczą do Sejmu, gdy startował z listy PiS.
- To nieprawda, nic podobnego nie miało miejsca! - zaprzecza kategorycznie Wacław Bortnik. - To są złośliwe plotki.
Marian Stasiak nie chciał rozmawiać z nto, choć zabiegaliśmy o to wielokrotnie. - Nie mam o czym, a poza tym wyjeżdżam do Niemiec - powiedział przez telefon.
Kolejny telefon odebrał w Niemczech. - Widzę, że pani bardzo chce się ze mną umówić - zakpił. - Możemy się spotkać, ale tylko w tym celu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?