Sadio Mane. Senegalski spokój ukryty w lwiej skórze

Michał Skiba
Michał Skiba
W minionym sezonie Sadio Mane zagrał dla Liverpoolu 49 spotkań i strzelił w nich 20 goli
W minionym sezonie Sadio Mane zagrał dla Liverpoolu 49 spotkań i strzelił w nich 20 goli Bartek Syta
Sadio Mane to piłkarz, który pokonał olbrzymią drogę, by stać się postrachem reprezentacji Polski. Talent, spokój i wiara w siebie, tym ma się wykazać na mundialu w Rosji napastnik Senegalu. To gwiazdora Liverpoolu obawiamy się dzisiaj w Moskwie najbardziej. Oto jego krótki życiorys.

Lato 2002 r. stało pod znakiem mody na senegalskich piłkarzy. Reprezentacja prowadzona przez Bruno Metsu dotarła aż do ćwierćfinału mistrzostw świata w Korei i Japonii, a starcie o półfinał przegrała z Turcją dopiero po dogrywce. Gwiazdami tamtej ekipy byli El Hadji Diouf i Salif Diao. Obaj latem zamienili Ligue 1 na Liverpool, a klub z Anfield Road zapłacił za nich razem 23 mln funtów. Ponad dekadę później pojawił się tam kolejny Lew Terangi.

Sadio Mane w 2002 r. miał dopiero dziesięć lat i przed sobą dopiero wejście w futbol. Urodził się w maleńkiej miejscowości Banbali na południu Senegalu, a jako piętnastolatek zaczął uczęszczać do szkoły AS Generation Foot, w miejscu położonym daleko od centrum Dakaru. Zero uciech, pokus, rozrywek - tylko piłka. Sadio nie słuchał rodziców i nie chciał być lekarzem czy prawnikiem. Chciał zachwycać świat jak jego idole, którzy w 2002 r. podbili Azję. Albo jak Ronaldinho, ulubiony piłkarz Mane.

- Gdy byłem dzieciakiem, to chodziłem na mecze reprezentacji. Diouf, Diao, Diop i inni byli bohaterami. Wyobrażałem sobie wtedy siebie na ich miejscu. Myślałem o tym, że kiedyś to ja będę inspiracją dla tych wszystkich dzieci - wspomina.

Przed laty krążyła anegdotka, że Ronaldinho swoją piłkarską technikę kształtował, bawiąc się z psem. Sadio Mane pierwsze lekcje z piłką nożną zaliczał nagą stopą, w otoczeniu pustynnego piasku w Sedhiou, mieście nieopodal Banbali, a raczej w pustynnym w centrum Senegalu.

- Pierwsze, co pamiętam, to piłka. Zaczynałem na ulicach, jak miałem może trzy lata. Zobaczyłem dzieci, które bawią się piłką, i instynktownie do nich dołączyłem. Od tamtej pory myślałem już tylko o futbolu - mówił Mane w wywiadzie dla Goal.com.

Zawsze skromny. Gdy pokonał 800 km z Sedhiou do Dakaru, by pokazać się skautom w AS Generation Foot, albo gdy bał się śniegu w Metz, z którym to senegalska szkółka współpracuje od lat. Teraz w Liverpoolu jest jednym z ulubieńców Jürgena Kloppa, trenera (menedżera) klubu z Anfield.

Niemiecki szkoleniowiec pierwszy raz zachwycił się Mane już cztery lata temu. Ten spędził w Metz rok i mimo że jego talent w stolicy Lotaryngii nie eksplodował, to kupił go Salzburg. I to właśnie wtedy Klopp docenił jego potencjał. Piekielnie szybki Senegalczyk zagrał w Austrii 87 spotkań, w których strzelił 45 goli. Do tego dołożył aż 32 asysty. Ostatecznie Klopp i Salzburg się nie dogadali, choć było blisko, by Mane zastąpił w Borussii Roberta Lewandowskiego, który w tym samym czasie odchodził do Bayernu Monachium.

Sadio Mane ostatecznie trafił do Southampton. By nie rozpisywać się o kolejnej eksplozji formy Senegalczyka, wystarczy opisać mecz z Aston Villą. Święci wygrali 6:1, a Mane w dwie minuty i 56 sekund skompletował hat tricka. Pobił rekord Robbiego Fowlera, legendy Liverpoolu (4 min 33 s). Następny krok był więc nieunikniony. W 2016 r. o Mane przypomniał sobie Klopp i za prawie 40 mln funtów kupił go do Liverpoolu.

W pierwszym sezonie na Anfield był niekwestionowaną gwiazdą. W minionym miał wzloty i upadki. Przyćmili go Mohamed Salah i Roberto Firmino, ale on nie marudził. Wciąż był spokojny. A forma przyszła w najlepszym momencie. Mane zagrał wielki mecz w finale Ligi Mistrzów z Realem, strzelił honorowego gola dla Liverpoolu. Przy okazji pamiętał, by przed starciem w Kijowie przesłać do swojej senegalskiej wioski kilkaset koszulek klubu z Anfield, by mieszkańcy mogli go wspierać.

W reprezentacji to Mane ma na barkach cały zespół. We wtorek ma być najgroźniejszym Lwem Terangi. - Nie czuję się supergwiazdą. Nie chcę nią być. Chcę napisać swoją historię, jak zrobili to piłkarze w 2002 r. Im nikt już tego nie zabierze. My mamy równie dużo talentu. Superofensywę. Nie powiem, że mierzymy w finał, ale nie wyobrażam sobie, byśmy nie wygrali z Polską - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Sadio Mane. Senegalski spokój ukryty w lwiej skórze - Portal i.pl

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska