Sądy biorą stronę ojców

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Czasami nie ma znaczenia, że "tatuś" przez lata znęcał się nad rodziną. Zdarza się, że i w przemocy sędziowie dopatrują się działania… dla dobra domowników.

Marta Swinarska niemal przez rok walczyła o córeczkę, którą jej były partner chciał wywieźć na Cypr. I przegrała.
To nie jest jedyny taki przypadek na Opolszczyźnie.

Na początku roku głośno zrobiło się o Romce z Kędzierzyna-Koźla, która walczyła o utrzymanie opieki nad dwójką dzieci w wieku 5 i 6 lat. Kobieta twierdziła, że mąż stosował przemoc wobec niej i synów - rodzina miała nawet założoną niebieską kartę, która dokumentuje interwencje policji dotyczące przemocy domowej.

Romka miała też świetną opinię w ośrodku pomocy społecznej. Mimo to sąd wydał postanowienie o powierzeniu tymczasowego wykonywania władzy rodzicielskiej ojcu dzieci. Ponieważ małżonkowie złożyli wniosek o rozwód, ostatecznie o opiece zdecyduje jednak sąd podczas rozprawy rozwodowej.

Jeśli kobieta uciekła z dzieckiem przed przemocą, to sąd ma prawo odmówić ojcu wydania dziecka. Czemu więc z tego nie korzysta?

Natomiast Marcie pozostało mniej nadziei - może jeszcze liczyć na cypryjski sąd. - Ale ten, w przeciwieństwie do polskiego, będzie raczej chronił interes swego obywatela, a nie mój - mówi opolanka.

Cypryjczyk twierdził, że Marta porwała dziecko. Opolanka zaś - że uciekła, bo partner znęcał się nad nią, znikał na całe noce i brał narkotyki. We wrześniu ubiegłego roku czara goryczy przelała się i pani Marta postanowiła odejść od Cypryjczyka, z którym ma dwie córeczki: 3,5-roczną Castalię i 2-letnią Krysię. - Kiedy partner o tym usłyszał, zaczął tłuc mną o ścianę, choć na rękach trzymałam starszą córkę. Później posypały się ciosy. Robiłam wszystko, żeby ochronić małą, ale w końcu wysunęła mi się z rąk. Wtedy widziałam ją po raz ostatni - wspomina łamiącym się głosem.

Do Polski uciekła z Krysią. Ale sąd właśnie nakazał wrócić dziecku na Cypr. Na nic zdały się opinie lekarskie (że kobieta została pobita) ani zaświadczenia medyczne, że były partner jest uzależniony od narkotyków (pani Marta wykradła takie zaświadczenie z jego dokumentów). Zresztą on przedstawił sądowi opinię nową, przeciwną, choć wydaną przez tego samego lekarza. W ubiegły wtorek opolski sąd oddalił apelację matki i tym samym ostatecznie zadecydował: Krysia musi wrócić na Cypr.

Mamie nie odebrano praw rodzicielskich, więc może jechać z dzieckiem: - Jeśli pojadę tam z nią, to on mnie zabije, a przecież nie mam innego wyjścia - płakała tuż po wyjściu z sali rozpraw opolanka. - We wrześniu cypryjski sąd zdecyduje, z którym z nas mają mieszkać obie dziewczynki. Obawiam się, że cypryjski sąd, w przeciwieństwie do polskiego, zrobi wszystko, żeby pomóc swojemu obywatelowi i dzieci będą musiały zostać z ojcem.

Ze skrajności w skrajność

Urszula Nowakowska z Fundacji Centrum Praw Kobiet twierdzi, że w skali kraju sytuacje opolanek nie są wyjątkiem i dodaje, że od jakiegoś czasu w sądach panuje wręcz moda na przyznawanie dzieci ojcom. - W ostatnich latach dużo mówiło się o tym, że mężczyźni są w tym względzie dyskryminowani. Być może sędziowie, żeby uniknąć takich zarzutów, zaczęli wpadać w drugą skrajność - mówi i podkreśla, że to groźna tendencja, na której mogą ucierpieć dzieci. - Bo sądy często nie biorą pod uwagę, że w rodzinie była przemoc, której sprawcą był ojciec. Wolą uznać jego rację i nie narażać się na zarzuty faworyzowania matek.

Czytaj także: Opolanki po rozwodzie. Dlaczego rozpadły się ich małżeństwa

Przykładów na to, że Temida jest ślepa Nowakowska może przytoczyć mnóstwo. Niektóre z nich zakrawają wręcz o absurd.

- Tak było w przypadku matki dwóch chłopców, która zwróciła się do nas o pomoc. Jej partner był agresywny wobec niej i dzieci, któregoś razu niemal ją zabił, więc w trosce o synów wystąpiła do sądu o pozbawienie go praw rodzicielskich. Sąd faktycznie pozbawił go tych praw, ale wobec jednego z chłopców, bo uznał, że tylko on był przez ojca bity - mówi.

Takie sytuacje nie dziwią już Zofii Karpińskiej, która wraz z mężem od dwunastu lat prowadzi w Opolu pogotowie opiekuńcze. Z absurdami wymiaru sprawiedliwości spotykają się na co dzień.

- Kiedyś trafił do nas 3,5-letni chłopiec, którego matka nadużywała alkoholu. Dowiedział się o tym jej były mąż (nie był biologicznym ojcem chłopca, wcześniej zresztą sądownie zaprzeczył ojcostwu - red.) i postanowił z dziecka zrobić swoje źródło utrzymania - wspomina kobieta. - Najpierw wydzwaniał do nas, żeby dowiedzieć się, ile dostałby miesięcznie pieniędzy, gdyby wystarał się o bycie dla chłopca rodziną zastępczą, a później robił wszystko, żeby z byłej żony zrobić wariatkę i przejąć opiekę nad małym - wspomina pani Zofia.

Karpińscy byli przekonani, że w sądzie mężczyzna niewiele wskóra. Był przecież dla Dawida zupełnie obcym człowiekiem, co więcej - Rodzinny Ośrodek Diagnostyczno-Konsultacyjny, o którego opinię poprosił sąd, uznał, że mężczyzna "nie daje gwarancji do prawidłowego pokierowania procesem opiekuńczo-wychowawczym" chłopca oraz że "nie jest w stanie stworzyć dziecku bezpiecznego i stabilnego środowiska opiekuńczo-wychowawczego".

- Matka dziecka nie miała łatwego życia, popełniła sporo błędów, ale kochała synka. Dla niego zaczęła nawet terapię, żeby wyjść z uzależnienia, a my ją w tych staraniach wspieraliśmy, bo mały był z nią bardzo związany - opowiada Karpińska. - Kiedy byliśmy z dziećmi na wakacjach, sąd wyznaczył rozprawę i choć jako rodzinę zastępczą miał obowiązek nas o niej poinformować, pod naszą nieobecność przyznał dziecko obcemu człowiekowi i to pomimo negatywnej opinii RODK. Uwierzył w jego kłamstwa, że mama Dawida nadal się upija, choć wcześniej on sam wywiózł ją na leczenie! Sąd nie poznał się na człowieku, którego interesowały wyłącznie pieniądze, a nie dobro dziecka i zakazał matce zbliżać się do syna. Nie zauważył, że zrobił tym ogromną szkodę chłopcu i jeszcze bardziej pogrążył matkę.

Dziecko kartą przetargową

Zdarza się, że mężczyźni traktują dziecko jako kartę przetargową i walczą o nie tylko po to, żeby dopiec eks-partnerce. A potem dzieckiem się... nudzą.

- Mieliśmy w swojej historii przypadek, kiedy Polak starał się odebrać dziecko swojej byłej partnerce, pochodzącej z któregoś z krajów arabskich i to jemu sąd przyznał rację (matka miała jedynie prawo widywać się z dzieckiem - red.) - mówi Urszula Nowakowska z Fundacji Centrum Praw Kobiet. - Po roku okazało się, że pan znalazł sobie nową miłość, zaczął układać sobie z nią życie, a dziecko najwidoczniej im przeszkadzało, bo któregoś razu zawiózł je matce w odwiedziny i już więcej nie odebrał.

Czytaj także: Czy rozwód ze współmałżonkiem oznacza rozwód z Kościołem?

Pracownicy fundacji twierdzą, Polki nie mają oparcia w polskim wymiarze sprawiedliwości. - Przypadek pani Marty, której sprawie też się przyglądamy, nie jest tu odosobniony. Trafiało do nas wiele kobiet, które uciekały z dziećmi od obcokrajowców-tyranów, a sąd powołując się na konwencję haską (ma na celu przeciwdziałanie negatywnym skutkom wywiezienia dziecka za granicę bez zgody drugiego z rodziców - red.) uznawał, że dzieci mają wrócić do ojca - wspomina. - Nas to dziwi, bo nawet w konwencji jest zapis, że jeśli kobieta uciekła z powodu przemocy, to sąd może odmówić wydania dziecka ojcu. W innych krajach sądy robią wszystko, żeby chronić swoje obywatelki, a u nas ofiary po raz kolejny są krzywdzone, tym razem w majestacie prawa - uważa Nowakowska.

Ale zdaniem dyrektor fundacji sądy niesprawiedliwie traktują kobiety nie tylko wtedy, gdy te walczą o dziecko z partnerem-obcokrajowcem.

- Nieraz się zdarza, że taka kobieta ucieka przed mężem-tyranem tak jak stoi. Nie ma dokąd pójść, więc tuła się po znajomych lub placówkach, które pomagają ofiarom przemocy, a w tym czasie jej mąż panoszy się w mieszkaniu, które kupili oboje - przytacza nierzadki scenariusz. - I tu sądy po raz kolejny nie robią nic, żeby pomóc ofierze. Nie dosyć, że to ona musi uciekać, to czasami na domiar złego orzekają, że dziecko powinno zostać przy ojcu, bo skoro on ma mieszkanie, to u niego dziecko będzie miało lepsze warunki - wylicza kolejny absurd.

Magdalena Abramowicz, psycholog i biegła sądowa dodaje do tej listy jeszcze jeden grzech polskich sądów: bezkrytyczne podejście do pseudofachowych opinii. - Znam przypadek, gdzie doktor Polskiego Towarzystwa Higieny Psychicznej, na polecenie jednej z organizacji broniących praw ojców, przygotowała dla sądu opinię zdecydowanie krzywdzącą dla matki, opierając się wyłącznie na relacjach skonfliktowanego z nią męża - wspomina Abramowicz. - Argumenty robiły wrażenie, ale wartość dokumentu była niewielka. Osoba, która go wystawiała, miała tytuł dra nauk humanistycznych, czyli w praktyce mogła być na przykład filologiem albo socjologiem, a nie psychologiem.

To dla ich dobra

Doktor Aleksandra Wilk z Opola, specjalista z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego, przekonuje z kolei, że częstsze niż dawniej przyznawanie prawa do opieki nad dzieckiem ojcu wynika z tego, że sądy działają bardziej wnikliwie. - Jeszcze kilka lat temu takie prawo było przyznawane matce niemal z automatu, bo pokutował stereotyp, że to ona będzie w stanie lepiej zająć się dzieckiem niż ojciec. Dzisiaj, na całe szczęście, się to zmienia, bo ojcowie naprawdę potrafią być troskliwymi rodzicami - uważa. - Sąd, rozstrzygając takie sprawy, pod uwagę bierze nie tylko warunki lokalowe, jakie rodzic jest w stanie zapewnić dziecku, ale również jego predyspozycje wychowawcze i to, czy dziecko będzie mogło czuć się z nim bezpiecznie.

Czytaj także: Kłusowniczki - kobiety polujące na żonatych mężczyzn

Doktor Wilk podkreśla, że sprawy, które trafiają do sądu rodzinnego nie zawsze są takie, jakimi na pierwszy rzut oka mogłyby się wydawać. - Zdarzają się sytuacje, gdzie kobieta, walcząc o dziecko, zeznaje przed sądem, że mąż nadużywał alkoholu czy był wobec niej agresywny. Czasami okazuje się, że gdyby sąd podszedł do sprawy stereotypowo, zrobiłby krzywdę ojcu, bo później na przykład wychodzi na jaw, że kobieta wymyśliła całą historię tylko po to, żeby zwiększyć swoje szanse na uzyskanie prawa opieki nad dzieckiem - tłumaczy.

Urszula Nowakowska mówi, że daleka jest od generalizowania, ale, jak twierdzi, stosy absurdalnych decyzji sądów, z którymi się spotkała, trudno wytłumaczyć na gruncie logiki. - Mi najbardziej zapadła w pamięć ta, gdzie partner-tyran tłumaczył sędzi, że bił wprawdzie swoją kobietę, ale miał ku temu powód, bo na przykład w domu na czas nie było posprzątane. Wie pani, co sędzia napisała w uzasadnieniu? Że ten mężczyzna nie chciał jej skrzywdzić, a jedynie… działał dla dobra rodziny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska