Sam wyremontował kapliczkę w Czechach

fot. Krzysztof Strauchmann
Ryszard Brzeziński przed swoim pałacem.
Ryszard Brzeziński przed swoim pałacem. fot. Krzysztof Strauchmann
Polak spod Głubczyc wyremontował zabytkową kapliczkę w Czechach. Bo uwierzył, że Śląsk po obu stronach granicy to znowu jest całość.

Zdjęliśmy blachę i święty powędrował przez granicę do Polski - Ryszard Brzeziński, "hrabia" z Pielgrzymowa, ze swojego pałacowego ogrodu ma do murowanej kapliczki ledwie kilka kroków. W sieni pałacu wyczyścił zżarte przez rdzę blachy, które dawny kowal scalił nitami w sylwetkę świętego. Postać Nepomucena odmalowała farbami znajoma dziewczyna, na nowo, ale według starych wzorów. Ramię z krzyżem i prawego aniołka, z którego nic już nie zostało, trzeba było dorobić. Do tynkowania ceglanej kaplicy Brzeziński najął murarza. Pozostało jeszcze wymyślić napis na kapliczce: Po polsku? Czesku? A może po niemiecku? Nie byłoby dobrze. Brzeziński wybrał neutralną łacinę: "Ora pro nobis".

Św. Jan Nepomucen z Pielgrzymowa zawdzięcza oblicze Brzezińskiemu, powodzi sprzed 10 lat i umowie z Schengen, po której Polska i Czechy weszły do strefy krajów z otwartą granicą. Stał sobie święty nad potokiem w Pielgrzymowie od 200 lat. Dawniej kapliczką zapewne opiekowali się właściciele pałacu, bo stoi na wprost dworskiego ogrodu. W 1945 roku, kiedy Pielgrzymów znalazł się w Polsce, władze obu krajów zmieniły nieco przebieg granicy w tym miejscu. Kaplica nagle znalazła się po drugiej stronie szlabanu, zamkniętego, pilnowanego przez żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza. Zarastała krzakami, drzewami, wreszcie przestała być widoczna z drogi po polskiej stronie. Z czeskiej strony też nie miał się nią kto opiekować. Z wioski Pelhrimovy w 1946 roku wysiedlono 750 mieszkańców - Niemców. Ich domy zajęli czescy osadnicy sprowadzeni z Wołynia. Do polskiego Pielgrzymowa też trafili przesiedleni Kresowiacy spod Tarnopola. W latach 50. czeskie władze uznały, że takie sąsiedztwo niebezpiecznie sprzyja kontrabandzie na granicy. Zapadła decyzja, że przygraniczną wioskę trzeba drugi raz wysiedlić. Po usunięciu ludzi przeprowadzono akcję burzenia ponad setki domów i zagród.

Opuszczoną wioskę porósł las. Do dziś zostały dwa domy zagospodarowane na letniska i ruina gotyckiego kościoła w środku kasztanowej alei. Ludna przed wojną okolica stała się nowymi kresami Rzeczypospolitej i Republiki Czeskiej. Krainą nostalgicznych ruin po wysiedlonych autochtonach.

Powódź odkryła świętego
Przez 60 powojennych lat w gęstych krzakach nad potokiem Nepomucenowa kaplica straciła zupełnie tynk, a blaszana figura - resztki farby.
- Pojechałem do czeskich służb konserwatorskich do Ołomuńca - opowiada Ryszard Brzeziński. - Okazało się, że nie mają kapliczki w swoich wykazach zabytków i nie są specjalnie nią zainteresowani. Kiedy 22 grudnia ubiegłego roku na przejściu granicznym w Pietrowicach witaliśmy wejście do Schengen, podszedłem do starostki Krnova Renaty Ramazanowej, bo ładnie przemawiała, że nareszcie ziemia głubczycka i krnovska są znowu razem. Opowiedziałem jej o kapliczce. W styczniu Ramazanowa pojechała ze mną do starostki Slezkich Rudoltic, bo to na jej terenie leżą dawne Pelhrimovy. A ta dała mi zgodę, żebym z kapliczką robił to, co stosowne.

Porządek przy kapliczce święty Nepomucen, patron chroniący od powodzi, zawdzięcza powodzi w 1997 roku. Dolna część Pielgrzymowa, razem z pałacem i starym folwarkiem, na trzy dni znalazła się wtedy pół metra pod wodą, choć władze gminne w Głubczycach uparły się i formalnie nie uznały wsi za dotkniętą żywiołem. Ryszard Brzeziński kilka lat walczył z poprzednim burmistrzem o prawo dochodzenia odszkodowania. Nic nie wywalczył. Wreszcie w 2007 roku, przez czeskiego adwokata napisał do państwowej czeskiej instytucji Povodi Odry, która zajmuje się utrzymaniem rzek w całym dorzeczu, że domaga się 100 tys. zł za szkody, bo wieloletnie zaniedbania w utrzymaniu potoku doprowadziły do zalania jego posesji.

- Odszkodowania nie dostałem, ale przynajmniej w tym roku Czesi gruntownie wyczyścili koryto rzeki, wycięli krzaki, drzewa - opowiada Brzeziński. - Szkoda, że tylko na odcinku 200 metrów, koło zamku, a nie wzdłuż całej wioski.
Wyremontowana, wybielona kapliczka Jana Nepomuka z daleka przyciąga wzrok na zielonej łące za rzeczką.

Pałac z wyrokiem rozbiórki
Ryszard Brzeziński, dla miejscowych hrabia albo "zamkowy z Pielgrzymowa", ma trudny charakter i niewyparzony język. Mówi w oczy, co myśli, a w słowach nie przebiera.

- Pastuch na łące ma więcej rozumu niż pan w swojej partyjnej głowie! - wypalił kiedyś wicewojewodzie częstochowskiemu. Był rok 1977. Ryszard Brzeziński z Gliwic szukał dla siebie zabytkowego obiektu na dom. Najpierw przymierzał się do starego młyna na Śląsku. Potem wypatrzył parterowy dworek koło Częstochowy i przyjechał do wicewojewody, żeby wymóc na nim zgodę na sprzedaż.

Dworu mu nie sprzedano, ale dzięki temu Brzeziński trafił na Opolszczyznę. Miał do wyboru zamek w Nasiedlu koło Kietrza, dworek w Mikolinie koło Brzegu i Pielgrzymów - stary pałacyk z pięknym parkiem. W 1979 roku, jako pierwsza osoba prywatna w województwie opolskim, podpisał umowę kupna zabytkowego pałacu.
Barokową, zgrabną siedzibę rodową wybudowali około 1740 roku von Blumenkronowie. Prawdopodobnie na miejscu wcześniejszej, XVI-wiecznej kamiennej wieży, która po przebudowie stała się jednym ze skrzydeł pałacu. Po wojnie budynek był przez parę lat ośrodkiem kolonijnym, ale gdzieś w latach 60. miejscowe dzieci znalazły na polach w sąsiedztwie granat. Jego wybuch spowodował masakrę, po której władze zrezygnowały z kolonii, porzuciły ośrodek i przez 10 lat następnych pałac był swobodnie rozkradany. Wreszcie władze konserwatorskie wydały na pałac wyrok śmierci. W 1972 roku Zofia Bandurowska z wrocławskiej Pracowni Konserwacji Zabytków przygotowała dla Pielgrzymowa studium historyczno-architektoniczne. "Ze względu na liczne przebudowy oraz znaczne zniszczenie obiekt nie reprezentuje wysokiej klasy artystycznej".
- Budynek był już pozbawiony znacznej części dachu, nie było drzwi, okien, na balkonie rosły drzewa - wspomina Brzeziński. - Jedynym pomieszczeniem, jakie nadawało się do mieszkania, był pokoik na strychu.

Ostatnie oryginalne drzwi z mosiężną, zdobioną klamką, znalazł w starym folwarku. Przerobiono je na gołębnik. Wymienił je za stertę desek. Resztki morawskich malowanych kafli piecowych znalazł wyrzucone w pałacowym parku. Prawie identyczne kafle z Moraw widział potem w rezydencji Havla na Hradczanach. Mieszkając na stałe w Gliwicach, przyjeżdżał na weekendy do Pielgrzymowa pracować przy odbudowie. Sam, systemem gospodarczym, z pomocą przyjaciół.
Bez państwowych kredytów, dotacji i pomocy, skazany już na śmierć pałacyk dziesięć lat później miał na nowo wszystkie okna, stropy, dach i podłogi. Na stałe Ryszard Brzeziński zamieszkał w nim w 2002 roku.

Kresowiak z sentymentem
Kolejną wojnę na słowa Brzeziński stoczył z kurią biskupią w Opolu. Poszło o ruiny kościoła katolickiego, wybudowanego w Pielgrzymowie w 1810 roku. W czasie wojny zniszczyły go trochę pociski i tak stoi do dziś, sypiąc się w proch. Kiedy "hrabia" uporał się ze swoim zabytkiem, wpadł na pomysł, żeby na neogotyckiej budowli kościoła zamontować przeszklony dach, a w środku na nowo odprawiać nabożeństwa.

Góralski majster, który przyjeżdżał na roboty do naszej wsi, wyliczył, że to by kosztowało jakieś 100 tys. zł. - wspomina. - Konserwator zabytków z Opola dał zgodę na taki remont i obiecał załatwić w Warszawie połowę tej kwoty. Resztę trzeba by było dozbierać, ale kuria nie dała zgody na zbiórkę.

Dwa tygodnie później władze kościelne zdecydowały, że zamiast odbudowywać stary kościół, postawią obok niego, na miejscu dawnej plebanii, nową kaplicę. Stary i nowy Boży dom stoją dziś obok siebie.

- Przyjechali ją budować górale - wspomina Brzeziński. - Majster aż się zdziwił: Jak to, przecież za te same pieniądze można by przykryć dach na kościele!
Odkąd otwarły się granice, Ryszard Brzeziński z Pielgrzymowa znalazł sobie do roboty kolejny zabytek. Po ostatniej wycince z krzaków wyłoniła się druga zapomniana budowla, dawna kaplica zamkowa. Ledwie sto metrów od pałacowego muru, ale znów po czeskiej stronie potoku. Brzeziński podejrzewa, że ta niewielka barokowa budowla kryje w sobie jeszcze starsze mury. Odpadający tynk odkrył w jej środku przepiękne polichromie i płaskorzeźby, resztki dwóch aniołów strzegących ołtarza, mandrollę, czyli owalną płaskorzeźbę otoczoną promieniami słonecznymi. Spod tynku wyszedł nawet łaciński napis na ścianie, wydrapany przez kogoś prostym rylcem: Santa Maria ora pro nobis. Czescy konserwatorzy i tego zabytku nie mają w swoich rejestrach. Jego remont będzie jednak bardziej skomplikowany i kosztowny, niż sąsiedniego Nepomucena. Brzeziński chciałby się tym zająć, ale najpierw zamierza się formalnie dogadać z czeskimi władzami.

- Wierzę, że jak tutaj uda mi się uratować jakiś poniemiecki zabytek, to w Brzeżanach pod Tarnopolem, skąd pochodzi moja rodzina, ktoś zajmie się ratowaniem polskich pamiątek - wyznaje "zamkowy pan z Pielgrzymowa".
Bo tak naprawdę Brzeziński kupił pałacyk na południowych kresach przez sentyment za dawnymi Kresami na Wschodzie. Łagodne góry, rozległe łąki, lasy Jeseników tak bardzo przypominają mu okolice Brzeżan. Tam tylko jest więcej buków i dębów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska