Samobójcy najczęściej nie chcą umierać. Oni po prostu nie mogą dłużej tak żyć...

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Nie zawsze skaczą od razu. Do takich mają szanse dotrzeć policyjni negocjatorzy.
Nie zawsze skaczą od razu. Do takich mają szanse dotrzeć policyjni negocjatorzy. Jarosław Jakubczak / polska press
W sylwestrową noc odebrała sobie życie 17-letnia uczennica z Gniezna. Kilka dni później 25-letni kleryk z Krakowa. Dzierzgowem na Pomorzu wstrząsnęła tragiczna seria: 13 stycznia 25-latek, 15 stycznia - 23-latek. Parę dni później 41-letni mężczyzna i ostatnio jego rówieśnik dosłownie ściągnięty z torów tuż przed rozpędzonym pociągiem. Przez kilka dni cała Polska trzymała kciuki za powodzenie poszukiwań dwóch nastolatek. Daremnie. Przechodzień znalazł ciała 15-latki z Jasła i 17-latki z Opolszczyzny.

Nie bądź obojętny!

Nie zawsze skaczą od razu. Do takich mają szanse dotrzeć policyjni negocjatorzy.
Nie zawsze skaczą od razu. Do takich mają szanse dotrzeć policyjni negocjatorzy. Jarosław Jakubczak / polska press

Nie zawsze skaczą od razu. Do takich mają szanse dotrzeć policyjni negocjatorzy.
(fot. Jarosław Jakubczak / polska press)

Nie bądź obojętny!

Nawet 85 proc. samobójców ostrzegało swoich najbliższych o zamiarze odebrania sobie życia. Robili to w sposób werbalny ("wolałbym nie żyć", "wszystko jest bez sensu") albo niewerbalny: przygnębienie, smutek, brak troski o wygląd zewnętrzny, unikanie kontaktów koleżeńskich, pilne regulowanie swych spraw, rozdawanie cennych przedmiotów, szukanie pojednania z dawnymi przyjaciółmi, pisanie testamentu.

Od tej wyliczanki aż skóra cierpnie, bo nie ma nic bardziej tragicznego, niż gdy człowiek w największej desperacji odbiera sobie życie. Na Opolszczyźnie do prób samobójczych dochodzi 4 razy w tygodniu. W całym kraju codziennie śmierć zadaje sobie 16 osób. Młodzi i starzy, bogaci i biedni, wierzący i obojętni.

Jest ich rocznie już ponad 6 tysięcy. Najwięcej na Śląsku, w Łódzkiem i Świętokrzyskiem. Od czasu kryzysu ekonomicznego roczna liczba samobójców wzrosła o tysiąc. Na Opolszczyźnie rok temu samobójstwo popełniły 133 osoby, w 2013 - 152, ale jeszcze rok wcześniej - 98. Skok jest niepokojący.

Społeczny barometr

Motywy zamachów samobójczych nastolatków:

1. Nieporozumienia rodzinne (rozbicie rodziny, brak harmonii w wychowaniu, nadużywanie alkoholu przez rodziców, brak autorytetu rodziców, przesadne ograniczenie swobody
i surowe nakazy, przemoc fizyczna i psychiczna).
2. Problemy szkolne.
3. Zawód miłosny.
4. Tragedie osobiste i sprawców, i ich otoczenia: choroba psychiczna, choroba przewlekła, śmierć bliskiej osoby, nagła utrata źródła utrzymania, złe warunki ekonomiczne.
5. Kryzysy rozwojowe związane z procesem dojrzewania.
6. Uzależnienie od leków, środków narkotycznych i substancji psychoaktywnych.

Choć każde samobójstwo jest indywidualną tragedią, ich sumę socjologowie traktują jako niezwykle czuły barometr społecznej integracji. Gdy więzi międzyludzkie się rozluźniają, liczba samobójstw wzrasta.

Najczęściej samobójstwo popełniają mężczyźni w sile wieku. Powodem jest bezrobocie lub obawa utraty pracy. Przez całe dekady samobójstwo było zjawiskiem dość "elitarnym" i miejskim. Teraz tendencje się odwróciły. W dużych miastach ludzie rzadziej tracą nadzieję, tam zawsze są jakieś perspektywy. Na wsi i w małych miastach, gdy życie się człowiekowi zawali, to często uważa on, że już nic się nie zmieni, aż do śmierci. I wychodzi jej naprzeciw.
Samobójcy najczęściej nie chcą umierać, ale po prostu nie mogą dłużej żyć - mówią psychologowie. Każdy przypadek jest inny, ma swoje indywidualne oblicze i motywy. Wbrew powszechnej opinii większość nie zostawia listów pożegnalnych i tajemnicę tragicznej decyzji najczęściej zabierają do grobu. Jak 22-latek z Małopolski, który odebrał sobie życie w noc poślubną. Zdjął tylko marynarkę, a eleganckie buty zamienił na wygodne klapki i zszedł do piwnicy. Albo jak 25-letni Damian, który zakończył swe życie w niedzielne południe, gdy poślubiona siedem miesięcy wcześniej żona szykowała obiad dla niego i maleńkiego synka. Albo jak kleryk Wyższego Seminarium Duchownego i ambitny student teologii w Krakowie.

W wymiarze indywidualnym samobójstwo jest potworną tragedią osoby, która targnęła się na życie, i jej najbliższych. Ale statystyki samobójcze mają znaczenie dla społeczeństwa. Socjologia bada je od końca XIX wieku, gdy takie analizy rozpoczął Emil Durkheim. Według niego samobójstwo jest aktem społecznym, wynikającym ze stanu grupy społecznej, w której jednostka uczestniczy. Podstawowy mechanizm rodzący samobójstwo w jego społecznym wymiarze związany jest z wewnętrzną integracją, spoistością grupy. Suma samobójców mówi więc wiele o społeczeństwie, w którym żyjemy.

Statystyki budzą przerażenie

Z danych Komendy Głównej Policji wynika, że w 2013 roku życie odebrało sobie 6100 osób, o 1923 więcej niż rok wcześniej. To ponad 40-procentowy wzrost - najwyższy od początku lat 90. Samobójstw jest coraz więcej, a to niezwykle czuły miernik społecznej kondycji.

- Ta kondycja, mówiąc oględnie, nie jest dobra - stwierdza prof. Maria Jarosz, socjolog z Polskiej Akademii Nauk, autorka książki "Samobójstwa. Dlaczego teraz?". Uczona badała samobójstwa w Polsce od 1951 roku. W ciągu 60 lat ich liczba wzrosła o 400 procent. Były jednak dwa momenty w naszej najnowszej historii, kiedy gwałtownie spadała - rok 1981 i przełom 1989/90. W 1981 roku najbardziej - o jedną trzecią - spadły samobójstwa wśród górników, stoczniowców i hutników (trzon klasy robotniczej). Była tylko jedna grupa, w której samobójstwa wzrosły: decydenci średniego i niższego szczebla. Spadki liczby samobójstw w obu okresach oczywiście związane były z "Solidarnością" - nadzieją, jaką niósł sierpniowy zryw, a kilka lat później - ustrojowa przemiana.

Przez wiele lat liczba śmierci samobójczych w Polsce oscylowała wokół 5 tysięcy rocznie (zamiarów samobójczych mogło być nawet 10 razy więcej).

- Od roku 2008, co zapewne ma związek z kryzysem gospodarczym, liczba śmierci samobójczych wzrosła do ponad 6 tys. Zwiększył się także wskaźnik liczby samobójstw na 100 tys. mieszkańców - z 15 do 17,5 - mówi prof. Maria Jarosz. W Niemczech wskaźnik ten wynosi 12,2. W przeżywającej poważne kłopoty Hiszpanii - 7,6, ale w demolowanej przez kryzys Grecji zaledwie 3,5. Tam jednak dynamika wzrostu sięga 20 procent.

Gorzej niż u nas jest w Rosji (18,5) i na Białorusi (20,5). Na szczęście daleko nam jeszcze do Japonii, z którą kiedyś chcieliśmy się równać. Japończyków jest trzy razy więcej niż Polaków, a samobójstwa popełnia tam rocznie ponad 30 tys. ludzi, czyli 5 razy więcej niż u nas.
Niepokojącym zjawiskiem jest rosnąca statystyka samobójstw wśród nastolatków. W ub. roku na życie targnęło się ok. 460 osób poniżej 19 lat (na Opolszczyźnie - 13). Co roku zdarzają się samobójstwa coraz młodszych osób. Bywają wśród nich nawet 10-latki. Co najbardziej przeraża - w tej grupie wiekowej samobójstwa stanowią drugą przyczynę zgonów. Powody często wydają się błahe - szkolne problemy, trudna sytuacja rodzinna, zawód miłosny, ale bywa, że życie naprawdę ich przerasta. Prof. Jarosz poznała historię młodej dziewczyny, która opiekowała się młodszym rodzeństwem, pełniła rolę mamy i taty, których już nie było. W pożegnalnym liście napisała, że już nie daje rady.

75 procent samobójców wybiera śmierć przez powieszenie. W mieszkaniu, piwnicy bloku, w parku albo lesie. W odosobnieniu, z pełną determinacją, bez szans na cofnięcie kroku. Drugi najczęstszy sposób to skok z wysokości, ale rzucających się jest 9 razy mniej niż tych, którzy się wieszają. Wchodzą na wysokie kominy, stają na gzymsie, w oknie na dziesiątym piętrze albo na barierce mostu. Nie zawsze skaczą od razu. To do takich mają szansę dotrzeć policyjni negocjatorzy i podjąć próbę odwiedzenia od śmiertelnego kroku. Jeśli - jak mówią socjologowie - samobójstwo to wyzwanie rzucone społeczeństwu i zarazem wołanie o pomoc, to w przypadku skoczków są one szczególnie dobitne. Na Opolszczyźnie 99 procent interwencji negocjatorów dotyczy właśnie tego typu samobójców. Chcą być zauważeni, ale nie robią tego na pokaz.

- W powszechnym przekonaniu, jeśli ktoś chce się zabić, to się zabija, a nie siedzi kilka godzin na moście. Nie podzielam tej opinii - mówi Adam, negocjator z opolskiej policji. - Oni bardzo często chcą to zrobić, ale też chcą, by ktoś przy nich w tym momencie był. Nie widzą wyjścia z sytuacji, w jakiej się znaleźli. Problemy w ich życiu nawarstwiały się, aż miarka się przebrała. Zadaniem negocjatorów jest przekonanie ich, że takie wyjście istnieje.
Czasem trwa to wiele godzin. Na ogół bywa skuteczne, ale nie zawsze. Nierzadko niedoszli samobójcy dziękują za uratowanie życia. Ale czasem tragedia odwleczona jest w czasie. Adam pamięta pewną nastolatkę, którą udało się uratować jego zespołowi. Rok później dziewczyna już nie dała sobie szansy, by ktokolwiek ją przekonywał, i zabiła się.

Socjologowie rozróżniają cztery typy zachowań samobójczych: egoistyczne (człowiek czuje się osamotniony i niepotrzebny), fatalistyczne ("Bóg tak chciał"), altruistyczne (poświęcenie życia dla kraju, rodziny) i anomijne. - To ostatnie jest wtedy, gdy człowiek nie jest w stanie przystosować się do warunków, otoczenia, np. sytuacji rynkowej - wyjaśnia prof. Marek S. Szczepański z Uniwersytetu Śląskiego.

- Nie potrafię powiedzieć, dlaczego życie odebrał sobie konkretny człowiek - mówi prof. Maria Jarosz.- Na podstawie danych można jednak mówić o czynnikach zwiększających ryzyko samobójstwa. Np. wśród osób nagle osamotnionych - przez rozwód lub wdowieństwo - liczba samobójstw wzrasta o 400 procent, a do połowy tych tragedii dochodzi w pierwszym roku.

Najwięcej jednak w samobójczych statystykach jest bezrobotnych i rolników. Kiedyś samobójstwa były przede wszystkim zjawiskiem miejskim, teraz tendencje się odwróciły. Im większe miasto, tym niższe wskaźniki. Najmniej samobójstw jest w miastach liczących 200 tys. mieszkańców. Największy ich przyrost - na wsi i małych miasteczkach.

- Jak zamkną jedyny zakład pracy, to życiowe perspektywy maleją do zera. W dużym mieście człowiek ma większe szanse, by sobie poradzić - wyjaśnia prof. Maria Jarosz.

Słabi mężczyźni, silne kobiety

Śmiercią samobójczą umierają głównie mężczyźni. Tak jest wszędzie.

- Polska jest jednak jedynym krajem na całym świecie, w którym jest tak wielka dysproporcja między samobójstwami mężczyzn i kobiet - podkreśla prof. Maria Jarosz. Jeszcze w latach 90. zabijało się 5 mężczyzn na jedną kobietę, a teraz mamy relację 6 do 1. Polska jest charakteryzowana jako kraj silnych kobiet i coraz słabszych mężczyzn.

To głęboko zakorzenione historyczne uwarunkowania. Polscy mężczyźni albo byli na wojnie, albo ruszali do powstania, albo już siedzieli w jakichś kazamatach, na zesłaniu. A kobieta zostawała sama z całym domem i dziećmi na głowie. I musiała sobie poradzić. Statystyki pokazują, że tak jest dalej, ale głównie w przypadku kobiet "domowych". Te na wyższych stanowiskach zawodowych popełniają samobójstwa równie skutecznie jak ich koledzy.

Słabość mężczyzn to także wina współczesnych kobiet. Nauczyły się (pomogły im w tym kolorowe pisma) wymagać - pieniędzy, troskliwości, seksu. Mężczyzna powinien dużo zarabiać, pomagać w domu, wczuwać się w jej nastroje i zaspokajać wszelkie potrzeby. Facet, który czuje, że się nie sprawdza i nie jest w stanie podołać zakodowanemu w głowie modelowi macho, czasem wybiera ostateczne rozwiązanie. Woli śmierć niż poniżenie.
Adamowi, policyjnemu negocjatorowi z Opola, szczególnie zapadł w pamięć młody mężczyzna sprzed kilku lat, który samobójczą decyzję podjął w chwili, gdy jego pokręcone życie nareszcie zaczęło się prostować. Wcześniej miał policyjną kartotekę, siedział nawet w więzieniu, ale potem poznał dziewczynę, znalazł dobrą pracę, doczekał się syna. Żona najbardziej prosiła go o jedno - żeby już nigdy bliscy nie musieli się za niego wstydzić. Pewnego razu mężczyzna dostał wezwanie na policję. Był przekonany, że dopadła go zła przeszłość, ale najbardziej dokuczała mu świadomość, że zawiódł żonę i synka. Chciał skoczyć z mostu. Na szczęście negocjatorom udało się zmienić jego decyzję. Potem okazało się, że policja wzywała chłopaka w charakterze świadka, a nie podejrzanego. - Jak to dobrze, że uwierzył nam, że warto żyć dla syna - mówi negocjator.

Większość desperatów, których udaje się powstrzymać od samobójstwa, to ofiary nagłego krachu, utraty pracy i perspektyw. Wbrew powszechnym przekonaniom to nie ofiary biedy.

- Sama bieda to za mało, by odebrać sobie życie - mówi prof. Maria Jarosz.- Jak ktoś żył w biedzie, to przywykł, ale kiedy nagle wali się wszystko i człowiek po prostu nie ma na życie, to inna sprawa.
W samobójczych statystykach dominują 35-45-latkowie. W sile wieku, ambitni. Kiedy nagle tracą grunt pod nogami, nie chcą walczyć dalej. Zwłaszcza gdy upadek jest z wysokiego konia. Mocno reprezentowana jest też grupa 50+.

- Utrata pracy i bezrobocie to dla wielu ludzi szokujące doświadczenie. Im człowiek starszy, tym większa trauma, a szansa na znalezienie pracy mniejsza. Dlatego liczba samobójców w wieku dojrzałym rośnie - wyjaśnia prof. Marek S. Szczepański.

Zdaniem psychologa społecznego prof. Janusza Czapińskiego rosnącej skali samobójstw nie można jednak tłumaczyć jedynie bezrobociem i niedostatkiem, bo są społeczeństwa znacznie bardziej zamożne (np. skandynawskie), gdzie bezrobocie jest mniejsze, a wskaźnik samobójstw wyższy.

Z kolei suicydolodzy zwracają uwagę, że samobójstwo nigdy nie jest efektem jednego czynnika. Nie można powiedzieć, że ktoś się zabił, bo stracił pracę. Na jego dramatyczny krok składa się zespół czynników, fachowo nazywany suicydogennym układem sytuacyjnym. Np. takim: ktoś traci pracę, nie jest w stanie spłacać kredytu, popada w coraz większe długi, zaczyna pić, odchodzi od niego żona.

- To cały ciąg zdarzeń, prowadzący od bezrobocia do depresji - mówi dr Włodzimierz Brodniak z Polskiego Towarzystwa Suicydologicznego. Jego zdaniem liczba samobójstw w Polsce byłaby znacznie większa, gdyby nie emigracja 2 mln ludzi. Uciekli od biedy i braku perspektyw. Część z nich, gdyby została, pewnie uciekłaby od życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska