Samolot zamiast BMW

Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
Coraz więcej osób w Polsce z samochodów przesiada się na samoloty. Te najmniejsze kosztują tyle, co dobre auto, są tanie w eksploatacji, szybkie i... nigdy nie stoją w korkach. Na Opolszczyźnie jest już kilku amatorów tego rodzaju maszyn.

Samolot ultralekki to taki, który z załogą i paliwem nie waży więcej niż 450 kg. Jerzy Dziedzic, prywatny przedsiębiorca z Grodkowa, ma zamiar kupić taką właśnie maszynę. Jest w trakcie kursu na "podniebne prawo jazdy". Chce zdobyć licencję pilota turystycznego, która uprawnia do pilotowania samolotów sportowych o masie do 5700 kg. To uprawnienie wyższe niż świadectwo kwalifikacji, które trzeba mieć do pilotowania samolotów ultralekkich.
Szybciej i ekonomiczniej

- Z powodów zawodowych albo prywatnych dziennie spędzam w samochodzie nawet 10 godzin - mówi. - Pokonuję duże odległości, stoję w korkach, do jazdy zaczynam mieć wstręt. Samolot oszczędzi mi połowę czasu, a kosztuje tyle, co dobry samochód, czyli taki, który trzeba mieć, jeśli jeździ się dużo i często. Na swój podniebny pojazd Jerzy Dziedzic zamierza wydać około 300 tysięcy złotych. - Za tę sumę na pewno znajdę coś w pełni sprawnego i prawie nowego - stwierdza.

Dobrze wszystko przekalkulował, zanim podjął decyzję o kursie pilotażu i kupnie samolotu. - Jednorazowo to faktycznie dość duży wydatek, ale koszty utrzymania są właściwie takie same, jak samochodu - przekonuje. - Ultralekki samolot, latający na zwykłej benzynie, spala około 15 litrów na godzinę lotu. Porusza się w tym czasie z prędkością blisko dwustu kilometrów na godzinę. Samochód na setkę spala 7-8 litrów. Wychodzi więc na to samo.

Oszczędność czasu jest natomiast znaczna. - Do Warszawy samochodem jadę 4-5 godzin, a dolecę tam w 1,5 godziny - mówi Jerzy Dziedzic. - W Katowicach drogą powietrzną jestem w 30-40 minut, a do Kołobrzegu, gdzie jedzie się pewnie z osiem godzin, leciałem ostatnio dwie i pół. Jest też kilka równie ważnych finansowo zalet. Podróżując samolotem, nie ma niebezpieczeństwa spotkań ze służbami mundurowymi, radarami i punktami karnymi za przekroczoną prędkość. Pod niebem te zasady nie obowiązują.

Samolot jest trendy

Wiesław Świderski z Nysy ma firmę handlową. Działa w Polsce, Czechach, w Szwajcarii. Od 2003 roku, na użytek przede wszystkim służbowy, ma ultralekki samolot. - Przynajmniej raz w roku, tak jak w ostatnich dniach na przykład, muszę być na Litwie, Łotwie i w Estonii - opowiada. - Wypad samochodem w tamte strony zająłby mi masę czasu. No i byłby bardzo męczący. A tak uwinąłem się w niecały tydzień i nie odczuwam trudów podróży. Do Budapesztu, gdzie pan Wiesław też czasem musi zajrzeć, dolatuje w 2 godziny 20 minut. Autem jechałby 5-6 godzin.

Do Chorwacji, w okolice Rijeki, gdzie bywa turystycznie, samolotem dociera w 4,5 do 5 godzin. Jazda zajęłaby mu dwa razy więcej. - Tak jest łatwiej i prościej. I wcale też nie trzeba mieć strasznych pieniędzy, by kupić mały samolot - mówi. - Używany ultralekki model w Czechach można dostać za 20 tysięcy euro. Ja na swój nowy wydałem jakiś czas temu 50 tysięcy euro. Dzięki niemu mam komfort, że jeśli trzeba wyjechać do Czech, to w kilka godzin obrócę w tę i z powrotem.

Takich osób, jak Jerzy Dziedzic i Wiesław Świderski, jest w Polsce i na Opolszczyźnie coraz więcej. - To nowy trend, zwłaszcza wśród ludzi, którzy mają swoje firmy i filie przedsiębiorstw rozsiane po Polsce i Europie, a na dodatek szanują swój czas- stwierdza Jerzy Dziedzic. - Znam kilka osób z regionu, które albo już mają swój samolot, albo właśnie przymierzają się do jego zakupu.

- Jest wśród nich na przykład lekarz weterynarii, który zajmuje się trzodą chlewną, ale taką w bardzo dużych gospodarstwach rolnych - dodaje Krzysztof Krzesiński, pilot i instruktor z Opola. - Pracuje na terenie całej Polski i na Ukrainie. Dla niego przemierzanie olbrzymich odległości to strata czasu i życia. Dlatego od jakiegoś czasu szkoli się w opolskim aeroklubie, by zdobyć uprawnienia do pilotowania samolotów. Zapewne i on w niedalekiej przyszłości zamieni udręki jazdy samochodem na wygodniejsze i szybsze podróżowanie samolotem.

Ultralekkich coraz więcej

Liczba samolotów ultralekkich z roku na rok gwałtownie się zwiększa. Według danych Urzędu Lotnictwa Cywilnego jeszcze w 2005 roku były ledwie cztery w Polsce. Rok później 31, na koniec roku 2009 - już 95. Na 21 lipca 2010 roku zarejestrownych w ULC jest aż 115 tego typu maszyn. - Co roku przybywa ich dwadzieścia i więcej - stwierdza Przemysław Mazan, specjalista z Wydział Rejestru Cywilnych Statków Powietrznych.

- A jeszcze więcej mamy w Polsce samolotów ultralekkich zgłoszonych do ewidencji stałego pobytu na terenie RP. To znaczy, że ich właścicielami są Polacy, ale samoloty są na zagranicznych numerach. Takich maszyn mamy w rejestrze ogółem 171. Dlaczego polscy piloci małych samolotów latają na obcych "rejestracjach"? - Bo w Czechach, gdzie samolotów ultralekkich lata blisko trzy tysiące, rejestracja trwa tydzień. U nas ciągnie się miesiącami - tłumaczy Wiesław Świderski z Nysy.

- I to wcale nie znaczy, że w Czechach jest to robione gorzej - stwierdza Krzysztof Krzesiński, pilot i instruktor z Opola. - Żeby zarejestrować tam samolot, tak jak i u nas inspektor musi zrobić przegląd maszyny, oblatać ją, dokładnie sprawdzić dokumentację - kwestię praw własności, parametrów technicznych, jakości i masy własnej. Tylko, że tam podchodzi się do samolotów ultralekkich jak do sprzętu, który służy turystycznemu lataniu. U nas sprawdza się je jak komunikacyjne boeingi i tonie w zbędnych papierach i formalnościach...

Start ze 100 metrów

Pasjonaci samolotów ultralekkich, przeważnie dwuosobowych, nie mogą się ich nachwalić. Są lekkie, szybkie, zwinne i ekonomiczne. - Dla porównania: popularna mała cessna 150 ze stukonnym silnikiem w godzinę spala 25 litrów paliwa, i to specjalnego, lotniczego, które w tej chwili kosztuje około 6-7 złotych za litr - opisuje Krzysztof Krzesiński. - Samolot ultralekki w tym czasie zjada 15 litrów zwykłej benzyny samochodowej. Cessna 150, by wystartować i wylądować na trawiastym podłożu - potrzebuje około 300 metrów rozbiegu. Samolot ultralekki startuje nawet ze 100 metrów.

Infrastruktura też jest coraz lepsza - prócz lotnisk w aeroklubach i tych po byłych bazach wojskowych, przybywa też prywatnych lądowisk. Na Opolszczyźnie są takie co najmniej dwa - pod Nysą i niedaleko Rzędowa w okolicach Jezior Turawskich. Opolski instruktor pilotażu chwali też ultralekkie samoloty za prędkości wznoszenia pionowego.

- Wspinają się do góry z prędkością 5 do 7 metrów na sekundę, czyli 300-400 metrów na minutę- opowiada Krzesiński. - Przy 700-metrowym pasie startowym, za którym jest ściana lasu, jak w opolskim aeroklubie, nad czubkami pierwszej linii drzew ultralekkie samoloty mają już ze 200 metrów przewagi. A załoga cessny 150 musi podnosić nogi, żeby nie zahaczyć o liście - żartuje pilot.

Prędkość i zasięg też punktują na plus tzw. ultralajtów. Wspomniana już cessna lata z prędkością przelotową ok. 160 km na godzinę i może na jednym baku paliwa przelecieć około 600 km, a samolot ultralekki lata ok. 200 km/h i ma zasięg nawet do 1000 km. - Czyli nad morze i z powrotem możemy obrócić bez dolewania benzyny - kwituje pan Krzysztof.

Na szkolenie jadą do Czech

Polacy, prócz rejestrowania samolotów w Czechach, także tam wolą zdobywać świadectwo kwalifikacji, czyli lotnicze prawo jazdy, upoważniające do poruszania się ultralekkimi samolotami. Powód? Uprawnienia do pilotowania można zrobić tam szybciej. - W Polsce, by zdobyć tak zwane świadectwo kwalifikacji na samoloty ultralekkie, trzeba zaliczyć ok. 60 godzin teorii i minimum 28 godzin latania - mówi opolski instruktor. - W Czechach jest to odpowiednio 45 i 20 godzin.

Kurs trwa zazwyczaj 1-2 miesiące, ale czasem nawet i pół roku. - Ja szkoliłem się na lotnisku pod Pragą. Zajęło mi to nieco ponad trzy miesiące. Jeździłem tam w weekendy - wspomina Wiesław Świderski. - Ale gdyby ktoś się uparł, siedział murem na lotnisku i trafił w dobrą pogodę, to pewnie uwinąłby się w niecały miesiąc. Czy to nie za krótko, by wpuścić kogoś za stery samolotu?

- Ostatecznie i tak wszystko zależy od instruktora - przekonuje Krzysztof Krzesiński. - To on decyduje, czy jego kursant jest gotowy do egzaminu, a potem samodzielnych lotów. Gdyby coś się stało, ponosi za to odpowiedzialność. Koszt kursu kończącego się egzaminami i wydaniem świadectwa kwalifikacji to wydatek ok. 10 tys. zł. Koszt zrobienia licencji pilota samolotu turystycznego, który może latać małymi samolotami, np. typu cessna - to wydatek ok 25-27 tys. zł.

- U nas zrobienie licencji pilota turystycznego kosztuje 25 tysięcy - mówi Adrian Wesołowski, szef opolskiego aeroklubu. - Trzeba w ramach takiego szkolenia zaliczyć 130 godzin teorii i 45 godzin lotu. Zajmuje to zazwyczaj około dwóch sezonów. W tej chwili szkolimy 10 osób. A zapewne będzie ich więcej, bo użytkowników samolotów małych i ultralekkich z roku na rok przybywa. Zwłaszcza tych drugich - i licencje, i same maszyny są tańsze, więc więcej osób na nie stać.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska