Sąsiedzki konflikt w Rozmierce

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
- Sąsiad odciął nas od drogi i jeszcze złośliwie pomazał siatkę jakimś smarem - mówi Barbara Obruśnik. - Wystarczy się otrzeć i ubranie jest do wyrzucenia, bo nie da się go doprać.
- Sąsiad odciął nas od drogi i jeszcze złośliwie pomazał siatkę jakimś smarem - mówi Barbara Obruśnik. - Wystarczy się otrzeć i ubranie jest do wyrzucenia, bo nie da się go doprać.
Rodzina Sapichów z Rozmierki we własnym domu czuje się jak w więzieniu. Nie może wyjść na drogę, bo sąsiad... zagrodził ją płotem.

O tym, że nie mogą korzystać z drogi dojazdowej do własnego domu, Sapichowie dowiedzieli się od... śmieciarza.

- Pewnego dnia zapukał do domu i powiedział, że jeżeli chcę mieć dalej wywożone kubły, to mam je wyciągać na główną drogę, kilkadziesiąt metrów od domu - mówi Teresa Sapich. - Gdy zapytałam, dlaczego, odpowiedział, że dostał takie polecenie. Powiedział, że droga, na której stoję, jest prywatna i śmieciarka nie może na nią wjeżdżać.

Przedwojenny dom, w którym od blisko stu lat mieszka rodzina Sapichów, mieści się przy ul. Strzeleckiej. Nie stoi jednak bezpośrednio przy drodze. Prowadzi do niego niewielka uliczka licząca kilkadziesiąt metrów. Teresa Sapich nie chciała wierzyć w to, co mówił śmieciarz. Wkrótce przekonała się w urzędzie, że nie kłamał.
- Nasze problemy zaczęły się na dobre pod koniec 2007 roku - mówi Teresa Sapich. - Maksymilian G., nasz sąsiad, ogrodził swoją działkę płotem. Stwierdził, że znalazł stare mapy, z których wynika, że droga jest jego. Nie pomogły żadne prośby, ani błagania.

Dom rodziny Sapichów został w ten sposób odcięty od ulicy Strzeleckiej.
- Od tego czasu nie możemy normalnie żyć - żali się Barbara Obruśnik, matka Teresy Sapich. - Do domu nie można przynieść węgla, nie da się wypompować szamba. Dzieci, żeby wyjść do szkoły, muszą przejść przez sąsiednią działkę. Ale tam pełno jest błota...

Kiedyś Sapichowie wezwali karetkę - Barbara, mama Teresy, dostała udaru i leżała nieprzytomna na podłodze. Ale sanitariusze z powodu płotu, który ustawiony jest zaledwie pół metra od furtki, nie mogli nawet wyjść z noszami. Musieli posadzić staruszkę na krześle i dopiero wtedy udało się zanieść ją do karetki.
Rodzina walczyła o drogę w sądzie. Sprawa ciągnęła się przez kilka lat. Teraz sąd przyznał rację Maksymilianowi G., uznając, że droga należy do niego.

- Nie mogę uwierzyć, że wszystko to dzieje się zgodnie z prawem - mówi Barbara Obruśnik. - Jakby tego było mało, sąsiad złośliwie posmarował swój płot smarem. Jedno otarcie kończy się tym, że ubranie trzeba wyrzucić do kosza.
Mieszkańcy Rozmierzy współczują "zamkniętej" rodzinie, a na zachowanie sąsiada tylko kiwają głową.
Maksymilian G. nie chciał rozmawiać z nto. Starsza kobieta, która otworzyła nam drzwi jego domu, gdy dowiedziała się tylko, o co chcemy zapytać, obróciła się na pięcie. Po tym nikt nie chciał otworzyć już drzwi.

Maksymilian G. tłumaczył przed sądem, że zagrodził drogę, bo to jego własność. Dodał, że rodzina Sapichów może zrobić sobie dojazd z drugiej strony domu.
- To niepoważna propozycja - mówi Teresa Sapich. - Do drugiej drogi mamy około 300 metrów. Musielibyśmy najpierw zburzyć szopę i utwardzić około 300 metrów pola...

Rodzina zapowiedziała, że od wyroku sądu się odwoła. Ale mówiąc szczerze, Sapichowie już nie wierzą, że to coś pomoże.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska