Prowadzenie kuchni na wysokości kilkuset metrów nad poziomem morza to zajęcie ekstremalne, dla ludzi o mocnych nerwach. Dla twardzieli, po prostu.
Zobaczcie w galerii, które schroniska w Beskidach karmią najlepiej:
Jakub Szupieńko, gospodarz położonego na wysokości 1324 m n.p.m. schroniska na Hali Lipowskiej mówi, że najważniejsze jest zorganizowanie się tak, by produkty w kuchni były cały czas świeże. Gospodarze schronisk nie mogą przecież liczyć na to, że dostawca dowiezie wszystko pod drzwi. Produkty trzeba samemu wtaszczyć na górę. Latem, przy dobrej pogodzie, nie ma problemu - można doładować samochód terenowy i jakoś idzie. Gorzej jest jesienią, kiedy trzeba brnąć w błocie po górskim trakcie, czy zimą przedzierać się przez zaspy - bywa, że skuterem trzeba obrócić ze dwa, a nawet trzy razy, by dowieźć towar do schroniska.
Tomasz Dobrowolski, menedżer schroniska na Skrzycz-nem (1250 m n.p.m.), precyzuje, że chcąc utrzymać kuchnię na dobrym poziomie, trzeba się regularnie zaopatrywać - minimum raz w tygodniu. Latem przywożą produkty jeepami, zimą kolejką krzesełkową lub skuterami. - Czasami warunki są naprawdę bardzo ciężkie - mówi Dobrowolski.
Nie przegapcie
- Oczywiście wpływa to na ceny, choć tak naprawdę nie są one aż tak dużo wyższe od cen w lokalach działających w dolinach - podkreśla Jakub Szupieńko. Zdzisław Kukla zwraca uwagę też na to, że w schroniskach górskich, które mają po sto lat, a takich jest sporo w Beskidach, dzień bez awarii to rzadkość.
Zobaczcie koniecznie
TYDZIEŃ Magazyn reporterów Dziennika Zachodniego
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?