Sędzia: Największą obelgą byłoby usłyszeć, że działam ze strachu

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Jerzy Połukord, karnista, prezes Sądu Okręgowego w Opolu.
Jerzy Połukord, karnista, prezes Sądu Okręgowego w Opolu. Archiwum (o)
Rozmowa z Jerzym Połukordem, karnistą, prezes Sądu Okręgowego w Opolu.

Sprawa Krzysztofa Stańki to porażka prokuratury, która - nie mając praktycznie żadnych dowodów - przez dwa lata wnioskowała o stosowanie wobec biznesmena tymczasowego aresztu, ale również sądu, który ten wniosek klepał. Ta „wpadka” będzie kosztowała podatnika 800 tys. złotych, bo tyle wynosi zasądzone zadośćuczynienie...
Nie znam akt tej głównej sprawy, ale z doniesień medialnych wiem, że niemałą rolę odegrał tu świadek koronny. Sąd, decydując o stosowaniu tymczasowego aresztu, nie przesądza o winie. Ten środek zapobiegawczy ma na celu zapewnienie prawidłowego toku postępowania. Sięga się po niego wtedy, gdy np. dozór policji lub poręczenie majątkowego nie dają gwarancji, że oskarżony nie będzie utrudniał postępowania karnego. Trzeba pamiętać, że na oskarżonym ciążył jedn z najcięższych zarzutów, jakim jest kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą.

W ośrodku prowadzonym przez Stańkę nie znaleziono ani śladu narkotyków, nie było też wyspy na jeziorze, o której długo i kwieciście opowiadał świadek korony. A prokurator brnął nadal...
Zeznania świadka koronnego mają taką samą wagę, jak każdego innego świadka. Dlatego, gdy sprawa trafia na wokandę, to sąd rozstrzyga, którym zeznaniom dać wiarę, a którym nie. Zresztą finalnie sądy nie poszły po linii oskarżenia i sprawa skończyła się wyrokami uniewinniającymi.

Przeczytaj też: Gangster opowiadał bajki. Skarb państwa zapłaci 800 tys. złotych

Ale zanim to nastąpiło przedsiębiorca stracił kawał życia na salach rozpraw, w tym ponad dwa lata w tymczasowym areszcie. Dla niewinnego człowieka areszt stał się karą.
Tak jest niestety na całym świecie. Jeśli okaże się, że nietrafnie stosowano dolegliwości, to rekompensatą może być zadośćuczynienie. W przypadku pana Stańki to jedna z najwyższych kwot, jakie dotąd przyznawały polskie sądy. Oczywiście nadal są to nieporównywalne pieniądze, wobec tych, jakie padały na Zachodzie na przykład za poparzenie się gorącą kawą w lokalu. Ale i u nas jest w tej kwestii coraz lepiej, choć wycenienie krzywdy zawsze jest niezwykle skomplikowane. Jedno jest pewne: ta historia nie powinna się wydarzyć. Ale prokurator z Katowic, który występował w tej sprawie, ma swoich przełożonych i to oni powinni rozstrzygnąć, co zawiodło.

Kontrowersje budzą ostatnio zmiany w ustawie, nad którymi pracuje Sejm. Krótko rzecz ujmując idzie o to, że niezadowolony z rozstrzygnięcia sądu apelacyjnego prokurator będzie mógł zażądać zwrotu akt, celem ich uzupełnienia.
Mamy do czynienia z projektem, więc trudno mówić o konkretach. Pomysł jest kontrowersyjny i przyznam, że w mojej 30-letniej karierze nie spotkałem się jeszcze z czymś takim. W tej chwili sąd, gdy uzna, że są braki dowodowe, może wrócić sprawę do postępowania przygotowawczego. Po zmianach moglibyśmy mieć do czynienia z sytuacją, gdy władza sądownicza będzie w gorszej sytuacji niż władza wykonawcza, reprezentowana przez prokuratora. To zaburzyłoby też równowagę między stronami, bo przecież oskarżony nie miałby prawa domagać się zwrotu akt do uzupełnienia.

Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, gdy prokurator - korzystając z takiego przepisu - będzie chciał ratować swoją skórę i po uniewinnieniu zażąda zwrotu akt. Wtedy sprawa Krzysztofa Stańki mogłaby trwać kolejnych kilkanaście lat, rujnując mu zdrowie, życie rodzinne i biznes.
Jeśli przepis faktycznie będzie obowiązywał, to sąd nie ma wyboru i musi go wykonać. Wymiar sprawiedliwości świadczy pewną usługę dla społeczeństwa, mamy rozstrzygać spory w interesie ogólnym, dlatego mam nadzieję, że ustawodawca zarezerwuje taką procedurę dla absolutnie wyjątkowych przypadków.

Uniewinnienie jest porażką oskarżyciela publicznego. Każdy prokurator powie w takiej sytuacji, że jego sprawa jest absolutnie wyjątkowa.
To prawda, zwłaszcza, że uniewinnienie może mieć konsekwencje służbowe dla prokuratora, jak chociażby pominięcie go w kwestii awansów czy nagród. Niewątpliwie taka wpadka nie pozostaje bez wpływu na karierę, dlatego mam nadzieję, że przepis - jeśli faktycznie wszedłby w życie - nie byłby furtką do związania rąk sądowi.

Czy niezawisłość sądów jest dziś zagrożona?
Sędziów wiąże jedynie prawo i niezawisłość każdy z nas ma w sobie. Jako prezes sądu nie mogę wydać polecenia innemu sędziemu, aby w danej sprawie rozstrzygał tak a nie inaczej. Zresztą nikt inny nie ma takiego prawa.

Nawet minister?
Nawet minister.

Ale przecież takich spraw nie załatwia się na zasadzie pisemnych rozkazów. Wystarczy tylko „ukarać” niepokornego sędziego na przykład cofając mu delegację do sądu wyższej instancji. Tak się stało w Warszawie i wywołało falę spekulacji.
Trudno mi wejść w głowę tego, kto o tym decydował. Minister miał prawo podjąć taką decyzję, a sędzia mógł ją jedynie przyjąć. W cywilizowanym kraju władza wykonawcza nie ma prawa wpływać na sądowniczą. Jeśli ktoś powie o mnie, że czegoś nie wiem, że czegoś nie doczytałam, to przyjmę to z godnością. Największą obelgą byłoby usłyszeć, że jestem nieuczciwy, albo, że działam ze strachu przed kimś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska