Sejmik na zagrodzie

Fot. Witold Chojnacki
Gdy powstawało województwo oczekiwania były ogromne.
Gdy powstawało województwo oczekiwania były ogromne. Fot. Witold Chojnacki
Minorowe miny radnych na ostatniej, kończącej kadencję, sesji mogły świadczyć o jednym: samorząd wojewódzki rozbudził wielkie nadzieje, ale mało które z nich spełnił.

Musimy zrealizować taki program, by nawet za 30 lat nikt nie negował potrzeby istnienia województwa opolskiego - mówił przed czterema laty na inauguracyjnej sesji sejmiku jego przewodniczący, Norbert Krajczy.
Każdy sobie
rzepkę skrobie
Tymczasem bilans czterech lat jest taki, że bezrobocie wzrosło o sześć procent, zniknęła z rynku pokaźna grupa opolskich firm, w rankingach krajowych i ocenie inwestorów zajmujemy, jako województwo, jedno z ostatnich miejsc.
- Nie dano nam prawie żadnych uprawnień, by móc kreować politykę gospodarczą i społeczną regionu. Tymczasem mieszkańcy czynią marszałka odpowiedzialnym za wszystko, co złego dzieje się na Opolszczyźnie - odpiera te zarzuty marszałek Ryszard Galla.
Gdy powstawało województwo samorządowe, oczekiwania były ogromne. Wreszcie pokażemy, na co nas stać. Rozczarowanie nastąpiło dość szybko. Już w momencie opracowywania statutu województwa rozpoczęła się ingerencja resortu spraw wewnętrznych w jego zapisy. Nie inaczej było, gdy sejmik zajmował się polityką zagraniczną i umowami partnerskimi z Niemcami, Ukrainą czy Hiszpanią.

Próba bilansu sejmikowych dokonań.

SEJMIK W LICZBACH
- w ciągu całej kadencji odbyło się 50 sesji
- podjęto 307 uchwał
- komisje zbierały się 315 razy
- ani razu nie opuścili sesji w tym roku: Barbara Dębska, Ryszard Galla, Waldemar Kościelny, Norbert Krajczy, Norbert Lysek, Waldemar Niewczas, Tomasz Olszewski, Stanisław Podwiński, Tadeusz Ryśnik, Jan Szawdylas, Janusz Sawczuk, Maria Wojtczak
- najgorszą frekwencję (50 proc.) miał Zygmunt Zubek
- diety radnych pochłonęły od 1999 roku 2,5 mln złotych
- Stanisław Jałowiecki i Ryszard Galla w roku 1999 i 2000 ufundowali ze swoich diet 12 stypendiów na kwotę 30.896 zł dla zdolnych uczniów, ale w trudnej sytuacji rodzinnej (od roku 2001 członkowie zarządów nie mogli korzystać z diet radnych stypendia zawieszono.

Radni debatowali o sytuacji gospodarczej regionu, ale samorząd wojewódzki nie miał własnego majątku, żadnego przedsiębiorstwa na stanie, a większość jego dochodów stanowiły albo dotacje, albo subwencje.
- Dyskutowaliśmy na temat bezrobocia, ale zwalczanie jego skutków od nas nie zależało. Dopiero w połowie kadencji wojewódzkie urzędy pracy podporządkowano sejmikom - przypomina poseł Andrzej Namysło, przed rokiem szef opozycyjnego klubu radnych SLD. - Para szła w gwizdek. Radni nie mogli się odnaleźć. To prawda, że nie byliśmy jako samorząd wojewódzki zwierzchnikiem gmin i powiatów, ale należało budować partnerskie relacje między nimi. Może by dziś funkcjonował - na wzór wrocławskich Bielan - związek gmin autostradowych, może promocja województwa w kraju i na świecie byłaby lepsza, a biznes nie oceniałby, że na Opolszczyźnie klimat nie służy przedsiębiorczości.
- Klimat kooperacji z gminami był od początku nie najlepszy - potwierdza Ryszard Zembaczyński, na początku radny AWS, dziś szef klubu radnych Platformy Obywatelskiej. - Zarząd uznał, że każdy samorząd ma swoje problemy. Z obrony województwa nic nie wynieśliśmy, zamiast współpracy, była szamotanina.
Tej szamotaniny było wiele od samego początku kadencji. Najbardziej iskrzyło na linii urząd marszałkowski - wojewoda. Nie brakowało spektakularnych wystąpień na sesjach, gdy poseł Jerzy Szteliga z SLD, wówczas w dodatkowej roli radnego, zarzucał wojewodzie Adamowi Pęziołowi (AWS) nieznajomość kodeksu postępowania administracyjnego i z tegoż kodeksu robił mu prezent. Apogeum konfliktów nastąpiło, gdy w wyniku odmiennych poglądów wojewody Opolszczyzna straciła około miliona złotych przewidzianych na restrukturyzację służby zdrowia.
Legitymacje partyjne
zostały na portierni
Zapowiedź kontraktów wojewódzkich dała nadzieję, że wreszcie coś na Opolszczyźnie ruszy, że po pieniądze na rozwój nie trzeba będzie klamkować u resortowych ministrów. Tymczasem kontraktowe pieniądze spłynęły okrojone o połowę, o kolejnych kontraktach na następne lata już nie było mowy.
Sejmikowi jedno przyznać trzeba: nie był zbyt rozpolitykowany. Wymiana zdań pomiędzy opozycją a koalicją (kto by nią nie był) przebiegała bez złośliwości i osobistych wycieczek.
- Bardziej niż linia partii liczyło się to, kto ma jakie poglądy na sprawy merytoryczne. Ja sam częściej w głosowaniach kierowałem się zdrowym rozsądkiem, niż tym, co nakazywałby mój klub - mówi Stanisław Podwiński, radny - na początku w AWS, teraz w PO.
Nigdy też w sposób jawny nie iskrzyło na linii: mniejszość niemiecka - reszta radnych. Kiedy sejmik zajmował się problemami kultury i opracowywał stosowny program, kultura mniejszości wpisana została jako coś oczywistego, a nie szczególnego.
- Kiedy weszliśmy do samorządu wojewódzkiego sprawą drugorzędną stało się, kto ważniejszy - Ślązak, Niemiec czy Polak. Mamy mieszkańcom stworzyć dobre warunki życia. I jako mniejszość staraliśmy się szukać sojuszników dla naszych celów - uważa Józef Kotyś, szef klubu radnych Mniejszości Niemieckiej.
Także wybór marszałka Ryszarda Galli z Mniejszości Niemieckiej wywołał mniej kontrowersji, niż można było się spodziewać.
- Spotkałem się z sympatyczną reakcją. Telewizja regionalna wyemitowała sondę, w której pytano Opolan, co o tym sądzą. Odpowiedzi - także ku mojemu zdziwieniu - były przyjazne i w duchu: nie ważne kto, ważne, jakim będzie marszałkiem. Staram się nie dawać pretekstu do podejrzeń o stronnicze działanie - mówi Ryszard Galla.
Tu zaszła zmiana
W ocenie radnych sejmikowych właśnie odwołanie pierwszego zarządu województwa ze Stanisławem Jałowieckim na czele było wydarzeniem, które najmocniej utkwiło w pamięci. Że do takiej próby sił dojdzie można było przypuszczać tuż po wygranych przez SLD wyborach parlamentarnych. Andrzej Mazur, wiceprzewodniczący sejmiku z ramienia SLD (przez jakiś czas przewodniczący klubu), zapytany o sens zmiany koalicji rządzącej na kilka miesięcy przed wyborami, tłumaczy:
- Zmiana zarządu miała stworzyć polityczne warunki do uratowania kasy chorych i jej reanimacji. Gdyby do tego nie doszło, nie mielibyśmy własnej kasy, a usługi medyczne kontraktowane byłyby w jednym z sąsiednich województw. Kasa, choć mała, uratowała się.

Inni politycy lewicy tłumaczyli, że dzięki przejęciu rządów przez SLD i Mniejszość Niemiecką Opolszczyzna będzie miała lepsze przełożenie na Warszawę, z większą łaskawością będzie rząd na nią spoglądał. Leon Troniewski, radny niezrzeszony (na początku wiceprzewodniczący sejmiku z ramienia UW) ocenia, że tego przełożenia i tak nie widać.
- Koniec wieńczy dzieło. A koniec jest kiepski. Rządy nowej koalicji niczego dobrego nie wniosły - uważa.
Słowa, słowa, słowa
Wśród radnych sejmiku znalazło się aż ośmiu (potem po odwołaniu Jacka Pawlickiego - siedmiu) wójtów i burmistrzów. To, co miało być początkowo atutem sejmiku (bo wydawać się mogło, że doświadczeni samorządowcy nadadzą ton), okazało się jego największą słabością. Racje partykularne ścierały się z regionalnymi. I najczęściej wygrywały.
Obrady sejmiku pozostawiały wiele niedosytu. Brak im było dramaturgii, brak wyrazistych wniosków, które powinny kończyć każdy dyskutowany problem. Janusz Wójcik, opolski radny, gdy pewnego dnia przyszedł poobserwować obrady sesji, spytał po godzinie: - Tu zawsze tak nudno?
Nudą wiało, niestety, prawie zawsze. Brakowało ostrych starć, jakie mają np. miejsce za sprawą wyjątkowo dobrze przygotowanej i pracowitej opozycji w opolskim ratuszu. W trakcie obrad sejmiku sala ożywiała się rzadko. Najczęściej, gdy mowa była o służbie zdrowia, której akurat przedstawiciele w gronie radnych dominowali. Dramaturgię miały takie sesje, gdy ważyły się losy rady kasy chorych lub odwoływano zarząd województwa. Niektórzy radni przez cztery lata nie zabrali głosu.
Recepty na jutro
Z grona radnych sejmiku wystartowali do parlamentu (z powodzeniem) Apolonia Klepacz (senator) i Andrzej Namysło (poseł).
- Traktuję pracę w samorządzie województwa, jako pozytywne doświadczenie. Sejmik zmusza do myślenia kategoriami regionalnymi - twierdzi Andrzej Namysło. Choć i on przyznaje, że reformie samorządowej do doskonałości daleko. - Niefortunne jest nazewnictwo - marszałkiem powinien być obecny przewodniczący sejmiku, wojewodą szef zarządu województwa, bo to on jest gospodarzem terenu. Zaś wojewoda - pełnomocnikiem rządu, powołanym do kontroli przestrzegania prawa. Powinno też nastąpić wyraźne rozdzielenie kompetencji pomiędzy urzędem marszałkowskim a wojewody, by nie dochodziło do konfliktów, do wyrywania się przed szereg - postuluje.
Józef Kotyś ma podobne poglądy: - Dzisiaj samorząd województwa przypomina bal marionetek. Instrumenty do sprawowania władzy znajdują się poza województwem. Szkoda tylko, że politycy pamiętają o tych faktach tylko przed wyborami. Potem nic się nie zmienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska