Chorzy obawiają się, że mogą wizyty już nie doczekać, a nie każdą osobę stać na leczenie prywatne. W ubiegłym roku pisaliśmy, że kolejki do kardiologa w tej przychodni są co najmniej sześciomiesięczne. Do tej pory nic się nie zmieniło.
- Byłem przyjęty przez kardiologa w maju, po wcześniejszym pięciomiesięcznym oczekiwaniu - opowiada pacjent z Opola. - Założono mi holter (aparat do monitorowania zaburzeń rytmu serca - przyp. red.), mam wyniki i chciałem się ponownie zarejestrować do lekarza, aby się dowiedzieć, co mi dolega. Usłyszałem jednak w rejestracji, że w tym roku jest to już niemożliwe. Co mam teraz zrobić? Nie wiem czy coś poważnego mi grozi, czy też mogę na swoją kolejkę spokojnie poczekać.
- Jestem po poważnym zabiegu - żali się opolanka. - Miałam zalecenie, żeby przyjść na kontrolę, ale odeszłam z kwitkiem.
Dr med. Władysław Pluta, ordynator oddziału kardiologii WCM, któremu podlega też przychodnia, twierdzi, że jej możliwości sa ograniczone.
- Pacjentów ze schorzeniami kardiologicznymi w naszym województwie jest tak dużo, że gdyby nawet były trzy takie przychodnie, które pracowałyby od rana do nocy, to i tak to by nie wystarczyło - podkreśla. - Nasza placówka powinna świadczyć głównie usługi konsultacyjno-diagnostyczne, powinniśmy przyjmować najtrudniejsze przypadki. Tymczasem trafia do nas dużo chorych, których z powodzeniem mogliby "załatwiać" lekarze podstawowej opieki zdrowotnej. Wymagałoby to jednak zlecenia różnych badań, a te kosztują, więc, czy jest taka potrzeba, czy nie - wysyła się pacjentów do nas.
Niektórzy z nich są już zdiagnozowani, ale przychodzą co 3-4 miesiące po recepty. - Jest to dość pokaźna grupa, która powoduje, że utrudniony dostęp do nas mają te osoby, które potrzebują pomocy w pierwszej kolejności - uważa doktor Pluta. - Nie każdy chory powinien do nas bezwzględnie trafiać, ale ludzie chcą się tu leczyć.
Pierwszeństwo w przyjęciach mają pacjenci dowożeni na konsultacje z innych szpitali, co sprawia, że kolejka jeszcze bardziej się wydłuża.
Napór chorych to jedno. Przychodnia musi jednak też przestrzegać limitów przyjęć narzuconych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Od 1 kwietnia do 31 grudnia tego roku dostała kontrakt na 4500 porad złożonych (wypisanie recepty oraz badanie np. wraz z pobraniem krwi, wykonaniem EKG), na 2600 badań specjalistycznych typu: ekg, holter oraz na 1200 kontroli rozruszników.
- Miesięcznie powinniśmy przyjmować po około 920 pacjentów, a przyjmujemy ponad tysiąc, czyli już i tak przekroczyliśmy limit - podkreśla ordynator. - Z drugiej strony w przychodni są tylko dwa gabinety, więc gdyby fundusz zwiększył nam kontrakt, to i tak nasza wydolność byłaby ograniczona. Jest to rodzaj błędnego koła, z którego nie wiadomo jak wyjść.
Czy Narodowy Fundusz Zdrowia zamierza coś z tym zrobić? - Nie możemy zwiększyć kontraktu, gdyż nasze możliwości finansowe są ograniczone - twierdzi dr Roman Kolek, zastępca dyrektora ds. medycznych opolskiego oddziału NFZ. - Od dłuższego czasu zabiegamy o to, aby trafiali tam pacjenci z częściowo już wykonanymi badaniami np. ze zrobioną próbą wysiłkową, z holterem. Wszystkie szpitale powiatowe dysponują potrzebnym do tego sprzętem, mają podpisane kontrakty na tzw. jednodniową diagnostykę. Tymczasem one wolą przyjmować pacjentów na oddziały, bo to im się bardziej opłaca. A potem pacjenci kardiologiczni i tak trafiają do Opola.
- Chorzy, którzy są w trakcie diagnostyki, muszą ją mieć dokończoną - podkreśla doktor Pluta. - Dotyczy to między badań z użyciem holtera. Przypadek pacjenta, który się poskarżył, uważam za incydentalny. W takich sytuacjach będziemy przyjmować nie zważając na limit.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?