Serhij Kapelus. Muzyk pod siatką

Archiwum prywatne
Nasz siatkarz z żoną Katią i 8-letnim synem Dimą w Polsce czują się bardzo dobrze. Chłopak chodzi do II klasy szkoły podstawowej w Koźlu.
Nasz siatkarz z żoną Katią i 8-letnim synem Dimą w Polsce czują się bardzo dobrze. Chłopak chodzi do II klasy szkoły podstawowej w Koźlu. Archiwum prywatne
W szkole muzycznej uczył się gry na akordeonie, grywa także na gitarze, ale postawił na sport.

Ukrainiec Serhij Kapelus postawił na sport i bardzo dobrze się w tej profesji rozwinął. Zdobywał medale mistrzostw swojego kraju, ma też na koncie krążek mistrzostw Polski. I pewnie nigdy się nie dowiemy, jakie sukcesy by osiągał, gdyby wybrał muzykę. Pochodzi bowiem z bardzo muzykalnej rodziny, a sam skończył 5-letnią szkołę muzyczną, grając na akordeonie.

- Mama jest wicedyrektorem w szkole muzycznej, tato jest nauczycielem muzyki, a mój brat właśnie składa dokumenty do konserwatorium muzycznego - opowiada nasz zawodnik. - Też skończyłem muzyczną szkołę, ale miałem jeszcze jedną pasję, czyli sport: grałem w siatkówkę i pływałem. Najbardziej z tego wszystkiego podobała mi się siatkówka. Na nią postawiłem i w tym kierunku chciałem się rozwijać.

Stary dobry rock

Choć czasami jeszcze muzykuje, ale tylko na rodzinnych spotkaniach.

- Mój tata ma zespół, który występuje na różnych uroczystościach - opowiada zawodnik. - Oni grają bardzo profesjonalnie, są jednym z lepszych zespołów w regionie Lwowa, z którego pochodzę. Dlatego z tatą nie grywam, bo dzisiaj jestem muzycznym amatorem. Choć jak przyjadę do rodzinnego domu, to czasami jakieś piosenki lubię sobie pograć. Na akordeonie i trochę na gitarze.

W Polsce instrumentów nie ma, ale w wolnym czasie lubi posłuchać dobrej muzyki. Najlepiej klasycznego rocka.

- Scorpions, Aerosmith, lubię posłuchać Queen - opowiada Serhij Kapelus. - Żałuję, że jeszcze nie miałem okazji wybrać się na koncert dobrej grupy rockowej, choć na dużym muzycznym wydarzeniu w Warszawie byłem. To był pierwszy koncert Madonny w Warszawie. Muzyka generalnie ma być dobra, a nie jak to teraz często bywa: szybciutko zrobią piosenkę, wylansują i już jest hit. Ukraińskich zespołów też słucham, tylko że to nie jest muzyka popularna w Europie. Ale mam swoich rodzimych ulubionych wykonawców, które mają fajną muzykę, na przykład Okean Elzy. Poza tym jak chyba wszyscy lubię zobaczyć fajny film, czasem poczytać dobrą książkę.

Do Polski przyjechał 4 lata temu z rodziną: żoną Katią oraz 8-letnim dziś synem Dimą. Chłopak chodzi do II
klasy szkoły podstawowej w Koźlu.

- Dima chodzi do polskiej szkoły i dobrze sobie radzi - zaznacza zawodnik Zaksy. - To nie znaczy, że swoją przyszłość wiążemy z Polską, ale ciężko było znaleźć szkołę z językiem ukraińskim lub rosyjskim, bo tutaj takich szkół nie ma. Dla syna język polski nie jest żadnym problemem. Wcześniej, kiedy grałem w Warszawie, chodził już do przedszkola i po polsku normalnie rozmawia. Trochę się baliśmy, że w szkole może być ciężej, ale daje sobie radę. Praktycznie od pierwszej klasy w ogóle nie mieliśmy problemów.

Syn naszego siatkarza nie tylko doskonale się czuje w gronie szkolnych kolegów, ale ma także znajomości w innych środowiskach.

- Zapisałem go na piłkę nożną w Reńskiej Wsi, a także na basen w Kędzierzynie - mówi zawodnik. - Nie dlatego, by został sportowcem, ale po to, by w wolnym czasie czymś się zajmował. Ma bardzo dużo energii i gdyby nic nie robił, to by skakał nam po głowach. Jak dzieci mają zajęcie, to nie mają sił na głupoty. Choć musze przyznać, że syn ma chyba niespożyte pokłady energii, bo jak po piłce wraca do domu, to wciąż mu mało i biega.

Katia Kapelus nie ma ani sportowych, ani muzycznych korzeni. Skończyła studia techniczne, specjalizując się w transporcie kolejowym.

- Jednak nie podjęła pracy, bo postanowiliśmy być razem tam, gdzie ja gram - wyjaśnia zawodnik. - Wolę pracować, zarabiać na rodzinę i być razem. Praktycznie zawsze jesteśmy razem.

W Polsce jak w domu

Przed pierwszym wyjazdem z Ukrainy miał dylemat, który kierunek wybrać. W tym samym czasie co oferta z Politechniki Warszawskiej, pojawiła się także propozycja gry w lidze tureckiej.

- Wiedziałem, że muszę wyjechać, bowiem na Ukrainie już ciężko by mi było się rozwinąć - mówi siatkarz. - Osiągnąłem pewien sportowy poziom i w lidze w swoim kraju na pewno bym go nie podniósł. Do Turcji miałem dalej i chyba ciężej by było się zaaklimatyzować, bo inna mentalność ludzi i przede wszystkim inna wiara. Z Polski mam bliżej do domu i co bardzo istotne PlusLiga to jedna z lepszych siatkarskich lig w Europie. To było decydujące. Kiedy przyszedłem to nie miałem żadnych wątpliwości, że dokonałem dobrego wyboru. W Polsce bardzo mi się podoba. Żonie też, choć na początku jej było trudniej. Przebywałem z chłopakami z drużyny, szybciej “załapałem" język, rozumiałem wszystko i w miarę szybko zacząłem rozmawiać po polsku. Katia cały czas była w domu, ale powoli, powoli zaczynała rozmawiać po polsku. Teraz praktycznie czuje się tutaj jak w domu.

A w Polsce przebywają większą część roku, bowiem do ojczyzny mogą wjechać tylko w okresie wakacji, po ligowym sezonie. Po dwóch latach spędzonych w stolicy, Serhij rok grał w Wieluniu, a obecnie już drugi sezon jest w Zaksie i mieszkają w Koźlu.

- Kiedy grałem w Warszawie to do domu mieliśmy około 320 kilometrów i dość często mogliśmy jechać do rodziny - przyznaje przyjmujący naszej drużyny. - Teraz odległość wzrosła do 600 kilometrów, a to zbyt daleko, by często wyjeżdżać. Zostają wakacje, które regularnie spędzamy w swojej ojczyźnie. W Polsce, jak mamy dwa dni wolnego, to lubimy wyjechać w góry, czasami jeździmy do Zakopanego. Teraz tego czasu jest znacznie mniej, więc jak zdarzy się wolny dzień to lubimy pójść do kina, albo wyjechać do pobliskiego Opola lub Katowic na zakupy.

Namiastką ojczyzny jest natomiast domowa kuchnia, w której “rządzi" Katia.

- Żona bardzo dobrze gotuje, a ja do kuchni nawet nie podchodzę, by nie zrobić czegoś złego - śmieje się siatkarz. - Zdarza się, że jestem jakiś czas sam, to wtedy bardzo się męczę, bo gotować po prostu nie umiem. Katia robi to świetnie, a w domowym menu przeważają potrawy ukraińskie. Uwielbiam barszcz ukraiński, ale prawdziwy, a nie taki jak czasami można spotkać w restauracjach, gdzie jest taka juszka, czyli czerwona woda. Nasz barszczyk jest gęsty i trochę tłusty, jest w nim dużo ziemniaków, fasoli, kapusty, marchewki, buraczek i mięso. Bardzo taki lubię.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska