Short track. Opolska trenerka Anna Łukanowa-Jakubowska może przejść do historii Turcji [WYWIAD]

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Anna Łukanowa-Jakubowska chwali sobie pracę w Turcji. - Turcy bardzo chcą się uczyć i to ich podstawowa zaleta - podkreśla.
Anna Łukanowa-Jakubowska chwali sobie pracę w Turcji. - Turcy bardzo chcą się uczyć i to ich podstawowa zaleta - podkreśla. archiwum prywatne
Anna Łukanowa-Jakubowska, znana opolska trenerka short tracku, od 2018 roku prowadzi reprezentację Turcji. Głównym celem jej pracy jest doprowadzenie choćby jednego zawodnika na zimowe igrzyska olimpijskie w 2022 roku. - Turcja jeszcze nigdy nie miała na tej imprezie swojego reprezentanta w short tracku. Ale teraz mamy podstawy ku temu, by wspólnie stworzyć piękną historię - mówi Łukanowa-Jakubowska.

Na pierwszy rzut oka Turcja wydaje się być „egzotycznym” krajem, jeśli chodzi o sporty zimowe ...
Myślę, że byłby pan mocno zdziwiony infrastrukturą, jaką posiadają w Erzurum - czyli głównym ośrodku naszych przygotowań. Zresztą ja sama również przeżyłam duże zaskoczenie, kiedy tylko tam przybyłam. Na początku mieliśmy do dyspozycji dwa lodowiska. Potem, w lipcu, je zamknięto, ale wtedy Turcy zawieźli mnie na trzecie i powiedzieli, że poza nim są jeszcze dwa inne. Co ważne, wszystkie są naprawdę duże oraz zadbane, dzięki czemu mamy duży komfort pracy. Ponadto w Erzurum, położonym na wysokości około 2000 m.n.p.m znajdują się jeszcze skocznie narciarskie oraz pierwszorzędne stoki, na których odnajdzie się każdy miłośnik nart. A to wszystko w mieście wielkościowo podobnym do Wrocławia.

A pod względem sportowym praca w Turcji jest w pani przypadku niesieniem sportowej misji?
Można tak powiedzieć, ponieważ wykonuję tam właściwie pracę od podstaw. Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Turcji, zastałam zawodników, którzy oczywiście się starali, ale wiedzę o short tracku mieli bardzo niewielką. Podobnie było z trenerami. Wszyscy są jednak chętni do nauki i to napawa optymizmem.

Przyjęcie oferty od tureckiej federacji zajęło pani dużo czasu?
Po zakończeniu pracy z reprezentacją Polski dość długo, bo ponad trzy miesiące, zastanawiałam się, co dalej zrobić ze swoją karierą zawodową. Nie była to łatwa decyzja, ale spośród trzech ofert, które otrzymałam Turcja była najbliższa mojemu sercu. Obserwowałam już wcześniej jej reprezentantów podczas różnych zawodów i widziałam w nich potencjał na osiąganie znacznie lepszych wyników. Postanowiłam więc przyjąć propozycję i sprawdzić, jak można im pomóc.

Czego im najbardziej brakowało?
Dyscypliny, a mówiąc bardziej przysłowiowo ogarnięcia. Byli trochę jak dzieci we mgle - bardzo chcieli, ale nie do końca wiedzieli, jak wykonywać poszczególne czynności, m.in. odpowiednie ułożenie treningu. Pod moją wodzą chłoną praktycznie wszystko. Co tylko powiem, natychmiast przyjmują do wiadomości i wykonują. To ich najlepsza cecha, która sprawiła, że już w ciągu kilku pierwszych miesięcy mojej pracy zrobiliśmy znaczący postęp. A ja wtedy tak naprawdę tylko poukładałam i usystematyzowałam pewne rzeczy.

Powiedzieć, że pani praca w Turcji polega na trenowaniu to jednak zdecydowanie zbyt mało.
Jestem też fizjologiem sportu i ta wiedza na pewno mi w pracy pomaga. Decyduję o tym, jakie badania będziemy robić, a następnie zajmuję się też odczytywaniem wyników i wyciąganiem na ich podstawie wniosków. Od półtorej roku regularnie prowadzę też seminaria dla licznej grupy trenerów. Wraz z Ministerstwem Edukacji pracujemy również nad popularyzacją short tracku w szkołach. Każda placówka posiadająca lodowisko przeprowadza testy i na ich podstawie wyłaniamy najlepszych zawodników, gotowych do zasilenia reprezentacji narodowej.

Jest pani też dla swoich podopiecznych psychologiem?
Staram się być pośrodku: absolutnie nie jestem z nimi zbyt blisko, ale z drugiej strony nie stawiam też barier, które mogą nas rozdzielić. Po zawodnikach widać, że mają do mnie ogromny szacunek, co w pewnym stopniu ogranicza prywatne rozmowy. Samemu też wypracowałam sobie do nich taki stosunek, że wiem co i kiedy powiedzieć, by nie psuć wzajemnych relacji. Pewne sprawy przechodzą też przez moich tureckich asystentów, a do mnie dochodzą już tylko wybrane, niezbędne do wykonywania pracy informacje.

A kiedy pani będzie rozmawiać z podopiecznymi po turecku?
Oj, nieprędko, ponieważ nie planuję nauki tego języka. Nie jest mi to aż tak potrzebne, ponieważ moi zawodnicy na tyle dobrze znają język angielski, że spokojnie możemy się w nim porozumiewać. Powiem więcej, ja czasami nawet nie chcę rozumieć, co oni mówią po turecku (śmiech). Jak to w sporcie bywa, zawodnicy potrafią czasami narzekać, a trenera to denerwuje. Ja takich problemów nie mam, za to widzę osoby, które w czasie ćwiczeń są zadowolone. I ten entuzjazm oczywiście napędza mnie do dalszych działań.

Turcy od początku bezproblemowo podporządkowali się narzuconym przez panią zasadom dyscypliny?
Z miejsca narzuciłam określone reguły, ponieważ należyta dyscyplina pozwala myśleć o robieniu szybkich postępów. Oczywiście, znalazła się grupa zawodników, którzy ich nie zaakceptowali i tym samym musieli odejść. Tym, którzy zostali, nie trzeba już jednak powtarzać, co i kiedy mają robić. Osobiście nauczyłam ich m.in. przygotowywania sprzętu, w czym obecnie pomagają im również asystenci. Nie ma szans, żeby ktoś niepostrzeżenie zrobił krok w bok i nie dostosował się do podstawowych zasad.

Dalej darzą panią w Turcji tak dużym zaufaniem jak na początku pracy?
Myślę, że kredyt zaufania cały czas rośnie, ponieważ mimo wszystko ciągle poznajemy się nawzajem. Nie ukrywam, że rozpoczynałam pracę z dużą dozą niepewności. Czekało mnie bowiem zetknięcie z zupełnie inną kulturą oraz podejściem do życia i sportu niż w Polsce. W tej chwili jednak nadajemy już na tych samych falach. Wytłumaczyłam im, że podczas naszej pracy nie będziemy cały czas czynić postępów. Na razie w sumie regularnie idziemy do przodu, ale z pewnością będą się też zdarzały spadki formy. Zawodnicy muszą mieć świadomość tego, że w sporcie to wszystko jest normalne i zaplanowane.

Czym najbardziej różnią się Turcy od Polaków?
Też często zadaję sobie to pytanie. Jako jednak, że sama z pochodzenia jestem Bułgarką, widzę u Turków bardzo duże podobieństwo mentalne właśnie do Bułgarów. Stąd chyba od pierwszych chwil pobytu w Turcji czułam się jak u siebie w domu. Ludzie są tam niezwykle pogodni i otwarci. Jestem praktycznie „noszona na rękach”. Właściwie codziennie ktoś chce mnie gdzieś zaprosić, ugościć czy też przynosi mi moje ulubione rzeczy do jedzenia. W skrócie, jestem traktowana tak, jak chyba każdy chciałby być traktowany.

Nie pojawiają się problemy, kiedy trzeba czegoś odmówić?
Musiałam zacząć to robić, ponieważ propozycji zaczęło być zwyczajnie zbyt dużo. Wyczułam, że między ludźmi zaczyna się robić niezdrowa konkurencja. Wtedy bardzo grzecznie wytłumaczyłam im, że wszystko bardzo doceniam, niemniej z racji pełnionej funkcji muszę pewne rzeczy nieco ograniczyć. Spotkało się to z powszechnym zrozumieniem oraz zapewnieniem, że drzwi zawsze pozostają dla mnie otwarte.

Jak w ogóle wygląda pani życie w trakcie sezonu i poza nim?
W umowie mam zapis, że w każdym miesiącu muszę przebywać minimum dwa tygodnie z turecką kadrą. Dwa pozostałe zazwyczaj spędzam w domu, w związku z czym praktycznie cały czas żyję na walizkach. Ale zarazem cała moja rodzina funkcjonuje na dwa domy, ponieważ mąż i dzieci bardzo często jeżdżą ze mną do Turcji. I wcale nie jest to dla nas tak uciążliwe, jak mogłoby się wydawać, ponieważ wszędzie się razem świetnie czujemy.

Po półtorej roku pracy w Turcji, udało się pani zrealizować to, co sobie zakładała?
Jestem bardzo zadowolona z dotychczas wykonanej przez nas pracy. Docierały do nas sygnały, że nasze poczynania doceniają w całym świecie short tracka. Dla wielu byliśmy drużyną, która w ostatnich miesiącach poczyniła największe postępy. Takie opinie tylko motywują do dalszej pracy. Zdecydowanie nie zamierzamy teraz osiąść na laurach.

Zatem ile dzieli w tej chwili tureckiego zawodnika od historycznego występu na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie (2022 r. - przyp. red.)?
Trudno to jednoznacznie określić, ale widzę realne szanse zakwalifikowania się nawet dla trzech zawodników plus sztafety. Niemniej jednak moim nadrzędnym celem jest doprowadzenie na igrzyska kogokolwiek. Turcja nigdy w historii tej imprezy nie miała jeszcze swojego przedstawiciela w short tracku, więc nawet przepustka dla jednego zawodnika będzie dużym sukcesem. Nasze starty napawają optymizmem, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Turcy potrafią godnie rywalizować z reprezentantami krajów, które jeszcze kilkanaście miesięcy temu były daleko przed nami. Mamy podstawy ku temu, by wspólnie stworzyć w Turcji piękną historię.

od 12 lat
Wideo

Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska