Singlom zawsze pod górkę, czyli jak się żyje w pojedynkę

Anna Grudzka
Anna Grudzka
- Najgorzej, gdy podtatusiały facet zaczyna się do ciebie przystawiać. Myśli, że skoro przyszłaś na imprezę sama, to rzucisz się na każdego - mówi Kasia, 29-letnia singielka spod Opola.

Problem z takimi adoratorami jest jeszcze jeden. Bywa, że delikwent jest zwyczajnie podstawiony.
- Przysyła go mama, babcia albo ciocia. Biorą faceta na litość, mówiąc, że na pewno się skuszę na randkę, bo nikt mnie nie chce, a przecież trzeba dziewczynie zafundować odrobinę rozrywki od czasu do czasu. Wiem, że rodzina martwi się o moją uczuciową przyszłość, ale troska okazywana w ten sposób strasznie mnie wkurza. Bliscy bardziej by się przysłużyli, dokładając się do auta. Bez niego o wiele trudniej zrobić choćby zakupy - gorzko uśmiecha się Kasia.

Duże zakupy bywają problemem. Zwłaszcza że producenci żywności jakby się sprzysięgli przeciw osobom żyjącym w pojedynkę.

NTO za SMS - kup Nową Trybunę Opolską prosto na swój komputer

- Dlaczego większość produktów sprzedawana jest w megaobjętościach? 5-litrowy olej, 8-kilogramowy proszek, litrowa śmietana... Czyście poszaleli? Ziemi nie zamieszkują tylko wielodzietne rodziny! Kiedy mam ochotę na pomidory ze śmietaną, nie muszę kupować od razu całego kartonu. Przecież zanim ją zjem, zamieni się w pluszaka z pleśni - mówi Kasia. No i wspomniana już kwestia transportu zakupów do domu. - Albo masz samochód, albo wyciskasz na siłowni. Trzeba być kulturystką, żeby to wszystko zataszczyć do domu za jednym razem - dodaje Kasia.

Kredyt dla dwojga

Nieważne, czy chodzi o wakacje, czy o wzięcie kredytu na mieszkanie - samemu zawsze wszystko gorzej się załatwia. Agata Wójcik z Opola wspomina, jak ostatnio poszła do doradcy kredytowego. - Dwa tysiące złotych dochodu na rękę okazało się wystarczającą kwotą do podjęcia rozmów o pożyczce. Potem pan z banku pytał mnie, czy mam dzieci, samochód albo inne kredytowe zobowiązania.

Im bardziej zaprzeczałam, tym on szerzej się uśmiechał. Banan znikł mu z twarzy dopiero, kiedy oznajmiłam, że kredyt chciałabym wziąć sama - mówi opolanka. - Pan doradca trochę się wtedy zmieszał, po czym oznajmił tonem grzecznym, acz współczującym, że nie jestem zwłaszcza teraz, w dobie kryzysu, wiarygodnym kredytobiorcą dla banku - dodaje.

Agata zrobiła rundkę jeszcze po kilku doradcach i wyszło na to, że brzemię hipoteki jest zbyt ciężkie jak na jej kobiece ramiona.

- Oczywiście doradcy mieli przygotowane dla mnie dowody matematyczne. Po gruntownych przeliczeniach wyszło, że moja zdolność kredytowa waha się od 170 do 177 tysięcy złotych. Więc rata kredytu miała mnie kosztować, bagatela, 1400 złotych na, bagatela, 30 lat - mówi Agata. - Wyszłam zła jak osa. Jak tu się usamodzielnić. Są kredyty dla młodych małżeństw, dlaczego nie może być preferencyjnych kredytów dla singli? - dodaje.

Jedynek nie prowadzimy

Trudności pietrzą się także, gdy singiel chce pojechać na wakacje. - Razem z dwiema parami chcieliśmy pojechać na wypoczynek. Gdziekolwiek. Byle było ciepło i w miarę przystępnie cenowo - opowiada Kuba z Krapkowic. Z wycieczki po biurach chłopak wrócił zniesmaczony. - Czułem się jak piąte koło u wozu. Okazało się, że w turystycznej terminologii nie istnieje coś takiego jak pokój jednoosobowy. To znaczy istnieje, ale można z niego korzystać wyłącznie po uiszczeniu odpowiedniej dopłaty za "niedokooptowanie" kogoś do pokoju - mówi Kuba.

Wychodzi na to, że trzeba zapłacić jak za zwykłą dwójkę. A dopłaty bywają wysokie. Za tydzień w Grecji, Bułgarii czy Chorwacji wychodziło od 300 do 400 zł, a za pobyt na Majorce - 700 zł. Nieco tańsze są kraje arabskie, tam trzeba dopłacić tylko skromne 200 zł.

- Pani z biura podróży podpowiedziała mi jedno rozwiązanie. Powiedziała, że jej mąż musi pracować, i zaproponowała, że mogę pojechać z nią - uśmiecha się Kuba.

U cioci na imieninach

Ale zakupy czy wizyta u doradcy kredytowego to bułka z masłem w porównaniu z rodzinnymi imprezami. Wszystkie samotne osoby jednoczy bowiem dystans do babć, ciotek i zamężnych kuzynek.

Ilekroć pojawiam się na wspólnym obiedzie, herbacie czy imieninach, słyszę uszczypliwości dotyczące mojego staropanieństwa. Nie potrafię zliczyć, ile razy babcia podpytywała mnie, czy kogoś już przypadkiem nie poznałam - mówi Patrycja, singielka z Opola. - Pewnego dnia, zmęczona tym podpytywaniem, zażartowałam podczas rodzinnej kolacji. Powiedziałam, że skoro mi nie wychodzi w "hetero", to się przerzucam na "homo".

Tyle że rodzinka mój niewinny żarcik potraktowała śmiertelnie poważnie. Od tamtej pory obowiązuje u nas niepisany zakaz mówienia na tematy sercowe w moim towarzystwie. Babcia się tylko modli o moje nawrócenie do układów damsko-męskich. A ja wreszcie mam spokój - dodaje.
Równie nieustępliwe jak babcie bywają sąsiadki.

- Cała ta prorodzinna atmosfera wpędza nas w kompleksy, a w najlepszym wypadku w wyrzuty sumienia. Najgorsze, że przecież bez powodu - mówi Patrycja.

Zdaniem Michała Wankego, socjologa z Uniwersytetu Opolskiego, skłonności do takiego odbioru rzeczywistości wyssaliśmy z mlekiem matki. - Przez wieki więzy rodzinne były dla nas fundamentem, powiedziałbym nawet: ostoją. Długo nie mieliśmy państwowości, więc zamykaliśmy się w rodzinach. Taki model życia ostatecznie scementował komunizm, a przypieczętował Kościół, podtrzymując etos polskiej rodziny. W takich warunkach nawet ci bardziej odporni na nacisk środowiska w końcu zaczynają szukać męża czy żony - mówi Michał Wanke.

Single to wielka armia

W Polsce mamy prawie 7 milionów singli. Zdeklarowani mieszkają w miastach. Na wsi też są single, tyle że określa się ich w bardziej tradycyjny sposób, czyli jako stare panny i starych kawalerów. - To dlatego, że w małych społecznościach jest większa presja tradycyjnego modelu rodziny i równocześnie większa kontrola społeczna. W mieście jesteśmy bardziej swobodni - mówi Wanke.

Socjologowie obserwują jeszcze jedno zjawisko. Podnosi się granica wieku staropanieństwa i starokawalerstwa. O ile jeszcze niedawno za wiek staropanieństwa można było uznać 30 lat, bo 80 proc. kobiet wychodziło za mąż, zanim ukończyło trzydziestkę, to dziś na ślubnym kobiercu stają 34-latki i nikt nie uważa tego za objaw wynaturzenia. W przypadku mężczyzn ta granica jest jeszcze wyższa i wynosi 37 lat.

- Abstrahując jednak nawet od wytyczania granic wiekowych, dziś już nawet samo określenie "stara panna" nie jest niczym negatywnym. Teraz na widok samotnej 34-latki nikt nie szepcze, że to bidulka, której nikt nie chciał. Ona może być nadal bardzo atrakcyjną kobietą, która podbiłaby serce niejednego faceta - zauważa Wanke.

Singlami już od dawna interesują się też spece od marketingu. Jest nawet podejrzenie, że sam termin ukuto na potrzeby konsumenckie. Organizowane są specjalne oferty wakacyjne dla singli, a w dużych miastach jak grzyby po deszczu wyrastają miejsca, gdzie single mogą się spotykać.

We Wrocławiu nie brakuje knajpek czy pubów, gdzie single mogą się wyluzować. Wiadomo, że na pewno pobawią się w "PRL-u" czy "Jeździe w Rynku", a zjedzą w "Vinotece" lub w "Moloco". Są tam też salony fryzjerskie czy kosmetyczne, które po okazaniu karty singla oferują 10- lub 15-procentową zniżkę. W Opolu podobnych promocji brak.

- Na razie wystarczy mi, że obserwuję choćby w piwnych ogródkach coraz więcej ludzi siedzących samotnie, którzy po prostu przyszli napić się kawy i poczytać książkę. Może jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale kto powiedział, że nie przynosi nadziei - kwituje Agata Wójcik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska