Skazany na lepiankę. Historia właściciela folwarku pod Wołczynem

fot. Helena Wieloch
- Kiedy przyjeżdżają tutaj ludzie z różnych stron kraju i pytają, gdzie mieszkam, mówię im, że tutaj - stwierdza Ulbrych. - Ja się swojego domu nie wstydzę.
- Kiedy przyjeżdżają tutaj ludzie z różnych stron kraju i pytają, gdzie mieszkam, mówię im, że tutaj - stwierdza Ulbrych. - Ja się swojego domu nie wstydzę. fot. Helena Wieloch
Trzy lata temu Adamowi Ulbrychowi spalił się dom. Nie może go odbudować, bo nie podłączono mu prądu. Energetykom się nie opłaca. Od tego czasu pan Adam żyje tylko przy świeczkach.

Do ruin folwarku "Rozalia" koło Komorzna pod Wołczynem prowadzi ścieżka z systematycznie, co kilka metrów, ustawionymi tabliczkami "Użytek ekologiczny". - Ścieżka może nie najlepsza - przyznaje 33-letni Adam Ulbrych, od pięciu lat właściciel folwarku, a dokładniej jego ruin. - Kilka metrów dalej już lepiej będzie się jechało. Poprawiłem, wyrównałem drogę...

Wzdłuż drogi stoją spróchniałe drewniane słupy elektryczne, niektóre podparte kołkami. Żeby się nie przewróciły. - Rolnik z sąsiedniego pola je podparł - tłumaczy Ulbrych.

Na końcu ścieżki wyłaniają się ruiny dawnego folwarku. Malowniczy zakątek, ogrodzony drucianą siatką. - Walczyłem o ten "użytek ekologiczny" - mówi pan Adam. - Jesienią byli tutaj wójtowie z sąsiednich województw, oglądali i zachwycali się okolicą.

Już na placu "Rozalii" ktoś zapytał w końcu Ulbrycha, gdzie mieszka. Wtedy pokazał im w sąsiedztwie spalonego domu glinianą lepiankę. - Byli zdziwieni, ale ja swojego domu się nie wstydzę, bo sam niewiele mogę już zrobić… - dodaje.

Od kiedy tylko wrócił z Niemiec, okoliczni rolnicy przyglądali się Ulbrychowi podejrzliwie. Plotkowali, że w swoim stawie hoduje żaby, po które przyjeżdżają Francuzi. Nie można powiedzieć, że go polubili. Nazywali go nawiedzonym ekologiem i bali się, że przez te jego pomysły nie będą już mogli na polach wysiewać sztucznych nawozów.

Ulbrych wzrusza ramionami. Mówi, że to, co w Komorznie rodzi się w bólach, u Niemców i Holendrów jest już normalnością.

- Ta okolica to skarb - przekonuje. - Pojawiają się tutaj czarne bociany, żurawie i orły bieliki i jest nadzwyczajne powietrze. O czymś takim marzą na niemieckiej czy austriackiej wsi. Bo tam rolnik coraz częściej musi być ekologiem. I nie zawsze już jest tylko producentem żywności.
Dodaje, że tam kogoś takiego jak on urzędnicy noszą na rękach.

- A u nas mają za nawiedzonego szaleńca - kwituje, nawet bez emocji. - Mało tego, w Komorznie Holendrzy chcieli stawiać kurniki, bo u siebie już nie mogą truć powietrza. Naszym rolnikom wmawiali, że to dla nich szczęście, bo dostaną za darmo kurzy nawóz. I kilka miejsc pracy, za najniższą krajową. Całe szczęście, że miejscowi ekolodzy tak walczyli, że ten pomysł upadł.

Wszystko zabrał pożar

Dziesięć lat Adam przyglądał się niemieckim wsiom, bo tyle lat pracował w Niemczech. Po pracy wsiadał na rower i jechał na wykłady znanych niemieckich profesorów.

- Polscy politycy zachęcali, żeby wracać, to wróciłem - opowiada. - Pomyślałem, że to dobry czas, żeby coś dobrego robić w Polsce… Pięć lat temu stanął do przetargu w Agencji Nieruchomości Rolnych i kupił "Rozalię", folwark po byłym PGR razem z 15 ha, dwuhektarowy staw i 3 ha lasu. Nowy właściciel
"Rozalii" chciał stworzyć w niej ośrodek szkoleniowy dla ekologów, w którym planował też prowadzić szkolenia i lekcje dla uczniów. Powstał dokładny plan na papierze, a na początek pan Adam zajął się remontem dachu.

- Wpompowałem już niemałe pieniądze… - urywa. - A potem jednej nocy wszystko poszło z dymem.
Była wrześniowa noc 2006 r., kiedy do drzwi domu jego matki, w sąsiedniej wsi, zapukali policjanci.
- Kiedy usłyszałem, że mój dom płonie, nie poczułem nawet wściekłości, bo myślałem, że to jakiś kawał - wspomina. - Bezradność przyszła dużo później.

Po kilku tygodniach od pożaru śledztwo w tej sprawie zostało umorzone z braku dowodów. Nie wiadomo, czy ogień wybuchł sam, czy ktoś go podłożył. Choć w okolicy niektórzy szepcą, że to drugie.

- Po pożarze w człowieku wyzwala się taka ogromna adrenalina - mówi Ulbrych. - Ma się taki napęd. Wziąłem kredyt i miałem wrażenie, że od zaraz, gołymi rękami, będę stawiał te mury.

Bo z domu niewiele pozostało. Zachował się mur i stara metalowa tabliczka z numerem 17. - Pod tym numerem nadal jestem zameldowany, nadal tutaj mieszkam - dodaje. - To moje siedlisko.
Postawiona naprędce lepianka, tuż przy ścianie domu, miała dawać schronienie, zanim mury nie urosną. Ale od pięciu lat nie urosły i Ulbrych nadal w niej mieszka. Bez prądu, przy świeczkach i lampie naftowej. Zaprasza do środka na herbatę z ziół ze swojego domowego ogródka, z miodem ze swojego ula. Centralne miejsce w lepiance zajmuje stół, na ścianie półka z książkami. W kominku buzuje ogień.

- Przez ten brak prądu zmieniłem wszystko: wcześniej chodzę spać, wstaję o świcie - mówi. - Teraz dopiero czuję, jaka w człowieku kumuluje się siła, kiedy ustawia się życie według słońca.
W pomieszczeniu zapach kadzideł. - To kompozycja odstraszająca myszy - wyjaśnia. - Jesienią pchają się każdą szczeliną.

Po chwili jednak przyznaje, że w takiej prowizorce bez prądu nie daje się już żyć. - Nie poprowadzę firmy, bo nie mam gdzie podłączyć komputera, a telefon komórkowy ładuję u przyjaciół we wsi - opowiada rozgoryczony. - Teraz już jestem jak wyrzutek społeczny…

Nie ma prądu, nie ma domu

Po pożarze wziął nowy projekt domu i poszedł po pozwolenie na jego odbudowę. - Projekt był ciekawy i nietypowy, ale zezwolenia na odbudowę tego domu nie mogliśmy wydać, bo nie ma dostawcy prądu, a według przepisów prąd musi być - tłumaczą w Starostwie Powiatowym w Kluczborku.

Kiedy kupował folwark od Agencji Nieruchomości Rolnych, niczego nie brakowało, były prąd i woda. - Ale ten prąd, jak się okazało, był tylko na papierze - żali się Ulbrych.

- Rzeczywiście, prąd w tym budynku był, ale wraz z odejściem ostatniego lokatora, kiedy agencja przejęła budynek, prąd został odłączony - przyznaje Zbigniew Białek, kierownik sekcji gospodarowania zasobami w opolskiej ANR. - Pan Ulbrych wystąpił do nas ostatnio o potwierdzenie, że była tam doprowadzona energia elektryczna.

Po pożarze oddział Energia Pro z Namysłowa obiecał Ulbrychowi, że jak tylko zamieszka w "Rozalii" więcej osób, to będzie im się opłacało znów podciągnąć prąd i od razu zmodernizować starą linię. W tej sytuacji pan Adam zapożyczył się i wyodrębnił kilka nowych działek.

- Miał na nich stanąć domek letniskowy i dom mieszkalny - opowiada Ulbrych. - Ale oni kilka lat mnie tylko zwodzili, a w końcu Energia Pro wycofała się z obietnicy. Wycofali się też chętni do kupna działek, bo jak długo mogli wierzyć, że w końcu prąd popłynie?

Czuję się wysiedlony

Tomasz Topola z Energii Pro w Opolu mówi, że linia prowadząca do folwarku "Rozalia" była wcześniej własnością PGR, a potem ją rozkradziono. - Musielibyśmy wybudować nową linię niskiego napięcia albo postawić stację transformatorową - przekonuje. - Ale po analizie stwierdzono, że inwestycja jest nieopłacalna i odmówiono przyłączenia do sieci na zasadach zwykłych. Takie jest prawo energetyczne…

Krótko mówiąc, jeśli Ulbrych chce prądu, musi pokryć koszty podłączenia. To około 70 tys. zł. Może mniej, ale to i tak będzie za dużo dla pana Adama.

- Jestem bankrutem - stwierdza. - Nie mam domu, materiał na jego odbudowę niszczeje. A ostatnie pieniądze wpompowałem w podział tych działek. Ośrodek szkoleniowy dla ekologów mógłby hulać, ale nadal pozostaje na planie...

Chociaż latem widać ekologów w Komorznie, we wrześniu na zaproszenie Ulbrycha przyjechali naukowcy z kilku polskich uczelni, specjaliści od ekologii i rozwoju wsi.

To jednak niewielkie pocieszenie dla Ulbrycha. - Czuję się jak wysiedlony - mówi. - Jak moi dziadkowie. Ci od strony matki zostawili gospodarstwo na Wschodzie, a od strony ojca, Niemcy mieszkający w Wieluniu, musieli uciekać z Polski po 1945 roku.

Teraz zastanawia się nad swoim losem. - Nie chcę jednak wracać do Niemiec - stwierdza. - Bo mam tutaj co robić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska