Skok po jod, czyli leczenie morzem

Maria Szylska
Pięciotysięczna Łeba późną jesienią przypomina wymarłe miasto. Trudno sobie wyobrazić, że latem przewija się przez nią 60 tysięcy ludzi.

Kiedy autobus przejeżdża wczesnym wieczorem główną ulicą miasta, pustą i wyludnioną, kierowca smutnie zauważa: - A latem nie można tędy przejechać.
Łebianom trudno się pogodzić z tym bezruchem. Chcą, by miasto tętniło życiem nie tylko w lecie. W 1995 roku w Łebie powstało Stowarzyszenie Forum Turystyczno-Gospodarcze, skupiające kilkudziesięciu przedsiębiorców turystycznych. Wpadli na pomysł, by wykorzystać klimatyczne walory miejscowości, a przede wszystkim przedłużyć sezon turystyczny.
- Miasta wymyślają różne atrakcje, by przyciągnąć turystów. My mamy coś, czego nam nikt nie ukradnie: morze - mówi burmistrz Andrzej Cyranowicz.

Klimatolog dr Kazimierz Rabski twierdzi, że z Łeby na pewno nie da się zrobić Wysp Kanaryjskich i z taką na przykład Teneryfą konkurować się nie da.
- Ale nic lepiej nie działa na samopoczucie człowieka niż kojący wpływ morza. A to, co wyróżnia Łebę od innych miejscowości, to bodźcowość klimatu ,czyli - inaczej mówiąc - sposób odbierania zjawisk klimatycznych przez organizm. Związany jest on z jakością powietrza i promieniowania słonecznego - wyjaśnia.
W Łebie klimatolodzy odnotowują podwyższoną obecność soli i jodu w powietrzu.
- Bierze się to stąd - tłumaczy dr Rabski - że morze na wysokości uzdrowiska ma trzy mielizny, które powodują większe załamywanie się fal. Rozpryskująca się w postaci drobnych kropelek woda przenika do powietrza, "wyposażając" je w spore ilości soli i jodu. A lokalna cyrkulacja powietrza sprzyja powstawaniu bryz morskich i lądowych, które świetnie wpływają na samopoczucie człowieka. Takich bryz jak Łeba nie ma nigdzie w kraju.
Szef Słowińskiego Parku Narodowego, Feliks Kaczanowski, do tego arsenału walorów przyrodniczych dorzuca jeszcze jeden: miasto położone jest w sąsiedztwie parku krajobrazowego, który stanowi naturalny filtr samooczyszczający powietrze.

W Łebie łagodne są zimy i jesienie, za to nieco zimniejsze lata. Natomiast wiatr towarzyszy mieszkańcom nieustannie. Obliczono, że bezwietrznych dni jest w ciągu roku (średnio) zaledwie sześć.
Doktor Rudolf Greczko, jeden z członków stowarzyszenia gospodarczego i zarazem lekarz rodzinny, przypomina, że od 1947 roku miasto podejmowało starania o nadanie mu statusu uzdrowiska.
- Pamiętam przygotowywane wówczas dokumenty, bo część z nich opracowywał mój ojciec, który prowadził w mieście praktykę lekarską - mówi.
Starania, by stać się ośrodkiem sanatoryjnym, skończyły się niepowodzeniem, więc w 1974 roku miejscowe władze po raz kolejny spróbowały szczęścia. Opracowano gigantyczne - jak wszystko wówczas - plany. W mieście miała powstać baza sanatoryjna na trzy tysiące łóżek, duży szpital, uzdrowisko z pijalnią wody, zespół krytych basenów z podgrzewaną morską wodą. Niewiele się z tych planów ziściło. Dziś Łebie brakuje chyba najbardziej właśnie tych krytych basenów.

Członkowie Forum Turystyczno-Gospodarczego marzą o jednym: żeby udało się sezon turystyczny przedłużyć choć o kilka miesięcy.
- Najlepiej dwa miesiące po wakacjach i dwa przed ich rozpoczęciem - wzdycha doktor Greczko. I dodaje: - Do Łeby powinni przyjeżdżać wszyscy ci, którzy mają kłopoty z odpornością organizmu i często zapadają na choroby górnych dróg oddechowych. Niedoceniamy często tego, co jest aktywną i mądrą pracą nad własną odpornością. Bardziej wierzymy w szczepionki i zioła niż w bodźcowe działanie klimatu.
Jego zdaniem coraz częściej taki wypoczynek będą sobie fundować ludzie zagonieni, szefowie firm.
- Najdroższą i najcenniejszą maszyną w zakładzie jest jego szef. Ta "maszyna" zasługuje na przeglądy, na inwestowanie w zdrowie - uważa. - Opłaca się też inwestować w zdrowie pracowników.
Dr Rabski jest przekonany, że niebawem w modzie staną się krótkie, ale intensywne wypady po zdrowie - ot, na tydzień, góra dziesięć dni.

Łebscy hotelarze starają się do takiej filozofii wypoczynku przygotować jak najlepiej: proponują swoim gościom turystykę konną, wędkarstwo morskie, zabiegi rehabilitacyjne. Hasło "leczenie morzem" stało się coraz bardziej rzeczywiste, gdy jeden z ośrodków wprowadził do swej oferty fizykoterapię i zabiegi wodno-lecznicze. Łebianie kilka lat temu zaczęli organizować też "zielone kolonie" dla dzieci z różnych stron kraju.
- Miasto może przyjąć tysiące dzieci z infekcjami, astmami oskrzelowymi, problemami zaburzeń statyki. Dziwię się, że matka z dzieckiem pięcio-, sześcioletnim przyjeżdża do Łeby w środku lipca. To mija się z celem, bo nie ma żadnej wartości zdrowotnej - mówi dr Rudolf Greczko.
Do wydłużonego sezonu przygotowywane też są pensjonaty i ośrodki wypoczynkowe. Wymienia się okna, ogrzewanie, modernizuje pokoje. Hotelarze prześcigają się w ofertach, proponują wyposażone w sprzęt audio sale konferencyjne, rozrywkę, zabiegi kosmetyczne, wycieczki po okolicy bajkową kolejką i różne specjały regionalnej kuchni.
Kilka lat temu miasto zasłynęło inicjatywą powołania Księstwa Łebskiego, gościom wydawano wówczas paszporty. Burmistrz Andrzej Cyranowicz twierdzi, że pomysł promocyjny był niezły, ale już się trochę zużył, więc trudno go będzie w przyszłości odgrzewać.

Łeba wabi wodniaków nowo wybudowanym portem jachtowym (na 120 jednostek) oraz nowoczesną stanicą, w której może jednocześnie przenocować trzydzieści osób. Przewodniczący rady miasta, Maciej Multaniak, mówi, że port nie miał szczęścia do swych szefów. Obecny jest trzecim z kolei. - Pierwszy - tłumaczy - zażądał od rady miasta dofinansowania w kwocie miliarda starych złotych. Nie dostał, więc odszedł. Drugi chciał dwa miliardy. Też nie dostał i zrezygnował. Trzeci chce trzech miliardów... i chyba je dostanie. Bo przekonał większość radnych do swoich pomysłów, a poza tym ludzie boją się, że i on odejdzie.
Jerzy Giełdoń, przyznaje, że port przynosił straty.
- Musimy utrzymać go w gotowości przez cały rok, a przecież zarabiamy tylko w sezonie - mówi. I zdradza, że ma furę pomysłów, jak wyjść z finansowego dołka - wydzierżawiać powierzchnię firmom reklamowym, prowadzić sprzedaż niektórych artykułów na wyłączność, rozwinąć usługi szkutnicze.
Krystyna Puszcz, członkini forum gospodarczo-turystycznego, wierzy, że inicjatywa przedłużenia sezonu się powiedzie: - Nie na darmo mówią o nas "łebscy ludzie". Wierzę, że hasło "leczenie morzem" jest tym, które będzie do naszego miasta ściągać turystów. Przecież morze jest lekarstwem tanim, a poza tym nie wywołuje skutków ubocznych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska