SKOK z Wołomina na Opolszczyznę, czyli dziwne milczenie służb specjalnych

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Sprawa dziwnych bankowych kredytów związanych z zamkiem w Głogówku wyszła na jaw, gdy burmistrz Andrzej Kałamarz postanowił odzyskać zabytek.
Sprawa dziwnych bankowych kredytów związanych z zamkiem w Głogówku wyszła na jaw, gdy burmistrz Andrzej Kałamarz postanowił odzyskać zabytek. Krzysztof Strauchmann
Gdyby w 2010 roku służby śledcze nie zlekceważyły afery kredytowej ujawnionej na zamku w Głogówku, straty spowodowane przez upadły SKOK Wołomin mogły być znacznie mniejsze.

Piotr P. i budowa zapory

Piotr P. i budowa zapory

Według tygodnika "Newsweek" Piotr P. był także współwłaścicielem firmy budowlanej Hydrobudowa Gdańsk, która ogłosiła upadłość w styczniu tego roku. Hydrobudowa była między innymi kluczowym wykonawcą modernizacji zapory w Nysie. Jej upadłość poważnie zaszkodziła terminowemu zakończeniu prac. RZGW we Wrocławiu zaręcza jednak, że firmie zapłacono dotychczas tylko za faktycznie wykonane roboty. Część podwykonawców nie została jednak należycie rozliczona. Właścicielem Hydrobudowy Gdańsk jest firma zarejestrowana na Cyprze, a ona z kolei należy do innych spółek cypryjskich, za którymi według informatorów "Newsweeka" stoi Piotr P. i jego znajomi. Pieniądze na zakup Hydrobudowy miały pochodzić ze SKOK w Wołominie.

Piotr P., tajemniczy biznesmen, a do 1995 roku oficer Wojskowych Służb Informacyjnych, ma zarzut udziału w przyznaniu 244 trefnych kredytów przez SKOK Wołomin. 52-letni Piotr P. formalnie był tylko członkiem rady nadzorczej Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej, drugiej pod względem wielkości w Polsce. Ale jak tłumaczy prok. Dariusz Domarecki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim, faktycznie uczestniczył w procederze przyznawania lipnych kredytów razem z prezesem i wiceprezesem Kasy.

Do SKOK w Wołominie przychodzili ludzie po kredyt. Przedstawiali zaświadczenia o zatrudnieniu, wysokich zarobkach, przynosili dokumenty potwierdzające własność wartościowych nieruchomości lub zgodę właścicieli na hipoteczne zabezpieczenie kredytów. Na pozór wszystko było w porządku, ale jak za sprawdzanie zabrała się prokuratura, okazało się, że dokumenty potwierdzają nieprawdę. Zaświadczenia o zatrudnieniu i zarobkach wystawiało kilka tych samych, związanych ze sobą firm, które działały tylko na papierze. Wartościowe nieruchomości to faktycznie ruiny, warte wielokrotnie mniej. Sami kredytodawcy okazali się "słupami", często namówionymi w barze z piwem do "wzięcia kredytu". Za udostępnienie swojego nazwiska i dowodu osobistego dostawali kilka, najwyżej kilkanaście tysięcy złotych. Pierwszym kilkunastu osobom, na samym początku procederu, przyznano nawet po kilka milionów na tak spreparowaną dokumentację. Potem ktoś się zorientował, że zbyt duże kwoty budzą podejrzenie i przyznawano jednorazowo niecały milion. Łączna kwota wytransferowana ze SKOK Wołomin w latach 2009-2014 obecnie wynosi 480 mln zł. Po zakończeniu śledztwa może być wyższa.

- Śledztwo jest przedłużone do czerwca, ale pewno potrwa jeszcze dłużej, bo wychodzą kolejne przypadki wyłudzenia kredytu - mówi prok. Domarecki. - Każdą sprawę musimy szczegółowo zbadać.

Eksperyment na zamku

W styczniu 2010 roku ówczesny właściciel zamku w Głogówku na Opolszczyźnie, Romuald Majcherowski, zgodził się na ustanowienie na swojej posesji zabezpieczenia hipotecznego dla pożyczek udzielonych trzem prywatnym osobom przez SKOK w Wołominie. Łącznie trzej panowie dostali od Kasy 10,4 mln zł, a zwrócić mieli dodatkowo 4,7 mln. Sąd Rejonowy w Prudniku wpisał do księgi wieczystej zamku hipotekę umowną wysokości ponad 15 mln zł. Sąd nie sprawdza, czy kredyt przekracza wartość nieruchomości. Do księgi wieczystej nikt postronny nie zagląda, zresztą jej numer nie jest dostępny dla wszystkich. Tajemnicza pożyczka wyszła na jaw w maju 2010 roku tylko dlatego, że burmistrz Głogówka rozpoczął starania o zwrot zabytku.

W 2005 roku jego poprzednik sprzedał zamek Robertowi Majcherowskiemu, przedsiębiorcy spod Częstochowy. Przed sprzedażą biegły wycenił kompleks budynków z parkiem na nieco ponad 1 milion zł. Miasto przy sprzedaży zastosowało 85 procentową bonifikatę. Zobowiązało jednak w akcie notarialnym nowego właściciela do przeprowadzenia remontów w ściśle wyznaczonym terminie. Kiedy termin upłynął, nowy burmistrz wystąpił do sądu o zwrot, bo remontów nie przeprowadzono. W odpowiedzi Robert Majcherowski podarował zamek swojemu ojcu Romualdowi, który nawet nie pojawiał się na miejscu. A starszy pan rok później zgodził się na dziwne zabezpieczenie - 15 milionów kredytu na obiekcie teoretycznie wartym milion, a faktycznie sprzedanym za 160 tysięcy.

- Po ujawnieniu ogromnego zadłużenia na hipotece zamku władze miejskie zawiadomiły prokuraturę - opowiada jeden z uczestników tych zdarzeń, prosząc o anonimowość. - Do zawiadomienia załączono komplet dokumentów. W przesłuchaniach, jakie wtedy były prowadzone, uczestniczyli oficerowie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Nie wiem, co się potem działo z tą sprawą.
Sprawa trafiła też do prasy. Na nasze pytania wysłane w maju 2010 roku do SKOK w Wołominie otrzymaliśmy wyjaśnienia podpisane przez wiceprezes Joannę P.: Pożyczki są należycie spłacane. Zostały zabezpieczone na kilka sposobów, w tym na innych hipotekach. SKOK nie poniósł żadnej straty z tego powodu i nic nie wskazuje na to, aby to miało mieć miejsce przy tak dobrze zabezpieczonych kredytach. Dokładnie taka sama formułka była powtarzana przez władze Kasy także później, przy zapytaniach o kolejne dziwne kredyty.

Wiceprezes Joanna P. została tymczasowo aresztowana na wniosek Prokuratury Okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim w kwietniu 2014. W tym samym czasie sąd aresztował też Piotra P., byłego już członka rady nadzorczej banku. Prasa spekulowała, że Joanna P. może pójść na współpracę ze śledczymi, bo niedawno urodziła dziecko. To pewnie okaże się dopiero na procesie, faktem jest jednak, że byłej wiceprezes nie przedłużono aresztu. W październiku sąd dodatkowo aresztował 47-letniego Mariusza G. - twórcę wielkości i wieloletniego prezesa SKOK w Wołominie, oraz jego 35-letniego zastępcę Mateusza G. Zarzuty udziału w wyłudzaniu kredytów usłyszało dotychczas 46 osób.

Władze miejskie Głogówka, które po 4 latach sądowych procesów ostatecznie odzyskały zamek, miały szczęście. Zaraz po nagłośnieniu sprawy dziwnego, wielomilionowego kredytu na zamkowej hipotece ktoś przekazał do sądu w Prudniku pismo ze SKOK Wołomin zezwalające na wykreślenie hipoteki kaucyjnej. Nieruchomości przestała zagrażać egzekucja przez komornika. Prokuratura w Prudniku umorzyła też śledztwo w sprawie oszustwa przy sprzedaży zamku w 2005, bo uznała, że wtedy nikt nikogo nie doprowadził do niekorzystnego rozporządzania mieniem. Wątek sprawy związany z okolicznościami kredytu udzielonego w styczniu 2010 wyłączono z tej sprawy. Przejęła go Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga. Dopiero po trzech latach, w maju 2013, do sądu w Warszawie trafił akt oskarżenia przeciwko 15 osobom, które wyłudziły w latach 2010-2012 od SKOK Wołomin w sumie 25 mln zł kredytu. Na ławie oskarżonych usiadły płotki, figuranci, którzy za pieniądze użyczyli swoich danych osobowych do dokumentów. Prawdziwi twórcy maszynki do wyciągania kredytów działali dalej.

Drenowanie kasy do spodu

W lutym 2013 roku maszynka przemieliła kolejną nieruchomość na Opolszczyźnie. Tym razem padło na Głuchołazy i stuletnią, dawną wizytówkę uzdrowiskowej części miasta, czyli Dom Wypoczynkowy "Polonia". Dawny właściciel - FWP - sprzedał go osobie prywatnej, która w 2005 roku zaciągnęła na hipotekę budynku 320 tysięcy złotych kredytu (z odsetkami 640 tys.) w Eurobanku. Budynek już wtedy nie był użytkowany, wymagał remontu i popadał w ruinę, ale wartość kredytu z grubsza odpowiadała wartości hotelu. 28 lutego 2013 roku Polonię kupiła 29-letnia mieszkanka Szczecina Aneta Joanna K. Razem z nie spłaconą hipoteką. Akt notarialny zawarto przed kancelarią notarialną w Warszawie. Ten sam notariusz wystąpił o wpisanie na nieruchomości dwóch kolejnych hipotek umownych - w sumie na 6,6 mln zł, jako zabezpieczenie kredytu udzielonego przez SKOK Wołomin 27 lutego, a więc jeszcze dzień przed kupieniem hotelu. Łącznie rudera warta ok. 100 tys. zł zabezpiecza kredyty warte 10,5 miliona złotych. W odróżnieniu od zamku w Głogówku nikt nie poczuwa się do zwolnienia zastawu. Sprawa wyszła na jaw tylko dlatego, że we wrześniu 2013 roku głuchołaską Polonię nawiedziła seria dziwnych pożarów. Straż miejska zaczęła szukać właściciela, sprawdzać księgi wieczyste. Przy okazji okazało się, że 29-letnia pani Aneta wyjechała gdzieś za granicę i władze miejskie nie mają nawet kogo zobowiązać do zabezpieczenia ruiny.

Zapytane wtedy o ten kredyt biuro prasowe SKOK Wołomin znów przysłało do naszej redakcji pełne optymizmu i pogody oświadczenie, że to nie jedyne zabezpieczenie pożyczek, że pożyczkodawcy przedstawicieli też inne, że wszystko jest zgodne z procedurami, a kredyty są należycie spłacane.

Spłata milionowego kredytu na 10 lat wymaga zapłacenia miesięcznej raty wysokości ok. 10 tys. zł. Według ustaleń śledczych pożyczki z pierwszych lat procederu faktycznie były regularnie spłacane. I to nie przez podstawione słupy, bo byli to ludzie bez większych dochodów. Ktoś musiał trzymać w ryzach księgowość całego procederu, pilnować terminowych spłat kilkuset kredytów, posiadać miliony złotych na ich spłacanie. Stawiane w prasie hipotezy sugerują, że w ten sposób prano brudne pieniądze zarobione na przestępstwach.

Prawdopodobnie też około 2012 roku nowe kredyty zaczęły też służyć do obsługi starych długów. Audyty przeprowadzone w SKOK Wołomin pokazały, że jeszcze w grudniu 2011 roku nie spłacane kredyty stanowiły tylko 2 procent wszystkich. W 2012 roku SKOK zaczął bardzo aktywną akcję z jednej strony ściągania z rynku depozytów od klientów, a z drugiej strony udzielania nowych kredytów. W ciągu 3 kwartałów 2012 roku suma pożyczek wzrosła o 30 procent, ale odsetek złych, nie spłacanych kredytów wzrósł do 10 procent. W październiku 2014 pożyczki przeterminowane stanowiły już 80 procent portfela kredytowego Kasy. Kiedy w lutym tego roku sąd ogłosił upadłość SKOK Wołomin, Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiał wypłacić ok. 80 tysiącom członków kasy łącznie 2,2 mld zł za stracone depozyty na kontach SKOK. Jedną z przyczyn upadłości były niespłacane kredyty. Prawie cały ten czas Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga prowadziła śledztwo w sprawie udzielania kredytów na podstawie sfałszowanej dokumentacji. I nie potrafiła oskarżyć nikogo z autorów procederu.
- Postępowanie się toczy. Nikomu jeszcze nie postawiliśmy zarzutów. Cały czas trwa analiza dokumentów i dopiero po jej zakończeniu będzie możliwe wskazanie, jakie kredyty budziły wątpliwości - informowała nto we wrześniu 2013 roku prok. Renata Mazur, rzeczniczka warszawskiej prokuratury.

Śledztwo przeciwko grubym rybom ruszyło dopiero na wiosnę ubiegłego roku. I znów zdecydował przypadek.

- Prowadziliśmy śledztwo w sprawie wyłudzenia kredytu od jednego z banków w Gorzowie - mówi prok. Dariusz Domarecki z Gorzowa. - W czasie jednego z przeszukań przypadkowo znaleźliśmy dokumentację dotyczącą kredytów udzielanych przez SKOK w Wołominie. Dopiero po tym zdarzeniu przejęliśmy cały ten wątek sprawy od prokuratury w Warszawie.

Przełomem w sprawie mogło się też stać brutalne pobicie wiceprzewodniczącego Komisji Nadzoru Bankowego Wojciecha Kwaśniaka, do jakiego doszło 16 kwietnia ubiegłego roku pod jego domem w Warszawie. Zamaskowany mężczyzna pobił go brutalnie rurką po głowie i plecach. Wiceszef instytucji nadzorującej polskie banki na długo trafił do szpitala, a policja przyznała czasową ochronę szefom KNF. Wojciech Kwaśniak zajmował się w KNF nadzorem nad SKOK-ami. Po intensywnym śledztwie zarzut zlecenia tego pobicia usłyszał Piotr P. - tajemniczy członek rady nadzorczej SKOK Wołomin. Osoba, która pomagała w napadzie i bezpośrednio wynajęła do tego znanego bandytę Krzysztofa A. ps. Twardy, też ma kredyt w SKOK Wołomin.

I to Krzysztof P., były oficer WSI, założyciel bardzo tajemniczej fundacji Pro Civili, znajomy wielu polityków z pierwszych stron gazet, długoletni pracownik Wojskowej Akademii Technicznej, może być mózgiem całej operacji kredytowej. I kluczem do odpowiedzi na pytanie, dlaczego przez tyle lat SKOK Wołomin spokojnie rozwijał działalność. Choć przypadki takie jak pożyczka pod zamek w Głogówku wskazywały na grubą aferę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska