Sławne nazwisko - dar czy przekleństwo?

fot. Klaudia Bochenek
Ze sceną niewiele wspólnego ma również Piotr Wojtasik, nyski dziennikarz. Ma takie same imię i nazwisko jak słynny trębacz jazzowy.
Ze sceną niewiele wspólnego ma również Piotr Wojtasik, nyski dziennikarz. Ma takie same imię i nazwisko jak słynny trębacz jazzowy. fot. Klaudia Bochenek
Mylą ich w urzędach, gratulują awansu, proszą o autografy albo wyzywają od najgorszych. Dar czy dopust boży?

Nie dość, że Władysław Jagiełło, to jeszcze mieszka przy ulicy... Władysława Jagiełły! Co do adresu, to całkowity zbieg okoliczności. Natomiast jeśli chodzi o imię i nazwisko...

- To tatuś tak sobie wymyślił. Chyba żeby pasowało - śmieje się 60-letni otmuchowianin. - Z samym imieniem i nazwiskiem miałem się z pyszna, a jak do tego doszedł adres zamieszkania, to już niektórzy naprawdę wierzyć nie chcieli! Do tej pory zresztą patrzą na mnie podejrzliwie.

Skojarzenia z najdłużej panującym królem Polski wcale Jagielle nie przeszkadzają. Wręcz przeciwnie, nie raz ułatwiły mu życie. Zwłaszcza jeśli musi pokazać dokumenty. Rzadko który urzędnik przemilczy takie nazwisko!

A dawniej też miał fory:
- Jak w wojsku na lewiznę poszedłem z kumplami, to oni zawsze cięgi zebrali, urlopy im zabierali, a mnie tylko krótki zakaz opuszczania koszar serwowano
- wspomina pan Władysław. - Cóż, chyba głupio im było imiennika króla karać...

Nazwisko zobowiązuje

Nazwisko zobowiązuje. Władysław zdał sobie z tego sprawę już w szkole podstawowej, jak tylko zaczął uczyć się historii. Później, jak na piekarza się uczył, to też nie raz odpytywany był na okoliczność króla Jagiełły.

- Non stop trajkotać musiałem o Jagielle na lekcjach historii - opowiada otmuchowianin. - W końcu całą tę jego biografię miałem w małym palcu. Włącznie z ciekawostkami i anegdotami.

Jego ulubione historyjki związane z królem to te o kobietach. Cztery żony miał król Władysław Jagiełło i to akurat do Władysława Jagiełły z Otmuchowa by pasowało.

- Ja też lubię kobitki - żartuje. - No, ale żonę mam jedną, Genowefę. Jadwiga jakoś mi się nie trafiła.

Współczesny Jagiełło postawił sobie portret tego drugiego Jagiełły w salonie na meblach. Ma o nim książkę, różne wydawnictwa, broszury, malunki. Jeśli wierzyć wizerunkom króla, z wyglądu nie są podobni.

- Ja przystojniejszy jestem - śmieje się pan Władysław. - No i jeszcze jedna kolosalna różnica jest między nami. On ponoć abstynentem był i tylko wodę źródlaną pił. A ze mną to różnie bywa...

Ich dwóch

Michał Wiśniewski: - Nie lubię muzyki Michała Wiśniewskiego, ale cenię go za to, że nie przejmuje się krytyką i robi swoje.
(fot. fot. Klaudia Bochenek)

O ile otmuchowski Jagiełło po dowód osobisty sięga bez zażenowania, to Michał Wiśniewski z Nysy zawsze w takich sytuacjach oczekuje najgorszego. Zespół Ich Troje to jego zmora, koszmar senny, który trwa już dobrych kilka lat.

- Na początku to jeszcze może było zabawne. Zwłaszcza dla ludzi, trochę mniej dla mnie - mówi. - No, ale później zbieżność nazwisk zaczęła być kłopotliwa.

Na gadu-gadu początkowo zarejestrował się jako Michał Wiśniewski. Szybko jednak zmienił na Michała W., bo ludzie zaczęli wysyłać nieprzyjemne wpisy.

- Debil, wieśniak i takie tam różne epitety mi podsyłano. Nadzieję mieli, że piszą do lidera Ich Troje - wspomina. - A teraz jako W. mam spokój. Tylko znajomi marudzą, że znaleźć mnie na żadnych komunikatorach nie można.

Wiśniewski Ich Troje nie lubi. Muzyki słucha, i owszem, ale bardziej rocka, bluesa, rytmów z lat 80. Fanem czerwonowłosego Michała nigdy nie był. - Chyba przez tę ich muzykę podchodzę do Wiśniewskiego z rezerwą. Pewnie gdyby tworzył coś bliższego memu sercu, to nie miałbym nic przeciwko - uśmiecha się.

Co nie znaczy jednak, że zabawne sytuacje mu się nie przytrafiają. Zaproszony został kiedyś z narzeczoną na wernisaż kumpla, gdzie miał wygłosić słowo wstępne. Z atencją został przedstawiony organizatorom, którzy nawet oszczędzili sobie uwag do co nazwiska.

- Już się ucieszyłem, że bez głupich żartów się obędzie, a tu do narzeczonej podszedł ktoś i zapytał: a pani to pewnie Marta - opowiada Michał. - Moja dziewczyna przytaknęła, bo przypadkiem tak właśnie ma na imię. No, ale facet pomyślał, że głupie żarty sobie robi z niego i odszedł urażony.

Czy Michałowie Wiśniewscy podobni? Michał twierdzi, że absolutnie nie. Ani fizycznie, ani tym bardziej mentalnie. Ten znany Wiśniewski to showman pełną gębą, drugi to skromny facet. Żyje z uśmiercania szczurów i innych szkodników. Czasem pogrywa amatorsko na gitarze.

- Nie lubię gościa, ale cenię go za to, że nie przejmuje się krytyką i robi swoje. Na pewno łatwo mu nie jest - mówi Michał Wiśniewski deratyzator o Michale Wiśniewskim gwiazdorze popu.

Autografów Michał wprawdzie nie rozdaje, ale raz był już blisko. Usuwał szkodniki w jednym z zakładów, gdzie pracuje jego znajomy. Dowcipny znajomy, należy dodać.

- Ludzieee! Michał Wiśniewski przyjechał do Nysy! Chodźcie po autografy
- wrzeszczał kolega - śmieje się Wiśniewski. - No i wprawdzie produkcja nie stanęła, ale kilka osób oderwało się od pracy i przylecieli mnie pooglądać. Koncertu jednak nie dałem…

Wywiad Wojtasika z Wojtasikiem

Ze sceną niewiele wspólnego ma również Piotr Wojtasik, nyski dziennikarz. Ma takie same imię i nazwisko jak słynny trębacz jazzowy.

- To druga trąbka Rzeczpospolitej - mówi z przekonaniem. - Sam kiedyś o tym nie wiedziałem, ale znajomy mnie uświadomił jakieś 8 lat temu. Od tamtej pory słucham jazzu i kibicuję Piotrowi Wojtasikowi.

Raz nawet się spotkali. Z racji tego, że nyski Wojtasik jest dziennikarzem w lokalnej gazecie, miał okazję przeprowadzić z Wojtasikiem wywiad. Gdy ukazał się w gazecie, wyglądało to nieco dziwnie. Jakby rozmawiał sam ze sobą.

- Piotr Wojtasik przyjeżdżał do Nysy dwukrotnie, żeby poprowadzić ogólnopolski kurs big-bandów, później okazało się, że będzie wykładać jazz w nyskiej PWSZ
- mówi dziennikarz. - Jak już ludzie trochę osłuchali się z nazwiskiem, to zaczęli do mnie dzwonić z gratulacjami, że zostałem wykładowcą na uczelni. Nawet jeden z radnych powiatowych nie omieszkał mi pogratulować.

Z racji zbieżności nazwisk Wojtasik niewiele ma jednak profitów. Mówi, że pewnie gdyby tamten Wojtasik zamiast grać jazz na trąbce grał w serialach telewizyjnych, to pewnie ludzie bardziej by go kojarzyli. No, ale dla Wojtasika dziennikarza jest i ta dobra strona medalu.

- Jak z kimś rozmawiam na płaszczyźnie zawodowej i zdarzy się, że rozmówca skojarzy nazwisko, to przynajmniej wiem, jakiego pokroju jest człowiekiem. Wszak jazz nie wpada łatwo w ucho, trzeba go kochać i rozumieć - mówi. - Cóż, nazywać się Piotr Wojtasik to dla większości jakby być Janem Kowalskim. Wojtasik to nazwysko z kluczem wyłącznie dla koneserów.

Lisów ci u nas dostatek

- Jak płacę w sklepie kartą, to mówią mi, że niepodobny jestem - śmieje się Tomasz Lis. - No i w urzędach czasem ktoś zachwyci się moim nazwiskiem, ale żeby to jakieś szokujące dla ludzi było, to nie powiem. Ot, uśmiechnie się ktoś czasem, zagada. Ani mi to przeszkadza, ani tym bardziej pomaga. Nawet z mandatu się nie wykręciłem jeszcze…

W Nysie Lisów dostatek, a Tomaszów to nawet jest dwóch. Drugi pracuje w magistracie, w wydziale do spraw remontów. Wydawać by się mogło, że nazwisko medialne, ale rzeczywistość skrzeczy.

Tomasz Lis, spec od remontów, opowiadać o sobie nie lubi, ale po urzędzie krążą opowieści, jak to zdarzało mu się wywoływać po drugiej stronie telefonu konsternację i błyskawicznie dzięki temu załatwiać różne sprawy.

Niektórzy pracownicy wzdychają, że dla usprawnienia jeszcze jakiś Janusz Weiss by im się tam do kompletu przydał.

Dzień dobry, Agnieszka Włodarczyk

Zdecydowanie bardziej medialna natomiast jest Agnieszka Włodarczyk. Jednak 29-letnia nysanka z aktorstwem niewiele ma wspólnego. Obecnie występuje jedynie w roli mamy 4-miesięcznej Oli.

- Gdzie mi tam do niej, znaczy tej pięknej aktorki! - uśmiecha się Agnieszka. - Ona w wielkim showbiznesie pracuje, a ja cóż, szary stworek jestem. Zbieżność nazwisk jednak czasem daje mi przez chwilę poczuć się prawie jak gwiazda.

Dzwoniąc w swoich prywatnych sprawach do różnych instytucji, nie przedstawia się z imienia i nazwiska. Miała nauczkę.
Kiedyś zaczęłam od słów: "Dzień dobry, Agnieszka Włodarczy..." - opowiada. - A facet na to: "A ja Bogusław Linda jestem". Cóż, myślał, że jaja sobie robię, i zanim pojął, że to moje prawdziwe nazwisko, to minęło kilka dobrych chwil. Zdążyłam się nawet trochę poirytować...

Co pan tu robi, panie Janku?

Całkiem przyjazny stosunek do swojego imiennika ma nyski Jan Pietrzak, były piłkarz i trener. Sam zresztą nauczył się kilku piosenek kabareciarza Jana Pietrzaka na pamięć. Ceni go za poczucie humoru. Zresztą sam też lubi dowcipkować.

- Raz, jak w Ameryce byłem, to jedna pani z biura podróży Polonia krzyknęła: "Panie Janku, co pan tutaj robi!". Wszak mój imiennik często w tamtym regionie przebywał i chyba jakoś tak jej się skojarzyło - opowiada.

- Generalnie to pomyłki nie zdarzają się często. Pewnie dlatego, że Pietrzak to dość popularne nazwisko. Może gdybym nazywał się Lepper, toby pytali, gdzie następną blokadę szykuję...

Jagiełło chciałby dożyć 83 lat. Tak jak król. Wojtasik wierzy, że nazwisko przyda mu się, kiedy będzie musiał zasięgnąć języka gdzieś na jakiejś akademii muzycznej. Pietrzak chciałby zobaczyć Pietrzaka na żywo i uścisnąć mu dłoń. Panowie Lisowie to skromne osoby, zatem noworocznych życzeń nadających się do publikacji nie posiadają.

Włodarczyk, jak już podchowa córeczkę, zamierza wystąpić w roli księgowej, a Wiśniewski modli się, żeby mu wszyscy dali już święty spokój. I przysięga na wszelkie świętości, że jak wspólnie z Martą dzieci się dorobią, to na pewno żadnemu z nich nie dadzą na imię Xavier, Fabienne, Etiennette czy też Vivienne. Wiśniewskim wystarczy już tych skojarzeń

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska