Śledzić księdza

sxc.hu
sxc.hu
Bezpieka inwigilowała duchownych, bo Kościół był uznany za instytucję szczególnie wrogą władzy PRL. Antykościelne wydziały MO w całym kraju prowadziły tzw. sprawy obiektowe, także przeciwko seminarium duchownemu w Nysie.

Sprawa obiektowa "Zamek" - jak wynika z dokumentów zgromadzonych we wrocławskim IPN (teczka o sygnaturze 067/48) - została wszczęta w sierpniu 1972 r. Stosowny wniosek podpisał naczelnik Wydziału IV Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Opolu.
Teczka zawiera m.in. dość szczegółowe, indywidualne charakterystyki kadry profesorskiej seminarium pracującej na uczelni w połowie lutego 1973 r., zbiorową charakterystykę społeczności alumnów WSD z uwzględnieniem ich pochodzenia społecznego, stanu wykształcenia i ukończonych szkół średnich, poziomu zdolności zaprezentowanych w trakcie nauki.

- Ta szczegółowość opisu zwraca uwagę - mówi prof. UO Andrzej Szymański, który zapoznał się z dokumentami i przygotował wykład "Inwigilacja przez komunistyczne służby Wyższego Seminarium Duchownego w Nysie w latach 1972-1989", wygłoszony na konferencji naukowej "Aparat władzy i życie społeczne mieszkańców Śląska Opolskiego w latach 1945-1989".

Agenci dużo wiedzieli

Agentów do pracy wśród duchowieństwa pozyskiwano w różny sposób - służba bezpieczeństwa wysyłała nawet własnych kandydatów do seminarium, którzy studiowali jako klerycy. Powoływano też alumnów do służby wojskowej (co wpływało na zmniejszenie się ilości kształcących się na duchownych). W wojsku "przeciągano" młodych na swoją stronę.

- Wykorzystywano też specyficzny klimat, jaki panował w zamkniętym przecież jednak środowisku duchownych - nieporozumienia i konflikty, rozgrywając także bardzo silne na tych ziemiach antagonizmy polsko-niemieckie. Z opisów zachowanych w aktach sprawy obiektowej "Zamek" wynika, że agentura wśród alumnów, a i wśród wykładających duchownych była dość spora i sprawna. - mówi prof. Szymański. - Trzeba było być blisko duchownego, o którym się potem relacjonowało: "jest hipochondrykiem, jeździ do Zabrza, Opola i Katowic".

W relacjach są też szczegółowe opisy dotyczące księgozbiorów wykładowców seminarium, mebli w ich pokojach, wycieczek krajoznawczych czy nawet światopoglądów - a przecież takie informacje uzyskuje się w czasie rozmów osób zaufanych. Dowiadujemy się nawet szczegółowo, jak jeden z duchownych głosował.

Funkcjonariusze mieli doskonałe rozeznanie na temat atmosfery, jaka panowała w seminarium w latach 1972-1973. We wrześniu 1972 r. nastąpiła zmiana na stanowisku rektora, który - jak wynika z materiałów - "cierpiał na rozstrój nerwowy spowodowany konfliktami z młodą kadrą profesorską". W teczkach znajduje się opis, kto konflikty podsycał, jak rozgrywano kwestie nominacji nowego rektora, kto był za, kto przeciw.

Trzeba być ostrożnym

- W raporcie są też charakterystyki członków kadry profesorskiej Wyższego Seminarium Duchownego w Nysie - zaznacza naukowiec. - Jako historyk muszę jednak zastrzec, że choć zachowane w teczce charakterystyki są bardzo szczegółowe, to nie można ich traktować jako jedynego źródła informacji na temat opisanych osób czy zjawisk lub stosunków międzyludzkich. Niestety, nie ma - a przynajmniej nie są dostępne - materiały, z którymi można by było skonfrontować te opisy.

Akta mogą też być wybrakowane, częściowo spreparowane. - Dlatego nie będę cytować nazwisk opisanych osób, bo część z nich jeszcze żyje, a łatwo jest skrzywdzić niewinnego człowieka. Ale w aktach szczegółowe charakterystyki przypisane są konkretnym osobom, występującym z imienia, nazwiska i funkcji - dodaje historyk.

Na temat jednego z seminaryjnych profesorów pisano: "Lubuje się w kontrolowaniu paczek i korespondencji nadsyłanych do WSD, wszelkie donosy na alumnów chętnie przyjmuje, a następnie sprawdza zasłyszane informacje".

O innym duchownym: "Nie popiera takich organizacji jak PAX (...). Alumni uważają go za fałszywego. Na obowiązkowe rozmowy do niego chodzą niechętnie, bo uważają, że o ich zwierzeniach donosi on rektorowi".

O kolejnym: "sprytny w załatwianiu spraw aprowizacyjnych", a o jego koledze: "ma prywatny samochód marki Trabant, który wykorzystuje do dość częstych wyjazdów w odwiedziny do swych kolegów oraz na wycieczki turystyczne. Posiada bardzo dobrze wyposażoną bibliotekę (...) i sporo mebli typu antycznego".

Kolejne zapisy: "Ksiądz jest typem człowieka opanowanego, spokojnego, inteligentnego, w wyborach głosował...", "Wymieniony ksiądz (...) w rozmowie z innymi księżmi, stwierdzał, że Polska będzie musiała spłacać długi za tereny będące niegdyś pod zarządem niemieckim, a stanowiące dzisiaj tereny zachodnie i północne naszego kraju (...) mówił, że w obozie socjalistycznym będą nadal następować rozdźwięki. Uważał, w swych wypowiedziach, że socjalizm jest jedynie systemem gospodarczym, a nie wyrocznią, kto i jak winien kształtować swój światopogląd".

Kler dołowy nie był skuteczny

- Interesująca jest też charakterystyka zbiorowa społeczności alumnów - zauważa historyk. Pracownicy KWMO w Opolu wskazują na wstępie, że o ile liczebność alumnów WSD należy ocenić jako znaczną , a były to 152 osoby, to jednak kuria biskupia nie jest zadowolona z jakości kandydatów do kapłaństwa, a także "w pewnym stopniu" z ich liczby.
Za taki stan rzeczy odpowiedzialny jest - zdaniem kurii - "kler dołowy", który wykazuje brak skuteczności w działaniach na rzecz powołań, nie mając wypracowanych "dobrych i skutecznych form i metod pracy" w tak delikatnej materii.

Dlatego stwierdzono, że kuria jest zdecydowana kłaść nacisk "na wyszukiwanie, rozbudzanie i pielęgnowanie powołań kapłańskich wśród młodzieży zrzeszonej w kołach ministrantów".

Doskonale znano pochodzenie nyskich alumnów: z województwa opolskiego - 83, z katowickiego - 62; ponadto 3 alumnów pochodziło z rzeszowskiego, 2 z krakowskiego, po jednym z bydgoskiego i lubelskiego.

- Stworzono też statystyki ukazujące typ ukończonej szkoły średniej, jej siedzibę i miejsce zamieszkania alumna przed wstąpieniem do WSD - stwierdza historyk.

Badano także pochodzenie społeczne seminarzystów: z rodzin robotniczych pochodziło ich 101, z chłopskich - 39, a z inteligenckich - 12. Przed wstąpieniem do seminarium należeli do: Związku Młodzieży Socjalistycznej (64), Związku Młodzieży Wiejskiej (7), Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (1) oraz 19 do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Związku Harcerstwa Polskiego bądź Ligi Obrony Kraju. Pozostałych 61 alumnów nie należało do żadnej organizacji społeczno-politycznej.

- Fakt, że swego czasu młodzi klerycy należeli do ZMS nie świadczy o tym, że byli oni jakimiś agentami. Nie, po prostu w tych czasach, w wielu szkołach taka przynależność traktowana była obligatoryjnie, kuszono też pewnymi ułatwieniami, nawet w zdaniu matury - zauważa prof. Szymański.

Interesujące są powody wstąpienia do seminarium, bo i je przebadali opolscy agenci. Otóż 48 alumnów wstąpiło na drogę kapłaństwa z powodu "przekonań religijnych", 68 - za "namową księży i rodziców", 10 z powodu spodziewanych korzyści materialnych, 2 z powodu "zawodu miłosnego", 4 zaś z innych przyczyn. Spośród 152 alumnów ministrantami było tylko 50.

Badano także "ogólny poziom intelektualny" alumnów. Do grupy "bardzo zdolnych" zaliczono 12 z nich, do "średnio zdolnych" - 39, zaś reszta (101) musiała zadowolić się cenzurką "słabi i przeciętni".

Co się nie podobało

- Autorzy raportu, analizując formy działalności uczelni, poszukiwali przyczyn zwiększającego się naboru do seminarium - dodaje prof. Szymański.

Przypisali to takim czynnikom, jak "wzmożenie kontroli przez kurię biskupią kleru parafialnego na odcinku pracy nad powołaniami", twierdzono, że oceny poszczególnych kapłanów uzależnione były od "ilości wychowanych alumnów";

Poza tym autorzy raportu wymieniali "stosowanie aktywniejszych form pracy nad powołaniami". Chodziło o włączenie alumnów WSD w różnego typu akcje powołaniowe, dostrzeżono rolę organizowanych corocznie zjazdów ministranckich na Górze św. Anny, czy spotkań z młodzieżą w ramach "tygodnia powołań kapłańskich".

Odnotowano także zmiany "na odcinku nauczania alumnów". Wyrażały się one głównie zwiększonymi wymogami "co do wiedzy i postawy" tychże oraz "kształtowaniem poprzez naukę i wychowanie takich postaw alumnów, aby odpowiadały aktualnym wymogom społecznym, jakie życie stawia przed młodym kapłanem".

- Władze seminarium dążyły do wygaszenia antagonizmów "dzielnicowych" i podziałów na Ślązaków i "napływowych", a także chciały podnieść poziom nauczania i wychowania poprzez wzmożoną dyscyplinę - zauważa Szymański.

Środkiem pozwalającym zrealizować ten ostatni zamiar było m.in. zwiększenie ilości godzin przeznaczonych na naukę poszczególnych przedmiotów, wydłużenie codziennego indywidualnego studium alumnów kosztem czasu wolnego (nauka własna przewidziana była w godzinach 14.30 do 18.00 i od 19.30 do 20.30). Zwiększono także ilość obowiązkowych i dodatkowych lektur, zreformowano nauczanie języków polskiego i angielskiego, ograniczono wyjścia "na miasto" do trzech dni w tygodniu oraz skrócono czas wolny w niedzielę do godz. 15.00.

Aby podnieść "ogólny i kulturowy poziom alumna", organizowano dla seminarzystów wycieczki, m.in. do Krakowa, Wieliczki i Oświęcimia, promowano aktywność sportową, a także zezwalano w szerszym zakresie na oglądanie programów telewizyjnych.
Starano się także poprawić warunki bytowe kleryków, polepszyło się wyżywienie. Wiązało się to z koniecznością podniesienia miesięcznej opłaty za naukę w seminarium z 200 na 350 zł.

Zaostrzenie dyscypliny, podwyższenie poziomu nauczania, ale i opłat - jak wynika z akt sprawy obiektowej - nie podobało się wszystkim alumnom.

Kolejnym powodem niezadowolenia kleryków - tym razem z I roku studiów - były częste zmiany lokatorów w pokojach. Uważali oni, że "władze WSD mają w tym swój cel, bo obawiały się zawierania zbyt bliskich znajomości i więzów koleżeńskich wśród alumnów."
Autorzy raportu zwrócili także uwagę na to, że "charakterystycznym momentem z życia alumnów WSD jest zachowanie się seminarzystów z I roku, którzy bezpośrednio przed feriami świątecznymi (grudzień 1972) w formie żartów wręczyli jednemu z księży okulary filcowe sygnalizujące potrzebę "dobrego widzenia alumnów", a drugiemu duchownemu - wykonany z drzewa miecz o długości 50 cm z wyrytym napisem: "Do walki z przeciwnikami Kościoła".

Bez zaangażowania

- Sprawa obiektowa trwała aż 16 lat, ale zbieranie materiałów raptem 7 miesięcy w latach 1972-1973. Wydaje się, że funkcjonariusze założyli teczkę, bo władza tak kazała. Po owych siedmiu miesiącach pracy, odłożyli akta "na półkę". Operacja "Zamek" była przedsięwzięciem rutynowym, które nie miało dalszego ciągu - zauważa Andrzej Szymański. - Raport jest szczegółowy, ale mowy nienawiści tam nie ma. Może stało się tak dlatego, że powstał w latach 70., kiedy Kościół zszedł z linii ciosu, jako podstawowy wróg. Co więcej, do świadomości władzy dochodziło, że z Kościołem się nie wygra, że trzeba z nim żyć. Choć oczywiście warto o nim wiedzieć jak najwięcej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska