Śledzie pocztowe, biały barszcz i kiszonki, czyli co jadały nasze prababcie

Magdalena Domańska-Smoleń
Magdalena Domańska-Smoleń
Magdalena Kasprzyk - Chevriaux. Wywodzi się z rodziny o tradycjach dziennikarskich. Z rozsądku adwokatka, z pasji kulinarna szperaczka i smakoszka. W liceum i na studiach współpracowała z lokalnymi rozgłośniami radiowymi i gazetami, klepiąc wiadomości w newsroomie i pisując recenzje. Niespokojna natura po latach kazałą jej wrócić do pisania. Autorka tekstów dla magazynu Kuchnia, Usta, Poland Today. Współpracuje z Instytutem Adama Mickiewicza i Instytutem Polskim w Paryżu. Współorganizatorka kulinarnych wydarzeń promujących nowoczesną kuchnię polską. Sprowadziła do Instytutu Polskiego w Paryżu Aleksandra Barona i Adama Chrząstowskiego. W wolnych chwilach prowadzi  anglojęzyczny blog Tasty Colours, poświęcony polskiej kuchni.
Magdalena Kasprzyk - Chevriaux. Wywodzi się z rodziny o tradycjach dziennikarskich. Z rozsądku adwokatka, z pasji kulinarna szperaczka i smakoszka. W liceum i na studiach współpracowała z lokalnymi rozgłośniami radiowymi i gazetami, klepiąc wiadomości w newsroomie i pisując recenzje. Niespokojna natura po latach kazałą jej wrócić do pisania. Autorka tekstów dla magazynu Kuchnia, Usta, Poland Today. Współpracuje z Instytutem Adama Mickiewicza i Instytutem Polskim w Paryżu. Współorganizatorka kulinarnych wydarzeń promujących nowoczesną kuchnię polską. Sprowadziła do Instytutu Polskiego w Paryżu Aleksandra Barona i Adama Chrząstowskiego. W wolnych chwilach prowadzi anglojęzyczny blog Tasty Colours, poświęcony polskiej kuchni.
Rozmawiamy z Magdaleną Kasprzyk-Chevriaux, kulinarną szperaczką i smakoszką, autorką bloga Tasty Colours.

Przenieśmy się w czasie. Jest początek XX wieku. Pani prababcia właśnie wstaje i przygotowuje śniadanie. Co zje?

Znałam osobiście tylko jedną prababcię, ze strony taty. Zmarła, gdy miałam 10 lat. Urodziła się jeszcze w XIX wieku. Lata jej młodości, podobnie jak drugiej mojej prababci, ze strony mamy, przypadła na czasy wojenne. Obie prababcie pochodziły z Krakowa z niezbyt zamożnych rodzin. W ich jadłospisie dominowały posiłki proste i co tu dużo mówić – monotonne. Kuchnia była oparta na produktach mącznych i sezonowych warzywach. Również moja jedyna żyjąca babcia (rocznik 1927) jadała bardzo skromnie. Jej dzieciństwo to kryzys przełomu lat 20. i 30., a młodość – czasy okupacji i stalinizmu. W kółko jadało się kluski, kasze, grysik, ziemniaki i chleb z jakimś tanim smarowidłem. Żadnych bananów, żadnych pomarańczy. Po 1933 roku, gdy sytuacja ekonomiczna nieco się poprawiła, na śniadanie była już bułka pszenna z masłem, kawałek sera białego. Mięso jadało się sporadycznie, a szynkę od święta.

W tamtych czasach jadano podobno tak zwane śledzie pocztowe?
Tak, kupowało się je w żydowskich sklepikach prosto z beczki. Nie trzeba było ich moczyć. Miały taką teksturę, że smarowało się nimi chleb. Prababcia piła kawę z cykorii, bo nie było jej stać na tę prawdziwą. Gdy babcia poszła do szkoły, obowiązkowo w szkole dostawała kubek mleka i łyżkę tranu. Niektóre dzieci były tak biedne, że podgrzane mleko było jedynym gorącym posiłkiem w ciągu dnia. Domowa kuchnia obu prababć była jednak też sezonowa. Obie miały działki. Jedna w Krakowie, w okolicach Ronda Mogilskiego, a druga w Tenczynku – był to letni domek z kawałkiem ziemi. Uprawiały warzywa i owoce, a jedna w sezonie hodowała kury. Dieta była oparta na sezonowych warzywach i owocach, nabiale, jajkach, kwaśnym mleku, ziemniakach i kaszach. Na działce rosły ziemniaki, będące składnikiem codziennej diety. Ziemniaki mieli na zimę, a z owoców robiło się przetwory. Bardziej wykwintne potrawy jadano od Święta na Boże Narodzenie czy Wielkanoc.

Gdzie kupowano produkty? Na pobliskim targu, czy może gdzie indziej?
Pracująca, uboższa część ludności robiła codzienne zakupy w tańszych sklepikach. Prababcia kupowała też na targu przy ul. Topolowej. Było tam prawie wszystko, czego potrzebowała. Świeże towary przywozili chłopi. Jeśli prababcia kupowała mięso, to zawsze u tego samego rzeźnika. Ten rzeźnik raz na rok wędził szynkę i dawał trochę swoim klientom jako formę podziękowania czy promocji. Poza tym, jak wspomniała, obie prababcie miały działki i stamtąd pochodziła część zaopatrzenia.

Co prababcia robiła na obiad?
Bardzo często był to biały barszcz (zakwas oczywiście był robiony w domu) z ziemniakami, a w niedzielę rosół lub krupnik. Często jadali pierogi, pierogi leniwe i makaron z serem.

Kto uczył babcię gotować?
Nie wiem, jak prababcia nauczyła się gotować. Natomiast moja babcia, która jest świetną domową kucharką, uczyła się z książek kucharskich. Do tej pory mimo wieku co roku lepi wigilijne uszka, które są świetne: pikantne i z charakterem, tak jak babcia. Rodzina korzysta z innych jej przepisów np. na zimne nóżki, flaki, maślane ciasteczka, czy tort Fedora. Babcia , ucząc się gotować po wojnie, stała się mistrzynią podrobów: płucek w sosie, flaczków, ozorków czy wątróbek.

Jak radzono sobie bez mikserów, robotów kuchennych, maszynek do mięsa?
Potrawy, które robiła prababcia, były bardzo proste. Większym problemem niż brak maszynki do mięsa czy robota kuchennego był brak lodówki. W zimie to nie był kłopot. W lecie natomiast trzeba było „polować” na wozaka, który handlował lodem. Codziennie wychodziło się na ulicę z wiaderkiem i on rąbał kawałki lodu za 20 czy 30 groszy. Obkładało się tym mięso. Poza tym istniał problem fałszowania żywności. Trzeba było umieć rozpoznać dobrze mleko czy masło.

Babcia robiła przetwory na zimę?
Oczywiście. Konserwowało się wszystko, co tylko dało się zakonserwować. Na zimę robiło się kiszonki: obie prababcie kisiły kapustę w beczkach (pożyczało się szatkownicę), domownicy ubijali je bosymi stopami. Kapustę kisili z całymi jabłkami, to zapomniany zwyczaj (a jabłka kiszone są fenomenalne). Kwas z kapusty dzieci piły dla zdrowia. Prababcie robiły konfitury i dżemy, kompoty, soki, wszelkie pikle - to była normalność. Mimo skromnego pożywienia, dożyły sędziwego wieku – podobnie jak moja babcia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Śledzie pocztowe, biały barszcz i kiszonki, czyli co jadały nasze prababcie - Gazeta Krakowska

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska