Słowo warte krat. Gehenna Krzysztofa Stańki

Redakcja
Krzysztof Stańko: – Siedem lat czekałem na ten proces, by sąd wreszcie mnie uniewinnił.
Krzysztof Stańko: – Siedem lat czekałem na ten proces, by sąd wreszcie mnie uniewinnił. Sławomir Mielnik
Jest takie państwo, w którym słowo przestępcy bywa cenniejsze od dowodów. Gdzie można przesiedzieć kilka lat bez żadnego wyroku. Państwo, w którym sojusz gangstera i prokuratora może złamać życie normalnemu człowiekowi. Tym krajem jest Polska.

W środę przed Sądem Okręgowym w Opolu Roman Pietrzak, prokurator Prokuratury Apelacyjnej w Katowicach, oskarżył Krzysztofa Stańkę, właściciela ośrodka wypoczynkowego Kormoran w Turawie, o to, że w 2002 roku w szczycie sezonu letniego na masową skalę produkował tam amfetaminę.

Prokurator z Katowic i przedsiębiorca z Turawy zapewne nigdy by się nie poznali, gdyby nie trzeci bohater - Maciej B., pseudonim Gruby, skruszony gangster, który kilka razy bywał w Turawie na rybach i tak poznał Krzysztofa Stańkę. W 2003 roku "Gruby", chcąc uniknąć więzienia za swą kryminalną przeszłość, ujawnił kulisy działania zajmującego się m.in. oszustwami gospodarczymi gangu "Cygana", do którego należał, a następnie pod skrzydłami Romana Pietrzaka uzyskał status świadka koronnego.

Już po "koronacji" gangster postanowił zrobić dochodowy biznes z oskarżania niewinnych ludzi o najpoważniejsze przestępstwa. Gdy zszokowane ofiary trafiały do aresztu (kaliber ich rzekomych przestępstw powodował, że sądy zamykały tych ludzi bez mrugnięcia okiem), "Gruby" proponował zmianę zeznań w zamian za pieniądze. W końcu za próbę wyłudzenia łącznie 370 tys. zł i udane wyłudzenie 15 tysięcy od rodzin osób, przeciw którym zeznawał, przestępca trafił za kraty na siedem lat. Ale dla prokuratora Romana Pietrzaka nadal jest wiarygodny.

Kryminał w Kormoranie
"Gruby" o status świadka koronnego starał się w 2003 roku. Poza obnażeniem struktury i działalności gangu "Cygana" musiał też ujawnić śledczym przestępstwa, o których dotąd nie wiedzieli. I opowiedział o znakomicie zakonspirowanej fabryce amfetaminy w Turawie. Właściciel tamtejszego ośrodka Kormoran, Krzysztof Stańko, produkował "białą śmierć" w kuchni, która dla niepoznaki przyrządzała i wydawała w tym samym czasie gościom około stu posiłków dziennie.

Gotowy towar, wytwarzany w ilości 50 kg miesięcznie, woził łódką do nafaszerowanego elektornicznymi zamkami domku, stojącego na wyspie pośrodku Jeziora Turawskiego. Co jakiś czas narkotykowy boss Stańko jeździł z amfą do Niemiec, a wtedy pieczę nad ośrodkiem przejmował jego najbliższy współpracownik, czyli "Gruby". Gdy prokurator Pietrzak usłyszał te rewelacje, postanowił działać. 24 września 2003 roku ok. godz. 20.00 w Kormoranie padł strzał, który zabił owczarka Krzysztofa Stańki.

Chwilę później do mieszkania Stańków na piętrze wbiegł oddział CBŚ, wspierany przez antyterrorystów w kominiarkach. Wrzeszczeli "Stać! Nie ruszać się, policja!". - Skuli mi ręce i nogi, 13-letnią córkę powalili na podłogę i przyłożyli jej do głowy lufę pistoletu - opowiada Krzysztof Stańko. Za antyterrorystami z Centralnego Biura Śledczego do Kormorana wbiegli przywiezieni kilkoma busami technicy, laboranci i ekipa z psami do szukania narkotyków.

Policjanci zaglądali w każdy zakamarek, zdrapywali tynk, ściągali pajęczyny ze ścian. Pobrali wymaz z komina, ale nie znaleźli śladu substancji niezbędnych do produkcji narkotyków, ani kawałka potrzebnej do tego aparatury, o samej amfetaminie nie wspominając.

Gdy przez telefon powiadomiono o tym prokuratora Pietrzaka, nie dał za wygraną. Kazał zatrzymać Stańkę i przewieźć go do Katowic. Na "dzień dobry" śledczy podsunął Stańce kartkę, z której wynikało, że w lipcu 2002 wyprodukował 5 kg amfetaminy i należał do zorganizowanej grupy przestępczej. - Zdębiałem - przyznaje Krzysztof Stańko.

Nie wiadomo, na jakiej podstawie Roman Pietrzak uznał, że narkotyku było akurat 5 kg, bo świadek mówił o 50 kilogramach miesięcznie, produkowanych przez całe lato. Nazajutrz po zatrzymaniu Stańko trafił do aresztu. Nie było żadnych dowodów poza opowieścią "Grubego". To jednak wystarczyło sądowi, by zamknąć przedsiębiorcę za kratami na długie 27 miesięcy. - Siedziałem z najgorszymi bandziorami, spałem przy nich z otwartymi oczami, zżerał mnie stres, schudłem 38 kilo - wspomina rozgoryczony Krzysztof Stańko.

Sąd uwzględniał kolejne wnioski Romana Pietrzaka o przedłużenie aresztu, mimo że już 20 dni po akcji w Kormoranie specjaliści z CBŚ orzekli, że nie ma tam żadnych mikrośladów narkotyków, substancji służących do ich produkcji ani niczego, co na taką produkcję by wskazywało. Prokurator Pietrzak składał, a sądy uwzględniały wnioski o przedłużenie aresztowania Stańki, mimo że w Turawie nie ma żadnej wyspy, więc i domku-magazynu na narkotyki być nie mogło.

- Specjalista z zakresu gospodarki wodnej orzekł, że na jeziorze jest półwysep, który podczas przyboru poziomu wody staje się wyspą - oświadczył w środę prokurator podczas odczytywania aktu oskarżenia. Stańko siedział za kratami także po wizji lokalnej, na której "Gruby" wskazywał śledczym pomieszczenia w kuchni Kormorana, gdzie latem 2002 miały stać urządzenia do produkcji amfetaminy.

Zdezorientowany świadek koronny, wprowadzony do pomieszczeń kuchennych Kormorana, stwierdził, że zostały one kompletnie przebudowane. W akcie oskarżenia Roman Pietrzak zawarł opinię biegłego, który orzekł, że w Kormoranie nie było żadnej przebudowy, tylko drobne remonty. Mimo to prokurator, nie dysponując żadnymi dowodami, poza słowami "Grubego", trzymał Krzysztofa Stańkę za kratami aresztu przez ponad 2 lata: od 24 września 2003 do 23 grudnia 2005.

W końcu sąd postanowił przerwać ten skandal, stwierdzając, że mimo bardzo długiego śledztwa prokurator nie przedstawił żadnych nowych dowodów poza słowami gangstera. Przeciwnie, pojawiła się masa faktów niezbicie świadczących, że cała opowieść świadka koronnego to tylko wymysły.

Jak "Gruby" wrabiał ludzi
Niedługo po aresztowaniu Stańki oskarżający go gangster zyskał status świadka koronnego. Gdy to nastąpiło, żona przedsiębiorcy z Turawy, Małgorzata, zaczęła odbierać telefony z sugestią, że jeśli zgodzi się odsprzedać ośrodek, "koronny" zmieni zeznania. Pani Małgorzata nie podjęła żadnych negocjacji z szantażystami.
Tymczasem "Gruby" rozszerzył swoją opowieść. Oświadczył prokuratorowi Pietrzakowi, że Stańko to tylko wykonawca, a szefami narkotykowego biznesu byli trzej bracia z Olesna - Adam, Krzysztof i Jan T. Prowadzili oni dochodową firmę, a żona jednego z braci przypadkiem poznała kiedyś "Grubego". Gdy Adam, Krzysztof i Jan T. trafili do aresztu w grudniu 2004, "Gruby" za pośrednictwem swojej szwagierki Katarzyny zażądał od rodziny z Olesna 100 tys. dolarów, obiecując w zamian zmianę zeznań. Zaszantażowane żony braci powiadomiły detektywa Krzysztofa Rutkowskiego, który zorganizował prowokację. W jej wyniku nagrana została telefoniczna rozmowa "Grubego" z kochankiem Katarzyny.

Gangster powiedział o "następnym jeleniu, którego może obciążyć i wyłudzić kolejne 100 tysięcy dolarów".
Mimo bezspornych dowodów kłamstw i szantażu Roman Pietrzak przez rok trzymał braci T. za kratami aresztu (za wolność musieli zapłacić kaucje w wysokości 150 tys. zł). Co ciekawe, prokurator przez dwa lata zwlekał ze sporządzeniem aktu oskarżenia przeciw "Grubemu", nadal ślepo wierząc w jego zeznania.

Ten zaś skrupulatnie to wykorzystywał, miotając m.in. oszczerstwa o paserstwo przeciw Gabrieli M. z Rybnika, która wraz z mężem prowadziła hurtownię budowlaną. "Gruby" oskarżył ją, że pieniądze ma dzięki paserstwu, bo kupowała od gangu "Cygana" towary, które przestępcy wyłudzali u producentów i innych hurtowników. Gabriela M. trafiła od aresztu w 2005 roku na trzy miesiące. Na liście ofiar gangstera jest także były naczelnik Urzędu Skarbowego w Częstochowie, którego "Gruby" oskarżył o przyjęcie w 2000 roku 10 tys. zł łapówki.

W końcu za swoje postępki "Gruby" został skazany na siedem lat więzienia. Mimo to prokurator Pietrzak wyłącznie w oparciu o jego zeznania, po siedmiu latach śledztwa, które nie przyniosło żadnych rezultatów poza krzywdą niewinnych ludzi, wtrącanych do cel, skonstruował przeciw Krzysztofowi Stańce akt oskarżenia o produkcję narkotyków pod bokiem kucharek ośrodka Kormoran i w obecności setek gości, jacy w tym czasie przewinęli się przez Kormorana.

- Nigdy nie myślałem, że będę czekał na chwilę, gdy zasiądę na ławie oskarżonych w sprawie dotyczącej produkcji narkotyków - mówi Krzysztof Stańko. - Teraz jednak cieszę się, że mój proces ruszył, bo to dla mnie jedyna droga do oczyszczenia z absurdalnych oskarżeń i zakończenia koszmaru, ciągnącego się od 24 września 2003. Ja przecież oczekuję tylko sprawiedliwości! Czy to tak wiele w państwie prawa?!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska