8 sierpnia 1966 r. w Suchej doszło do tragicznego wypadku. O godz. 20.25 rozpędzona warszawa na numerach rejestracyjnych HX-5510 wjechała do wsi z dużą prędkością. Kierowca nie zdołał ominąć stojącej przy drodze ciężarówki i z impetem uderzył w jej tył. - „Z pięciu osób znajdujących się w samochodzie osobowym, dwie - Bronisław Grzeszczuk i Kazimiera Grzeszczuk - ponieśli śmierć” - czytamy w archiwalnym wydaniu Trybuny Opolskiej. Ciężko ranni w wypadku zostali: 18-letni syn i dwie córki Grzeszczuków w wieku 14 i 16 lat. Trafili do szpitala.
Kilka dni wcześniej na tej samej drodze E-22 (dziś droga krajowa nr 94) w Izbicku doszło do równie groźnego wypadku - dachowania żuka. Samochodem kierował mieszkaniec Kłodzka, który po drodze zabrał aż 9 autostopowiczów. W Izbicku w aucie wystrzeliła opona. 7 z jadących żukiem osób odniosło ciężkie obrażenia i trafiło do szpitala.
Choć trudno w to uwierzyć, to podobne wypadki, w których ludzie ginęli lub odnosili ciężkie obrażenia zdarzały się w powiecie strzeleckim średnio co kilka dni. Choć drogami poruszało się ponad 10-krotnie mniej samochodów niż dzisiaj, to ginęło znacznie więcej ludzi.
Według statystyk prowadzonych przez milicję (potem policję) oraz GUS w 1975 r. po polskich drogach poruszało się 1,5 mln pojazdów. Dla porównania w 2014 roku liczba pojazdów przekroczyła 26 mln. Przerażające jest to, że w 1975 r. w kraju w wypadkach drogowych zginęło aż 5633 osób. Tymczasem w 2014 r. - 3202 osób.
Przyczyn należy upatrywać m.in. w brawurze kierowców oraz stanie polskiej motoryzacji - choć rodzimy przemysł zajmował się produkcją samochodów, to zdecydowanie nie należały one do bezpiecznych. Pierwsze auta w ogóle nie miały pasów bezpieczeństwa. Pasy pojawiły się w latach 60-tych, ale większość osób i tak ich nie zapinała. Nie wymuszały też tego przepisy. W samochodach nie projektowano stref zgniotu i nie zawsze wszystko działało w nich tak jak należy. W przypadku warszawy w wersji 203 podczas testów stwierdzono np., że prędkościomierz zaniża faktyczną prędkość, a układ hamulcowy choć działa nie najgorzej, to wymaga użycia dużej siły, by kierowca mógł zatrzymać samochód. W żuku zauważono natomiast zbyt mały rozstaw kół i wysoko położony środek ciężkości, co sprawiało, że o dachowanie takim autem było nietrudno.
Zdaniem opolskiej milicji do sporej liczby wypadków dochodziło na wsiach także z powodu dzieci beztrosko bawiących się na ulicach. - „Ich obecność zmusza kierowców do akrobatycznych wyczynów. Często kierowca, unikając przejechania malca, powoduje wypadek” - czytamy w Trybunie Opolskiej z 1966 r.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?