Gotowałam akurat obiad, jak usłyszałam przeraźliwy wrzask na ulicy - relacjonuje sąsiadka z drugiego piętra. - Wyjrzałam przez okno. Na dole było pełno ludzi. Wszyscy krzyczeli. Po paru minutach z klatki schodowej wybiegła matka tej dziewczynki, złapała na ręce leżące na betonie dziecko i z powrotem weszła do bramy. Wtedy zatrzymał ją pan, który prowadzi obok salon kosmetyczny. Prawdopodobnie była pijana. Poza nią nikogo nie było w domu. Jej konkubin pojechał rano stawić się leczenie odwykowe, ale chyba się nie stawił, bo go później, już po wszystkim, widziałam. Druga córka, 13-letnia Ania, jest w szkole specjalnej w Nysie, a 17-letni syn Mariusz wyjechał gdzieś na jeden dzień do sezonowej pracy.
Świadkowie tragedii wezwali pogotowie ratunkowe, ale przejeżdżający tamtędy mężczyzna, oceniwszy, iż ważna jest każda minuta, zabrał dziewczynkę do samochodu i sam zawiózł do szpitala.
- Dziecko, które spadło z trzeciego piętra starej, wysokiej kamienicy prosto na beton, nie miało żadnych szans - stwierdza Roman Zalewski, kierownik oddziału pomocy doraźnej i izby przyjęć głuchołaskiego szpitala. - Dziewczynka doznała urazów wewnętrznych i wewnątrzczaszkowego. W brzuchu miała dużą ilość płynu, prawdopodobnie krwi. Podczas intubacji bardzo krwawiła z przewodu pokarmowego. Podejrzewam, że mogło u niej nastąpić przerwanie przełyku. Przez pół godziny reanimowaliśmy ją. Robiliśmy wszystko, co mogliśmy. Niestety, intubacja, sztuczne oddychanie, masaż serca, podawanie adrenaliny i atropiny nie przyniosły żadnych efektów. Przypuszczam, że nawet cały zespół chirurgów nie zdołałby w tym stanie uratować jej życia. Jestem wstrząśnięty tym nieszczęściem.
Ciało dziecka zostało przewiezione do Nysy, gdzie przeprowadzona zostanie sekcja zwłok. Głuchołaska policja natomiast zatrzymała 36-letnią matkę do przesłuchania. Stwierdzono u niej 1,5 promila alkoholu.
W mieszkaniu, z którego wypadło dziecko, nie zastaliśmy nikogo wczoraj po południu. Sąsiedzi twierdzili zgodnie, iż państwo C. pili alkohol od trzech dni.
- Mieli za co, bo wzięli alimenty na syna - ocenili. - Wszyscy wiedzą, że nie stronią oni od kieliszka. Zgłaszaliśmy to opiece społecznej, bo baliśmy się, że coś złego może się tam stać. A zawsze jest tak, że jak dojdzie do jakiegoś nieszczęścia, to zarzuca się sąsiadom, że nie reagowali. Nosiliśmy jedzenie dla tej małej, bo żal nam było dzieciaków. Nieraz były głodne, bo w domu grosza brakowało, a syna widzieliśmy czasem śpiącego na wycieraczce.
Wszystkie dzieci z kamienicy przy ulicy Kościuszki znały półtoraroczną Agnieszkę C. Justynka, mieszkająca na pierwszym piętrze, mówi, że widziała przez okno, jak dziewczynka spadła na betonowe schody przed salonem kosmetycznym.
- To okno, przez które wyleciała, było otwarte od samego rana - opowiada. - Może Agnieszka wdrapała się na stojącą pod nim wersalkę, chociaż nie wiem, czy mogła sama wyjść na parapet - zastanawia się. - Była jeszcze taka mała.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?