Śmierć pod dyskoteką

Big Star Club" to jedna z największych dyskotek w Brzegu. Może pomieścić blisko tysiąc osób. W sobotni wieczór było w niej około ośmiuset młodych. 20-letni Piotr S. ze wsi Różyna koło Brzegu bawił się ostatni raz w życiu.

- Na dyskotekę pojechaliśmy w siódemkę - powiedział nam w niedzielę jeden z kolegów Piotra. - Po kilku godzinach zabawy, około drugiej w nocy Piotrek z kolegą wyszli przed budynek. Kiedy przechodzili obok zaparkowanych przed dyskoteką aut zobaczyli, że ktoś się chyba włamuje do "malucha". Była w nim wybita szyba. Piotrek został na miejscu, a kolega pobiegł po pomoc do dyskoteki.
Według relacji świadków, Piotr po chwili szarpał się z dwoma mężczyznami. Kiedy po kilku minutach jego kolega wrócił ze znajomymi na parking, Piotr leżał na ziemi koło starych magazynów.
- Był nieprzytomny, miał twarz we krwi - opowiada jeden ze świadków akcji ratunkowej. - Ktoś pobiegł wezwać karetkę, a koledzy próbowali ratować pobitego. Pogotowie przyjechało dopiero po 20 minutach. Podobno pomylili adresy. Lekarz jeszcze przez 10 minut próbował reanimować chłopaka, między innymi za pomocą elektrowstrząsów. Nic to nie dało. To przypadkowa i bezsensowna śmierć.
Policja o tragicznym zdarzeniu pod dyskoteką dowiedziała się o godzinie 2.45 od pogotowia.

- Na miejsce ściągnęliśmy natychmiast wszystkie dostępne siły i środki, aby prawidłowo zabezpieczyć wszystkie ślady, bo to było w tym momencie najważniejsze - powiedział "NTO" młodszy inspektor Stefan Górnicki, zastępca komendanta powiatowego policji w Brzegu. - Zebraliśmy zarówno ślady mechaniczne, jak i biologiczne. Mamy spisanych blisko dwieście osób, które były tej nocy w dyskotece i mogą coś wiedzieć o tragedii. Oględziny skończyliśmy około godziny ósmej. Sądzę, że szybko uda nam się znaleźć sprawców i ustalić dokładny przebieg zdarzenia.