Śmigają na ścigaczach po opolskich drogach

Redakcja
Ponoć nie ścigają się dla kasy, tylko dlatego, że na tych maszynach inaczej jeździć nie można.
Ponoć nie ścigają się dla kasy, tylko dlatego, że na tych maszynach inaczej jeździć nie można. Sławomir Mielnik
Policjanci bezsilnie rzucają za nimi suszarkami. Bo kto dogoni ridera na ścigaczu jadącym z prędkością, z jaką latają samoloty?

Przekręcam manetkę, niesie mnie jednoślad
Przez ramię za siebie, opuszczam cały świat

Co to znaczy pedałować z prędkością ponad dwustu kilometrów na godzinę? Robię za plecak, czyli siedzę z tyłu i nie ja przekręcam manetkę, mnie pozostają boczne widoki oraz wycie maszyny, chociaż mam na głowie kask - słyszę ogłuszający szum.

Startujemy, wkrótce jesteśmy na rondzie obwodnicy. Nie każdy potrafi na łuku bezpiecznie położyć maszynę, przefroterować kolankiem po jezdni. Można zaliczyć wywrotkę.

Nam się udaje i wychodzimy na prostą, setkę mamy po 2 sekundach, ale generalnie jeździmy lajtowo, czyli maks 160 na godzinę. Ponoć. Nie widzę zegarów i skaczących w nich wskazówek - muszę potem uwierzyć na słowo. Dla mocnego ścigacza owe 160 km - to żółwie tempo. Mistrzowie prostej mają tymczasem na liczniku po 200 i więcej... Właśnie nas doszli, czyli zaczyna się zabawa. Redukcja i opór na gaz.

Widoki po bokach? Drzewa tracą kolor, a ta ciężarówka, co wyprzedzaliśmy ja ponoć z prędkością jeszcze 150 km na godzinę - nawet nie wiem, na jakich blachach była.

Motocyklistę w czarnym kasku, co nas "łyknął" zaraz potem, zauważyłam, bo nagle podniósł przednie koło.
My też tak byśmy mogli, gdybym nie była zbyt spanikowanym "plecakiem". Zdarza się bowiem, że podczas robienia stójki motocyklista gubi "plecak" i zwykle taka zguba ląduje w szpitalu.

Meta. Kolana z waty, zakwasy pojawiają się szybciej niż po największym wysiłku na siłowni. Marzę, by wsiąść do wysłużonej puchy, w kierownicy której znajduje się poduszka powietrzna, zaś licznik nigdy nie przekroczył 150 km na godzinę (na autostradzie z górki).

To uzależnia bardziej niż seks i narkotyki
Przez motocykle bracie ja mam nerwowe triki

Ponoć nie ścigają się dla kasy, tylko dlatego, że na tych maszynach inaczej jeździć nie można. - Wolność ma zapach benzyny i świst powietrza przecinanego z prędkością 200 km na godzinę - mówi jeden z nich.

Wielu nie zna nawet nazwisk kolegów, rozpoznają się i zapamiętują po nazwach i kolorze motocykli. W spisach komórek mają wiec zanotowane: Honda Darek, Yamaha Wojtek... Czasami jakieś ksywy.

- Ale jeden na drugiego zawsze może liczyć. Będzie lewa w górę? - pyta Twister, "mój" kierowca dosiadający hondę sześćsetkę, motor z kategorii "szlifierek", czyli z zacięciem sportowym, choć nieco wygodniejszym siedzeniem niż typowy ścigacz z torów. Ponoć jechał nią już 250 na godzinę.

Lewa w górę to takie "motocyklowe pozdrowienie". Wyróżnia motocyklistów z grona kierowców. Bo czy ktoś kiedyś widział, aby kierujący samochodami życzliwie pozdrawiali się wzajemnie znad kierownicy, i nie chodzi tu o wystawiony środkowy palec?

- Jeżdżący na motocyklach to rodzina, bez kitu. Jak któryś z nas samotnie stoi na poboczu, to inny zawsze się zatrzyma i spyta, czy pomóc - mówi Twister.

Z wykształcenia jest lekarzem, więc wie najlepiej, jak wygląda motocyklista po wypadku - potrzaskane kończyny, żebra i miednica. - Motor jest jak pocisk - przyznaje. - A jednocześnie jak heroina. Uzależnia. Zimą... obserwuję muchy, poważnie - jak się obudzą, to się cieszę, bo to znak, że i ja wyprowadzę maszynę z garażu. A potem nie wyobrażam już sobie tygodnia bez ostrej jazdy na moim motobiku. Sztuka w tym, aby nie przekraczać granicy pomiędzy szybką jazdą a szaleństwem.

- Jeszcze do niedawna z takimi prędkościami, z jakimi teraz jeżdżą ścigacze, latały tylko samoloty. Zresztą sami właściciele ścigaczy mówią: "Idę polatać!"- uściśla Jarosław Dryszcz, policjant (prywatnie też właściciel motocykla, choć choppera).

Tymczasem crash-testy pokazują - uderzenie w przeszkodę z prędkością ponad 60 km na godzinę oznacza likwidację maszyny i najczęściej śmierć co najmniej jednej osoby.

Twister wylicza: - Urazy kręgosłupa - często nieodwracalne, prowadzące do paraliżów. Poza tym urazy twarzoczaszki, w ich efekcie człowiek staje się warzywem, jeśli przeżyje... Organy wewnętrzne? Można je przeznaczyć na karmę dla psa, nie na przeszczepy, więc szalejących motocyklistów nie ma co nazywać dawcami nerek. Jeśli ktoś przeżyje - czeka go kilkumiesięczna rehabilitacja, zdarzają się amputacje kończyn...
Włoscy ścigający się wymyślili więc stalowe pętle, które przyczepiają do maszyn, a następnie nakładają sobie na szyję. Jeśli dojdzie do wypadku - żaden cud nie pomoże im w przetrwaniu, bo powieszą się na własnej maszynie.

- Nie wiem, czy robią to, bo nie chcą być warzywami, czy też dlatego, że ścigając się z pętlą na szyi - czują większy fun, mają więcej adrenaliny - mówi Twister. - Ja sam ścigam się, bo to daje power, kopa, zastrzyk adrenaliny. Nakręca na parę dni. Prawie jak seks z dziewczyną, o której marzyło się od lat i która jest niczym Kate Moss!

Darek, mechanik samochodowy: - Zgadzam się, jazdę na maksa można porównać do seksu. Kiedyś wziąłem na przejażdżkę koleżankę, która zakochała się w motocyklach. Mocno świrowałem na mieście, bo chciałem ją nieco zniechęcić. Po jeździe nogi jej się telepały z emocji i adrenaliny. Sama przyznała: - Stary, to jest jak seks!

M jak maszyna dostarczająca wszystkim szczęście
O jak oktany, których wciąż trzeba więcej
T jak turbina zamiast serca

Darek jeździ yamahą fazer. Nowa maszyna kosztuje około 50 tysięcy, ale ta ma już trochę lat, więc opolanin kupił ją za 15 tysięcy. Ścigacz sportowo-turystyczny, czyli siedzi się na nim dość wygodnie, a i tak ma rewelacyjne osiągi, trzy sekundy z haczykiem do setki. Można też pedałować 280 km na godzinę.
- Bardziej mnie interesuje jazda po tzw. winklach - mówi Darek.

To jazda po zakrętach, ostrych łukach, patelniach. Stąd tak chętnie sprawdzam się i wciąż dokształcam się na torach. I ten sposób zdobywania motocyklowego doświadczenia Darek poleca najbardziej: - Tor bardzo weryfikuje umiejętności. Nauka jest niesamowita, w dwa dni można przeskoczyć to, co w mieście szlifuje się miesiąc - mówi.

No i na torze raczej się nie wpadnie na samochód, w pieszego stojącego przy krawężniku, w budynek.

- Jak się człowiek w zakręcie nie zmieści, to trudno się połamać. Pozbiera plastiki, otrzepie się i po kłopocie - twierdzi Darek.

Są jeszcze szkoły jazdy w Czechach: - Przyjeżdża się tam już na własnym motocyklu - mówi Marek Twaróg (ma szkołę jazdy Strażak, sam jeździ na motocyklach) - Czesi uczą hamowania z wywrotką, bo najgorzej, jak motocyklista traci panowanie nad maszyną, nie umie bezpiecznie wyhamować, nie czuje różnicy między tylnym a przednim hamulcem. Czesi uczą, jak rozłączyć się z maszyną, sterować własnym ciałem. To brzmi jak kaskaderskie sztuczki, ale owe sztuczki ratują życie. Motocyklista świadomy ich może - po wywrotce - tak kierować ciałem, aby schować się pod tirem, a nie być przez niego rozjechanym.

Są takie sytuacje, gdy było bardzo blisko
By pocałować się z tym, co jedzie naprzeciwko

Darek zaczynał od toru Slovakiaring na Słowacji, to wysoka półka. - Tam dopiero widać, co to znaczy jechać na łokieć czy kolano. A jak stracisz panowanie - jest gdzie wyhamować - mówi.
Są jeszcze tory na Węgrzech. Przy czym wypad za granicę na dzień, dwa to w sumie wydatek jakichś 2 tysięcy od osoby.

Na krajowych torach - na przykład w Poznaniu - jest o wiele taniej. Tam też można się mocno pościgać, a jedno okrążenie robi się w minutę czterdzieści sekund.

Bardziej kręty, przez to wolniejszy, jest tor w Kisielinie koło Zielonej Góry. Tu warto uczyć się sztuki jazdy po łukach i tu często jeżdżą opolanie ze swymi ścigaczami.

- Ja mam ciężarówkę, więc wrzucam z kumplami maszyny na pakę i jedziemy. Składamy się na wynajęcie toru, wychodzi po dwieście złotych na łepka. Pościgamy się, a wieczorem grill, luz, sielanka - mówi Darek.
Jeździ od ponad 10 lat. Zawsze miał mocne maszyny i tylko raz wypadek. - Przyparkowałem w auto, które wyjechało z boku - mówi.

Kierowca auta twierdził, że go nie widział. - Ja też nie twierdzę, że powoli wystartowałem.
Motocykl skasował i natychmiast kupił nowy. - Mój kumpel miał niedawno wypadek. Motocykl nadawał się na złom, a sam kumpel chodzi jeszcze o kulach i właśnie kupuje nową maszynę - dodaje Darek. - Bo jak ktoś jeździ na motocyklach, to nie potrafi z tym zerwać.

Od tylu ludzi słyszę że mam nasrane w głowie
Że jeżdżę jak idiota i śmierci się nie boję

Motocykliści dzielą się na tych, co się już wyłożyli i tych, którzy lada moment tego doświadczą. Starzy wyjadacze, którzy niejedną wywrotkę mają już za sobą, to już niemal stateczni panowie. Mają firmy, rodziny... Więc wykupili dobre ubezpieczenia na życie i nie żałują kasy na wynajmowanie torów - tam się ścigają.

Młode wilki - mają mocne ścigacze, a doświadczenie wolą zdobywać na drogach publicznych. Słuchają rapu i hip-hopu: a Malina czy Golinjak - to wykonawcy, którzy nie tylko śpiewają o ścigaczach, oni na nich jeżdżą (w teście wykorzystano fragmenty ich piosenek).

- Nie ma, jak zasuwać szlifierą po mieście 150 kaema, macać bocznymi lusterkami auta... A kurw... w blaszakach mają prze... - mówi jeden z młodych gniewnych, zanim wystartuje w ulicę Strzelecką. (Czytaj: Nie ma jak ścigać się w mieście 150 km na godz., ocierać się o lusterka aut i straszyć tych w samochodach).
- Spotykamy się "pod Dziadem" w Opolu (wyjazd na Strzelce - dop. aut.), tam jest start - mówi Darek. - Przyjeżdża dużo młodzieży, część nie wiadomo skąd się bierze. To gawędziarze. W internecie poczytają, potem to przy nas powtórzą, a my - stara gwardia - i tak nie wiemy, o czym mówią.

Gdy młode wilki startują - to widać, że interesuje ich tylko prędkość, Umiejętności składania się w zakręt - trochę mniej.

Starzy wyjadacze widzą to także po oponach, zjechanych paleniem gumy, ale nie wirażami. Tacy mistrzowie prostej mają największe szanse, by wypaść z trasy i pozostawić po sobie krzyż na poboczu.
- Nie ćwiczą na torach, a ucząc się na ulicach - kuszą los. Mają wypadki, ranią siebie i innych - mówi Darek. - My, starzy, ich nie potępiamy, ale widzimy, co się dzieje.

- A najgorzej jak trafi na siebie dwóch wariatów i jeden drugiego nakręca. Gdy tacy zaczną się ścigać - nieszczęście gotowe - dodaje Twister.

Darek jechał kiedyś z takim: - Niby szpec, ćwiczył na torach, ale mam mieszane uczucia, gdy przypomnę sobie tę jazdę na publicznej drodze. Wyprzedził mnie, a potem wyprzedzał tira, tyle że z przeciwka jechał drugi tir. Chłop zmieścił się między te dwie ciężarówki i jeszcze dał popis na jednym kole... - wspomina Darek. - Gdy skończyliśmy, to spytałem go: Masz trzy życia? Przecież tam winkiel był, mogłeś zginąć i jeszcze kogoś zabić! Jedno jest pewne, jak człowiek jeździ z czubami, to się sam nakręca. Dlatego należy sobie dobierać towarzystwo odpowiednie do umiejętności.

W lusterku osobówki pojawiam się i znikam
Na drodze niczym ninja
Robię za bojownika

Mieszkańcy Jełowej mają pecha - przez ich wieś przebiega droga nr 45. To druga (po wylotówce na Strzelce) ulubiona trasa właścicieli ścigaczy.

- Trasa ładna, prosta, szeroka. Tam się rypie po 150, po 200 na kole - mówi Twister.
- Niektórzy mówią, że to wariaci. Inni, że to szpece - dodaje Darek. - Jeśli ktoś umie jechać na kole z taką prędkością 170 na godzinę i to dłużej niż dziesięć metrów - to pełen szacun.

- Już parę razy prosiliśmy o budowę ronda - mówi sołtys Jełowej, Ewald Fila. - W biały dzień straszą nas tiry, pod koniec dnia - gdy tiry nikną, pojawiają się dla odmiany motory: silne, głośne, szybkie.
Mieszkańcy mówią: - U nas z domu można trafić wprost na cmentarz. Tak w przenośni, bo po przejechaniu przez tira lub motocyklistę.

Bo faktycznie - "wyścigowa" trasa nr 45 jest po drodze na lokalny cmentarz.

Góra św. Anny - tam też się fajnie ściga, ale to już propozycja dla prawdziwych wariatów. Zakręty ostre, różnica poziomów, do tego bardzo dużo dziur na jezdni i w poboczu - szuter oraz piasek, liszaja można zaliczyć.
Patrole policjantów na motorach - równie szybkich i mocnych - znają te wszystkie miejsca, ale raczej nie wdają się w ściganie. - O to by im chodziło, ale żaden policjant nie jest idiotą, aby ścigać jakiegoś jeszcze większego idiotę na motocyklu i pomnażać ryzyko wypadku na drodze publicznej - mówi aspirant sztabowy Dariusz Krzewski, szef drogówki w Opolu.

Od kwietnia (zwyczajowy początek sezonu motocyklowego) policjanci z miejskiej drogówki z Opola ukarali 25 motocyklistów za szybką jazdę, nieprawidłowe wyprzedzanie lub jazdę bez uprawnień (zdobycie prawa jazdy na motocykl kosztuje wraz z wszelkimi formalnościami i szkoleniem - około 1500 zł, mandat jest trzy razy tańszy).
- Motocykliści stawiają na trasie czujki, czyli osoby, które ostrzegają ścigających się przed patrolami. Aby ich nie zidentyfikować po sfotografowaniu przez fotoradar, zaginają tabliczki rejestracyjne - dodaje Dariusz Krzewski.
- Na ścigaczu nie da się jechać zgodnie z przepisami. Za mną już nieraz policjant rzucał suszarką - kwituje motocyklista.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska