Jest ich około 200. Tworzą Samodzielną Grupę Powietrzną. - To najlepsi z najlepszych, nie ma tu innych - podkreśla podpułkownik Mirosław Gumny, dowódca SGP w Afganistanie.
Polacy do dyspozycji mają śmigłowce MI17 i MI24.
- Kontynuujemy pracę naszych kolegów - mówi porucznik Rafał Jakubowski, dowódca załogi MI17 z I Dywizjonu Lotniczego w Leźnicy Wielkiej. - Zajmujemy się głównie przerzutem transportów nie tylko na terenie naszych baz czy prowincji, która podlega Polakom, ale także pozostałych. Współdziałamy również z grupami bojowymi i siłami specjalnymi.
Śmigłowce zawsze latają parami. - Często osłaniamy kolegów z MI17 w trakcie transportów - opowiada kpt Piotr Gronczyński z 56. Pułku Śmigłowców Bojowych z Inowrocławia. - Wspieramy także pozostałych żołnierzy. Zwiększamy bezpieczeństwo chłopaków z patroli - dodaje kapitan. - Podziwiam ich. Narażają życie bardziej niż my w powietrzu. Choć napastnicy często mają też broń przeciwlotniczą.
Zanim załoga wyleci, technicy dokładnie sprawdzają maszynę, a dowódca ustala plan lotu. Żołnierze swoje zadania poznają na dzień przed wylotem.
- Muszą mieć wykreślone mapy, wyznaczoną trasę i przygotowany sprzęt wysokościowo-ratowniczy - tłumaczy porucznik Jakubowski.
Średnio każda załoga lata trzy razy dziennie. - Mamy także QRF (loty na wezwanie z pola walki), wtedy cały czas jesteśmy w gotowości, czekamy na sygnał z Centrum Operacji Taktycznych - mówi kapitan Gronczyński. - Zawsze taką służbę pełnią dwie załogi.
- Wszędzie chodzi się z krótkofalówkami i w kombinezonach, czyli po naszemu w śpiochach - śmieje się porucznik. - Od momentu wezwania mamy 15 minut, by w komplecie stawić się na płycie helipadu (lądowisko dla śmigłowców).
W komplecie, czyli dwóch pilotów, dwóch strzelców i technik pokładowy. Podczas lotu władzę absolutną ma dowódca. On podejmuje wszystkie decyzje i odpowiada za każdą osobę, która jest w śmigłowcu.
Podczas QRF nigdy nie wiadomo, co się zdarzy.
- Trzeba mieć oczy wokół głowy, nie jesteśmy w stanie przewidzieć, z którego kierunku może pojawić się ostrzał - tłumaczy kapitan.
Zimą lata im się lepiej niż w porze upałów. - Śmigłowce w okresie zimowym są silniejsze - wyjaśnia porucznik. - Łatwiej odrywają się od ziemi.
- Baza jest na wysokości 2200 metrów nad poziomem morza - dodaje kapitan. - Powietrze bardzo rozrzedzone, dlatego startuje i ląduje się tu trudniej niż w kraju.
Żeby podnieść maszynę do lotu, piloci rozpędzają się do około 200 km/h i z przedniego koła startują.
Podczas jednej zmiany PKW załogi spędzają w powietrzu ok. 100 godzin, rekordziści nawet 260. Do grupy powietrznej należą też żołnierze pracujący w sztabie i hangarach. Kontrolują maszyny przed lotem, naprawiają, robią przeglądy. - Tu nie ma mowy o lenistwie - mówi porucznik Jakubowski.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?