Smutek opolskiej prowincji

Redakcja
Kto ma rodzinę w Porębie i chciałby ją odwiedzić PKS-em ze Strzelec Opolskich (ok. 10 km drogi), musi się przygotować na dwudniową wyprawę. Bo do wsi można dostać się tylko dwoma popołudniowymi kursami: o 14:00 i 15:30.
Kto ma rodzinę w Porębie i chciałby ją odwiedzić PKS-em ze Strzelec Opolskich (ok. 10 km drogi), musi się przygotować na dwudniową wyprawę. Bo do wsi można dostać się tylko dwoma popołudniowymi kursami: o 14:00 i 15:30. Paweł Stauffer
Są takie miejsca w województwie, gdzie mieszkańcy mają problem, żeby zrobić zakupy lub dostać się do lekarza. A załatwienie prostej sprawy w urzędzie wiąże się z całodniową wyprawą. Niektórzy mówią wprost: nie o taką Opolszczyznę walczyliśmy.

Poręba pod Strzelcami Opolskimi
to bez wątpienia jedno z takich miejsc. Do leżącej u podnóża Góry św. Anny miejscowości prowadzi kręta i stroma droga w dół. Gdy się wjeżdża do wsi, na telefonach komórkowych gasną kreski wskazujące moc sygnału, a muzyka z radia przestaje grać.

W Porębie według urzędowych danych mieszkają 253 osoby. Mimo to nie ma tutaj ani przedszkola, ani nawet sklepu. Mieszkańcy muszą jeździć na zakupy do sąsiedniej Leśnicy, która jest siedzibą gminy. W wiosce jest za to świetlica i boisko.

- Jakoś do tego przywykliśmy - śmieje się Henryk Mikołasz, gospodarz z Poręby. - Ostatnio przy obiedzie rozmawialiśmy nawet o naszej wsi. Doszliśmy z żoną do wniosku, że żyjemy w bardzo spokojnej i urokliwej okolicy. Ale bez prawa jazdy i własnego auta tu się nie da normalnie funkcjonować.

Tuż obok Poręby przejeżdża każdego dnia około 30 tys. samochodów. To autostrada A4, która biegnie obok wsi, ale nie da się na nią wjechać, bo kilkanaście lat temu ekolodzy wywalczyli, by nie było tutaj zjazdu w kierunku Góry św. Anny. W pobliżu wsi nie ma żadnej linii kolejowej. Są za to autobusy.

Jedziemy PeKaeSem

Kto ma rodzinę w Porębie i chciałby ją odwiedzić PKS-em ze Strzelec Opolskich (ok. 10 km drogi), musi się przygotować na dwudniową wyprawę. Bo do wsi można dostać się tylko dwoma popołudniowymi kursami: o 14:00 i 15:30. Wydostać się już nie da. Trzeba czekać na poranny kurs, który rusza z Poręby do Strzelec Opolskich o 7:27.

Brak jakichkolwiek śladów na śniegu przy przystanku zdradza, że komunikacja autobusowa nie cieszy się wśród miejscowych popularnością. Kierowcy przyzwyczajeni do tego, że w Porębie mało kto wsiada, nawet nie zwalniają przy przystankach.

- U was wszyscy mają swoje samochody? - pytam Rudolfa Gajdę, którego ludzie ze wsi wybrali na radnego.

- Ależ skąd. Wśród mieszkańców sporo jest starszych osób, które muszą jeździć do lekarza w Leśnicy albo od czasu do czasu zrobić zakupy. Wtedy życzliwie pomagamy sobie nawzajem, bo przecież wszyscy się znamy - tłumaczy Gajda.

Jak taka pomoc wygląda w praktyce? Dla przykładu: młoda mama, która rano jedzie autem zawieźć swoje dziecko do przedszkola w Leśnicy, zabiera ze sobą schorowaną sąsiadkę, która musi jechać do lekarza. Po wizycie starsza kobieta wraca z innym sąsiadem, który akurat był w mieście na zakupach.

Schody się zaczynają, gdy ta sama schorowana osoba musi załatwić coś w Strzelcach Opolskich. A prawdziwy koszmar jest, gdy trzeba się dostać do Opola. Ze wsi można wyjechać tylko porannym autobusem. Powrót jest o 15:30, więc na załatwienie spraw jest raptem kilka godzin.

Takich wsi jak Poręba na Opolszczyźnie są dziesiątki - niektóre nawet bardziej odcięte od świata. Dla przykładu do sąsiedniego Czarnocina nie dojeżdża żaden autobus - PKS wyliczył, że się to nie opłaca, i przestał tam kursować. Część mieszkańców chodzi więc na piechotę do głównej drogi, a dalej łapie stopa.

Prowincja się rozszerza

Dziś są to problemy części wsi. Ale niewykluczone, że za kilka lat dosięgną one mniejszych miast. Wszystko przez postępującą centralizację województwa, o której rządzący mówią niechętnie, bo sami uczestniczą w tym procesie.

Wójtowie i burmistrzowie z powodu braku pieniędzy likwidują na wsiach szkoły i przedszkola, przenosząc dzieci do większych miejscowości (najczęściej siedzib gmin). Samorządy na tym oszczędzają, ale nikt nie liczy, ile ludzie muszą wydać na paliwo, żeby dowozić pociechy.

W miastach powiatowych odbywa się ten sam proces, tylko w większej skali. Szkoły są łączone bądź zamykane, a urzędy likwidowane i przenoszone do Opola. Urząd marszałkowski zaplanował, że zamknie w połowie roku biblioteki pedagogiczne w siedmiu miejscowościach: Prudniku,
Głubczycach, Krapkowicach, Grodkowie, Strzelcach Opolskich, Oleśnie i Niemodlinie.

Czytelnicy będą musieli jeździć po książki np. do Opola. Natomiast Opolski Zakład Przewozów Regionalnych, który także podlega pod urząd marszałkowski, na potęgę likwiduje kasy na dworcach - ludzie nie mogą nawet kupić biletów miesięcznych.

W Zawadzkiem (pow. strzelecki) gmina próbowała odciążyć nieco finanse kolei i przejęła dworzec - zamyka go na noc i przeprowadza w nim remonty. Poprzedni burmistrz liczył, że to uchroni kasę przed zamknięciem. Pomylił się.

Dziś budynek, choć ładnie się prezentuje, stoi kompletnie pusty. Co gorsza, w minionym roku Przewozy Regionalne przestały kursować z Zawadzkiego do Tarnowskich Gór, bo urzędy marszałkowskie w Opolu i Katowicach nie doszły do porozumienia w sprawie finansowania połączeń. Dziś wydostanie się z miasta na "czarny" Śląsk przypomina podróżowanie PKS-em do Poręby.

- Czujemy się wykluczeni - przyznaje Mieczysław Orgacki, burmistrz gminy Zawadzkie, gdzie żyje 13 tys. mieszkańców. - Ludzie mają wrażenie, że w Opolu nikogo nie obchodzi to, jak żyje się na obrzeżach województwa. Przecież nie o taką Opolszczyznę walczyliśmy.

Kolejne likwidacje w drodze

Co ciekawe, to nie koniec cięć w mniejszych miastach. W zastraszającym tempie swoje struktury likwiduje także Ministerstwo Sprawiedliwości. W sądach rejonowych poza Opolem nie ma już wydziałów pracy, a jednostki w Oleśnie i Głubczycach zostały całkowicie zniesione. Teraz resort planuje zamykać prokuratury: w Oleśnie, Głubczycach i Namysłowie.

- Przyczyną są oszczędności i usprawnienie pracy sądów i prokuratur - dowiedzieliśmy się w biurze prasowym ministerstwa.

Problem w tym, że takie podejście do sprawy to zaprzeczenie samorządności i łatwego dostępu ludzi do urzędów. Mieszkańcy miast, które stają się "wydmuszkami", za kilka lat będą musieli jeździć z każdą sprawą do Opola.

Zmiany organizacyjne ostro krytykuje Ryszard Kalisz, polityk SLD, który uważa, że nie przynoszą one żadnych oszczędności

- Zniesienie małych sądów i zakusy likwidacji prokuratur to złe i nieracjonalne posunięcia - mówi polityk. - To burzenie społeczeństwa obywatelskiego i lokalnej społeczności. Pomijam już fakt, że najzwyczajniej w świecie zamyka się ludziom dostęp do tych instytucji.

Burmistrz Ujazdu Tadeusz Kauch jest zaniepokojony tym, że nie widać końca cięć.
- Trwają prace nad ustawami, które zezwalałyby na łączenie niektórych gmin. Coraz częściej mówi się o likwidacji powiatów. Tymczasem w miastach wojewódzkich widać odwrotny trend. Tam przybywa urzędników, a biurokracja puchnie.

Absurdy codzienności

Za przykładem urzędów i instytucji idą prywatne firmy, które także zamykają swoje filie i biura. Zaczęło dochodzić do absurdalnych sytuacji.

Mieszkaniec Strzelec Opolskich, który sprzedał mieszkanie, musiał specjalnie jechać 20 km do Krapkowic, żeby gazownia wykreśliła go z listy swoich klientów. Nie mógł tego załatwić na miejscu, bo firma zlikwidowała biuro obsługi klienta w Strzelcach Opolskich.

Podobne odległości muszą pokonywać klienci zakładu energetycznego. Mieszkańcy Prudnika mają najbliższy taki punkt w Nysie, a ludzie z Krapkowic - w Kędzierzynie-Koźlu.

Likwidacja struktur poważnie odbiła się na jakości obsługi w niektórych firmach. Mieszkanka Warmątowic przez półtora miesiąca nie umiała doprosić się w telekomunikacji, by naprawiła słup, który runął na drogę przed jej domem.

Potężny pal wisiał na jednym kablu i zagrażał ludziom. Klientka zgłaszała problem w punkcie sprzedaży TP w Strzelcach Opolskich, ale tam dowiedziała się, że pracownice tylko sprzedają usługi. - W przypadku usterki proszę dzwonić na infolinię do Warszawy - usłyszała.

Może być gorzej

Józef Sebesta, marszałek Opolszczyzny, przyznaje, że z małych miast znikają niektóre firmy i instytucje z racji kryzysu, bo wszyscy szukają oszczędności. Jego zdaniem odpowiedzią na ten trend powinno być przyspieszenie informatyzacji urzędów z jednoczesnymi szkoleniami dla starszych osób. Chodzi o to, by można było załatwić jak najwięcej spraw przez internet, bez wychodzenia z domu.

Ale to nie rozwiąże innego, dużo bardziej skomplikowanego problemu. Po likwidacji lokalnych struktur firmy i instytucje przymierzają się do kolejnego ruchu - całkowitego wyniesienia się z Opolszczyzny.

Dla przykładu w minionym roku pojawił się pomysł, by zlikwidować opolski NFZ - jego obowiązki miały przejąć Katowice lub Wrocław. Duże firmy, jak np. Elektrownia Opole i koksownia w Zdzieszowicach, już dawno wyniosły stąd swoje siedziby, a sterowanie zakładami odbywa się na odległość.

Stąd już tylko krok do likwidacji całego województwa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska