Smutek zamiast olimpijskiego szczęścia. Maliszewska nie musi mówić o wstydzie [KOMENTARZ]

Daniel Ludwiński
Daniel Ludwiński
Andrzej Banaś
Łzy Natalii Maliszewskiej po upadku w ćwierćfinale 1000 metrów w Pekinie zapamiętamy na długo. Załamana Polka mówiła, że jej jest wstyd. Kibice uważają jednak zupełnie inaczej.

Odliczając kolejne godziny do piątkowej rywalizacji na 1000 metrów gdzieś w głębi duszy liczyliśmy na niezwykłe zakończenie tej historii. Obiektywnie mówiąc szanse na cud były niewielkie - nawet nie dlatego, że na jeden kilometr Polka nie jest jeszcze tak mocna, jak na 500 metrów, ale z uwagi na to, że na tym poziomie tygodniowa przerwa w treningach zemścić się musi. Maliszewska po przylocie do Pekinu, w przeciwieństwie do rywalek, przez osiem dni nie wyszła na lód. Wierzyła jednak sama Natalia, po środowych kwalifikacjach deklarująca z uśmiechem, że chce pokazać konkurentkom, na co ją stać, wierzyliśmy więc i my.

Warto przeczytać

Maliszewska nie przegrała medalu upadkiem, nie przegrała go też w ogóle z własnej winy. - Czułam, że nie mam już takiego ciśnienia na płozie, nie mam też takiej siły, bo przez tych osiem dni nie było także siłowni. Ostatnie dni zrobiły mnie bardziej zmęczoną niż być powinnam - mówiła już w środę. W piątek walczyła, goniła rywalki, ale te były jednak szybsze, a ostatni atak skończył się upadkiem. - W trakcie jazdy mój mózg działał chyba tak, że myślał, że ja wciąż jestem w takiej sytuacji, w jakiej byłam dwa tygodnie temu - dodała w piątek.

O pandemicznych igrzyskach powiedziano wiele - w Pekinie medalowe szanse straciło wielu bohaterów tego sezonu. Chińskie zasady są surowe - parametry, które w Europie byłyby już uznane za dające wynik negatywny, w Chinach nadal są traktowane jako pozytywne lub niejednoznaczne. Pekin nie patyczkuje się z nikim - apele sportowców uwięzionych na izolacji bez możliwości treningu, z marnymi posiłkami, ze słabym internetem, doczekały się głównie odpowiedzi w stylu "wprowadzone zostaną ulepszenia" i "tak rzeczywiście nie powinno być". Natalia Maliszewska również stała się w tej maszynie trybikiem, raz wypuszczanym z izolacji, a następnie znów pozbawianym nadziei.

Po upadku Polka mówiła, że jest jej wstyd. Komentarze kibiców są jednak inne - gdy odsiejemy te od typowych hejterów okaże się, że cała rzesza fanów jest w tych trudnych chwilach przy Maliszewskiej. Nasza zawodniczka w Pekinie jeszcze wystąpi, ale nie będą to łatwe starty, bo w głowie pozostanie świadomość tego, co się wydarzyło, a co wydarzyć się mogło, gdyby nie pozytywne testy. A co dalej? Maliszewska słusznie podkreśliła, że do startu w Pekinie nie przygotowywała się wcale przez ostatnie cztery lata - okresem przygotowań było praktycznie całe jej sportowe życie, czyli piętnaście lat, które minęły od rozpoczęcia treningów. Ile bólu musi więc teraz czuć, możemy się tylko domyślać. I trzymać kciuki, by za cztery lata w Mediolanie ta smutna opowieść znalazła jednak swój radosny olimpijski epilog.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Smutek zamiast olimpijskiego szczęścia. Maliszewska nie musi mówić o wstydzie [KOMENTARZ] - Sportowy24

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska