Śniadanie na Majorce

Lina Szejner

Sezon wczasowy dopiero się rozpoczął, a już otrzymuję skargi na traktowanie urlopowiczów. I to skąd? - aż z dalekiego świata. Okazuje się, że w dolarowej strefie mogą być takie same problemy, jakie mieli niegdyś polscy wczasowicze, którym udało się raz na cały staż pracowniczy dostać z socjalnego skierowanie z FWP.
Ludzie spać nie mogą z emocji, gdy się dowiedzą, że w mekce luksusu, na Balearach czy Seszelach, nie tylko słońce jest gwarantowane, nie tylko morze jak farbowane na błękit, ale też zakwaterowanie i jedzenie wystarczająco wielkoświatowe.
- Kiedy jeszcze lecieliśmy samolotem - wspomina Czytelnik - myślałam, że po wylądowaniu znajdziemy się w filmowej scenerii - biały bungalow nad oceanem, morski wiatr z drobinkami słonej wody chłodzi twarz, my pod palmą na wygodnych łóżkach-leżakach, a obok uwija się kelner przynosząc zroszone chłodne napoje.
Jakież było zdziwienie Czytelnika, gdy odnalazł swój domek... na placu wielkiej budowy. Ten został skończony, ale inne dopiero co "wyszły z ziemi". Zamiast morskiej bryzy wczasowiczów owiał wiatr niosąc ze sobą piach przeznaczony do budowy. Zamiast widoku na ocean - pejzaż z "Polskiej Kroniki Filmowej" - sekwencja z początków wznoszenia osiedla ZWM. Dziki upał nie pozwalał spać, bo jeszcze nie zainstalowali klimatyzacji w domkach. Do plaży daleko.
Inni globtroterzy pojechali na egzotyczne wyspy. Zafascynowani reklamowanym programem oczekiwali tego, co im obiecywano za sporą opłatą. Miały być posiłki "na żądanie żołądka" - czyli coś w rodzaju szwedzkiego stołu.
- No i były - skarży się podróżnik. - Codziennie takie same - kiełbasa, szynka, jajka na twardo. Wszystko w ladach pod lampami, żeby się nie psuło. Niestety, obsługa chyba chciała sobie ułatwić pracę i podawać do stołów (czy raczej - lad) posiłki raz na tydzień, bo kiełbasie i szynce nawet podczerwone promienie nie pomagały, zieleniały na naszych oczach. Obsługa brała się na sposób i dokładała plastry różowej wędliny na wierzch... Kto miał szczęście i wstał wcześniej, załapał się na świeżą. Inni raczej z niej rezygnowali. Na rzecz frytek przy basenie. Wsypywano je do automatu rano i podtrzymywano w odpowiedniej temperaturze. Po południu można było na wysuszonych strzępach ziemniaków łamać zęby.
Na deser odchodziła ochota. Napoje typu pepsi były mocno rozcieńczone, a woda mineralna tak żółta, że trudno było uwierzyć, iż zawiera jakieś dobrotliwe dla zdrowia elementy. Do złudzenia przypominała kranówkę spływającą przez zardzewiałe rury. Najgorsze jest jednak to - skarży się podróżnik - że wszystko to uchodzi organizatorom płazem, no bo jak po powrocie dowieść, że jedzenie było do kitu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska
Dodaj ogłoszenie