SOR-ry, taki mamy system

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Na izbie przyjęć opolskiego WCM umarł 2-latek. Każda śmierć dziecka jest nie do zaakceptowania dla bliskich. Nawet wtedy, kiedy ma się świadomość, że wszyscy zrobili wszystko, by je ratować.

W przypadku szpitala na ul. Witosa w Opolu takiej pewności nie ma. Stąd prokurator, a także lawina komentarzy i listów, jaka spływa do naszej redakcji. Nawet po odsianiu tych najbardziej emocjonalnych, obraz izby przyjęć największego w regionie szpitala budzi poważny niepokój.

Nie rozstrzygam tu o winie za śmierć dziecka. Być może zmarłoby również wtedy, gdyby szpital działał bez zarzutu. Tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że na izbie przyjęć największego opolskiego szpitala na pomoc czeka się nierzadko karygodnie długo. Że po godzinach w szpitalu dyżuruje tylko jeden pediatra, który obsługuje kilkudziesięciołóżkowy oddział i ostre przyjęcia. I który musi wybierać, jak na froncie, kogo ratować najpierw. Czy biec na dół, czy zostać na górze? Często tym skołowanym dyżurnym jest rezydent, który potem gorączkowo wydzwania do starszych kolegów. Przy tak zorganizowanych dyżurach praktycznie co dzień igra się ze zdrowiem i życiem pacjentów. Na ogół się udaje. Czasem nie. I wtedy o Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (SOR) robi się głośno.

Mam z SOR-em przy ul. Witosa własne doświadczenia. Była zima 2012 roku, kiedy w sobotni wieczór jechałem na izbę WCM z synem, który złamał obojczyk. Na przyjęcie przez lekarza kazano nam czekać siedem godzin. I to siedząc na korytarzu, bo gdybyśmy pojechali odpocząć do domu, wypadlibyśmy z kolejki. - Tylko WCM ma dyżur - usłyszałem od rejestratora. - W całym Opolu nikt inny wam nie pomoże. „Taki mamy system”... Za radą znajomego lekarza wsiedliśmy w samochód i w nocy, w padającym śniegu, pojechaliśmy do Nysy, gdzie w ciągu godziny syna zbadali, zrobili mu zdjęcie i zapakowali w gips.

Historię opisałem w felietonie, w tym miejscu. Wybuchł skandal, bo okazało się, że dwa opolskie szpitale oszukiwały Narodowy Fundusz Zdrowia i pacjentów. Zgodnie z kontraktem, oba SOR-y miały dyżurować codziennie, a robiły to na zmianę, co drugi dzień. Po naszych tekstach i kontroli NFZ proceder ukrócono, a o „wymianie ostrych dyżurów” wszyscy w Opolu zapomnieli.

Dlaczego teraz o tym przypominam? Bo Szpital Wojewódzki przy ul. Katowickiej, po tym, jak już przeszło mu obrażenie na gazetę, bardzo pozytywnie się zmienił. Usprawniono pracę SOR, nie ma tam tasiemcowych kolejek. Poprawiono też logistykę, np. „połamańcy” nie muszą zwiedzać lecznicy, bo mają wszystko obok. Jest po prostu sprawniej i przyjaźniej dla pacjentów.

Niestety, szpital przy ul. Witosa lekcji nie odrobił. Co piszę z bólem, bo pracuje tam wielu świetnych fachowców, oddanych lekarzy, o czym kilka razy przekonałem się na własnej skórze. Wiem jednak również, jak to jest wejść do szpitala wprost „z ulicy”. A tego zdaje się nie wiedzą VIP-y, które jego funkcjonowanie nadzorują.

I to ich uprzejmie proszę - nie lekceważcie głosów setek pacjentów. Wpłyńcie na to, by chorych przy ul. Witosa przyjmowano sprawniej, z empatią, po ludzku. Nie jestem ani menedżerem zdrowia, ani audytorem zarządzania. Nie wiem, czy problemem WCM-u jest brak pieniędzy, kiepska organizacja, a może jedno i drugie. Szczerze mówiąc, guzik mnie to obchodzi. Tak jak Państwa nie obchodzą kulisy produkcji gazety, którą teraz czytacie. Różnica jest jednak taka, że kiedy nie odpowiada wam gazeta, np. jej felietoniści, możecie przestać nas kupować. Na opolskie szpitale jesteśmy skazani, dlatego oczekuję od władz, że zrobią wszystko, by uczynić je bezpieczniejszymi. Żebyśmy nie czytali już o rozpaczy rodziców, którym dziecko umiera na rękach, bo ktoś skończył dyżur, a ktoś inny jeszcze go nie zaczął.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska