Weźmy polityka A: Facet pod pięćdziesiątkę, dziesięciolecia pracy na etacie. Zatem majątek nie rzuca na kolana: domek po rodzicach, samochodzik leciwy. Lewizn niet. Myślę sobie: jak na gospodarkę rynkową, to on jest raczej cienki Bolek, ale cóż gość winien? W kwiecie wieku pracował w PRL, więc gdzie miał się nauczyć biznesu? I dalej nie wiem, co o nim myśleć: cieszyć się, że niedorobiony (majątkowo), czy że transparentny aż do nihilizmu? A może martwić, że z taką ochotą zwierza się ze swej finansowej mizerii? Bo a nuż zacznie, jak ongiś Gomułka, przekonywać, że zamiast cytryn można żreć kapustę kiszoną (taka sama zawartość witaminy C)..?
Polityk B: Firmę ma, że proszę siadać. Tam oddział, siam filia. Samochodów dostawczych jak głupia Kaśka wstążek. Kontakty, że Bond nosiłby za nim teczkę. Ale w rubryce zyski bryndza, że zaczynam się obawiać, czy aby facet nie prosi mnie aluzyjnie o wsparcie. Myślę sobie: Gość rżnie głupa, bo chce ograć fiskusa, czy biznesmen z niego jak z koziego zadka saksofon? Czy może głosować na niego, bo konsumpcja dla niego to nic ważnego, więc na propozycję łapówki wzgardliwie wzruszy ramionami? Jestże to biznes-Judym III RP, czy baron Münchhausen AD 2002?
Polityk C: Nic nie ma. U rodziców mieszka kątem, z rzeczy wartościowych ma perskiego kota. Wielkimi literami deklaruje, że nie jest członkiem żadnej rady nadzorczej, choćby nawet związku filatelistów. Wymiotuje na myśl o spółkach prawa handlowego, na koncie w banku ma minimalną płacę krajową. Myślę sobie: Jeśli niepodatność na szmal jest cechą u polityka pożądaną, to ten facio jest esencją prawego polityka. Tylko co mnie, wyborcy, obywatela i konsumenta z tej jego finansowej wstrzemięźliwości przyjdzie? Jaki dobry wspólny interes zrobimy? Czy gość ugra dla nas pieniądze, stając do walki w warszawskim wilczym kłębowisku?
Polityk D: Bryki w zeznaniu aż się roją: od merca, po poślednie fiaty. Widać, że w ostatniej chwili dopisywał domy, bo najpewniej zwyczajnie o nich zapomniał. Rady nadzorcze? Jasne, że nie. To gruby szmal, ale dla leniwych, którzy lubią bywać, obnosić się i zażywać wdzięków lokalnych aktoreczek. W rubryce co na kontach, gęsto od deklaracji, część, maczkiem, z konieczności, wyszczególniona na brzegu kartki. Myślę sobie: Młody wilczek, czy już łysol i dresiarz obrotny jak stary John Kennedy, który najpierw szmuglował gorzałę z Kanady, a potem dał Ameryce prezydentów, których następca dziś pełni rolę światowego żandarma pokoju i swobód? Bandzior uwąchany koką, czy mąż opatrznościowy, który nie będzie hamletyzował, winietyzował, tylko zbuduje autostrady, po czym beknie i pójdzie na wódkę?
Oglądam deklaracje majątkowe osób publicznych i jestem po tej lekturze jeszcze głupszy niż przedtem. Prawie tak głupi, jak po wysłuchaniu szeregu wyroków lustracyjnych, bo widzi mi się, że polski Sierpień był dziełem esbecji. Jeśli ktoś zechce wytłumaczyć mi, na jakim świecie żyję, proszę o pomocną dłoń: mol @nto. com.pl
P.S. Wszelkie podobieństwa do osób czynnych politycznie na naszym opolskim podwórku - oczywiście zamierzone.