Sowieci wkraczając do Strzelec byli już mocno zmęczeni przeciągającą się wojną. Goniąc wojska Hitlera przeszli setki kilometrów w silnym mrozie. Gdy doszli do granic III Rzeszy liczyli, że napotkają tutaj na opór i wreszcie będą mogli zemścić się za zło wyrządzone im na terenie ZSRR. Zamiast tego zastali w zasadzie puste ulice. Stoczyli tutaj raptem kilka starć, zabijając kilkudziesięciu żołnierzy z różnych formacji. Wojska Hitlera w większości uciekły stąd za Odrę, która była strategiczną linią obrony, a mieszkańcy pochowali się w swoich domach.
Pierwsza linia frontu, która wkroczyła do Strzelec w sobotę 20 stycznia przed północą, nie zniszczyła miasta - żołnierze po kilkudziesięciu godzinach opuścili okolicę idąc w kierunku Toszka. Spustoszenie i przemoc przyniosła za to druga linia frontu, która nastawiła się na rabowanie kosztowności. Relacje mieszkańców z tamtych czasów są przerażające - pokazują, że Sowieci byli w stanie mordować ludzi bez żadnego celu.
Gdy wojska wkroczyły na te ziemie Magdalena Glagla miała 12 lat. Mieszkała w Warmątowicach razem z dwoma braćmi w wieku 13 i 11 lat oraz 8-letnią siostrą. Gdy Sowieci weszli do wsi zaczęło się plądrowanie domów, gwałty i mordy na niewinnych ludziach.
"Na dworze było bardzo mroźno. Ojciec poszedł po drewno do domu gospodarczego. W tym samym czasie przyszli do nas Rosjanie i zabrali moją mamę na podwórko. Ja z moim rodzeństwem schowaliśmy się na górze. Po jakimś czasie usłyszeliśmy strzały i krzyk. Byliśmy tak wystraszeni, że schowaliśmy się pod łóżka. Nagle zrobiła się cisza. Pani Lipok zeszła na dół i zaczęła krzyczeć, a zarazem płakać. Słysząc to zeszliśmy wszyscy na dół, a na podwórku leżeli w śniegu zastrzeleni moi rodzice. W tym czasie, jako 12-letnie dziecko przeżyłam razem z moim rodzeństwem szok" - pisze we wspomnieniach Magdalena Glagla.
Po zabójstwie rodziców wojskowi zajęli dom. Sąsiadka kazała dzieciom uciekać w głąb wsi. Magdalena Glagla wspomina, że gdy opuszczali dom, najmłodsza siostra płacząc podeszłą do rodziców i prosiła, żeby wstali.
Następnego dnia Sowieci podpalili dom. Czwórkę rodzeństwa przygarnęły obce rodziny, a później ciotka. Dzieci mogły pochować matkę i ojca dopiero pod koniec marca, kiedy nastały cieplejsze dni. Wtedy też dowiedziały się, że Rosjanie zabili w styczniu znacznie więcej osób - w sąsiednim domu żołnierze zgwałcili i zamordowali matkę oraz dwie córki. W leśniczówcę zginęła natomiast matka z dwójką dzieci.
Podobne zbrodnie miały miejsce także w innych wsiach pod Strzelcami i w samym mieście. Do jednej z najokrutniejszych rzezi doszło w domu rodziny Gawlików w Rożniątowie. Sowieci wymordowali tam całą trzypokoleniową rodzinę, którą podejrzewali o ukrywanie niemieckiego żołnierza. Po wkroczeniu do domu nikogo jednak nie znaleźli, dlatego najpierw brutalnie "przesłuchali" domowników, a po tym dokonali egzekucji strzelając im w głowę i uderzając bagnetem. Zginęło łącznie siedem osób, w tym malutkie dzieci.
Mieszkańcy Rożniątowa odkryli tę zbrodnię dopiero kilka dni później. Weszli do domu Gawlików, bo zaniepokoiło ich to, że z komina domu nie widać dymu, a krowy stały w oborze niewydojone.
Jedno z większych starć z żołnierzami sowieckimi miało miejsce 25 stycznia 1945 r. W okolicy rynku ktoś ostrzelał radzieckich żołnierzy. Kilku z nich zginęło, a wśród zabitych miał być jeden z oficerów. To jeszcze bardziej rozwścieczyło Sowietów, którzy potem podpalili niemal całe miasto i z zimną krwią mordowali mieszkańców.
W artykule wykorzystano fragmenty wspomnień z publikacji "Strzelczan album rodzinny". Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą lokalnej historii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?