Spadek, czyli gorący kartofel

sxc.hu
To właśnie obawa przed nieznanymi długami sprawia, że obecnie blisko połowa spadków jest przez członków rodziny odrzucana.
To właśnie obawa przed nieznanymi długami sprawia, że obecnie blisko połowa spadków jest przez członków rodziny odrzucana. sxc.hu
Coraz więcej Opolan umiera z długami. Problemy z tego powodu mają nie tylko ich rodziny, ale i gminy.

Gdy dziadek coraz częściej zaczął się przewracać w domu, jego wnuczka Anna wraz z mężem Krzysztofem podjęli decyzję o zabraniu staruszka do siebie.

- Opieka nad nim była uciążliwa, ale zaciskaliśmy zęby, bo przecież starszych nie wolno zostawiać samym sobie - opowiada Anna. - Na duchu podtrzymywał nas fakt, że dziadka kawalerka przypadnie nam po jego śmierci. Miała być nagrodą za trud, którego się podjęliśmy.

Anna i Krzysztof byli przekonani, że reszta rodziny zaakceptowała ten układ i dlatego nie dokłada się do opieki nad dziadkiem. Zgrzyty pojawiły się, gdy wszyscy pożegnali już seniora rodu w jego ostatniej drodze.

- Wtedy okazało się, że dziadek za życia bardzo mocno się zadłużył - opowiada Anna. - Reszta rodziny o tym wiedziała, dlatego nikt nie upominał się o kawalerkę ani nie wspierał nas w codziennej opiece.

Wszyscy woleli trzymać się z dala od jego spadku, bo wraz z niewielkim mieszkankiem można było odziedziczyć spore zobowiązania. Pani Anna wraz z mężem przyjęła jednak spadek z dobrodziejstwem inwentarza.

Oznacza to, że wierzyciele dziadka będą mogli się upomnieć o długi do wysokości wartości kawalerki, która została odziedziczona. Rodzina wątpi, żeby zyskała finansowo na takim układzie, póki co ma tylko sporo papierkowej roboty. Mimo to zapewnia: - Czy miałby tę kawalerkę, czy też nie i tak byśmy go nie zostawili.

Komornicy zaczęli pukać do drzwi

Podobną historię przeszedł pan Tomasz. On jest w jeszcze gorszej sytuacji, bo na sprawie spadkowej może sporo stracić. Było tak: ojciec pana Tomasza umarł cztery lata temu. Pozostawił po sobie wkład mieszkaniowy w spółdzielni o wartości 40 tys. zł.

Ponieważ tata był rozwiedziony, panu Tomaszowi przypadł spadek. Popełnił on jednak błąd, ponieważ, nie znając prawa, przyjął go wprost, a nie z dobrodziejstwem inwentarza. Po tym, jak się zorientował, nie panikował jednak, gdyż ewentualne długi ojca szacował na kilka tysięcy złotych. Ponadto dzięki wkładowi mógł je przekazać swojej mamie, która zamieszkała w mieszkaniu ojca.

- Kłopoty pojawiły się po trzech latach, gdy do domu zaczęły mi przychodzić wezwania do zapłaty długów po rodzicielu. Okazało się, że ma ich więcej niż kilka tysięcy złotych - opowiada nasz Czytelnik.

Zimą komornik zażądał od syna spłaty 16 tysięcy złotych. - Sam dług, z 2005 roku, wynosił 3 tysiące złotych. Wraz z odsetkami było to już 12 tysięcy zł plus 4 tysiące kosztów postępowania sądowego i komorniczego.

Co gorsza, w toku są już dwie kolejne sprawy, jeden z parabanków domaga się spłaty kolejnych 6 tysięcy złotych. - Boję się, że takich zobowiązań będzie więcej i przekroczą one kwotę 40 tys. Co prawda przejęliśmy mieszkanie ojca, które na wolnym rynku byłoby warte około 150 tysięcy, ale nie możemy go sprzedać, bo jest własnością spółdzielni - wyjaśnia pan Tomasz.

Ludzie żyją na kredyt

To właśnie obawa przed nieznanymi długami sprawia, że obecnie blisko połowa spadków jest przez członków rodziny odrzucana. Kiedyś ten odsetek nie przekraczał 10 procent. Odrzucone spadki przechodzą z automatu na gminy.

- Ten problem będzie się nasilał w najbliższych latach, bo coraz więcej mieszkańców żyje na kredyt - obawia się Danuta Juszczak-Puppel, naczelnik wydziału administracyjno-gospodarczego Urzędu Miasta w Opolu.

Do opolskiego magistratu rok temu wpłynęła jedna taka sprawa. W tym roku już trzy, a kolejne 2 czekają w sądzie. I już są problemy. Miasto spiera się z bankami o 23 tys. długu jednego ze swoich mieszkańców.

- Bank już po śmierci dłużnika zajął jego samochód, który był wówczas warty około 7 tys. zł - opowiada Danuta Juszczak-Puppel. - Mimo to teraz domaga się zwrotu całości długu. Samochodu nie zlicytowano. Bank zaproponował, żebyśmy go przejęli, ale my się na to nie zgadzamy.

Samorządy zwracają też uwagę na inny problem. - Załatwianie takich spraw to duże obciążenie dla naszych pracowników. A będzie ich przybywać - podkreśla naczelnik wydziału administracyjno-gospodarczego.

Burmistrz Brzegu Wojciech Huczyński także miał już kilka podobnych spraw. - Ogólnie gmina na tym jeszcze nie straciła, a nawet jesteśmy kilka groszy do przodu - mówi burmistrz. - Tyle że ja się boję, że gdy tych spraw będzie przybywać, to trafi nam się w końcu jakiś wielki dług o wartości kilkuset tysięcy złotych i będziemy mieli kłopot.

Teoretycznie gminy powinny być chronione przed ponoszeniem kosztów niesolidnych pożyczkobiorców. - Zgodnie z prawem wysokość spłaconych przez miasto długów nie może bowiem przekroczyć wartości odziedziczonego majątku - podkreśla Jarosław Jurkowski, rzecznik prasowy kozielskiego magistratu, który również prowadzi aktualnie kilka takich spraw.

Nasze długi cały czas rosną

Problem jednak w tym, że komornicy mogą prowadzić egzekucję przed zakończeniem spisów inwentarzy majątków spadkowych. Na razie opolscy samorządowców nie skarżyli się jeszcze, że gminy straciły poważne kwoty, ale gdy spraw będzie przybywać, takie sytuacje mogą się pojawić.

Mieszkańcy Opolszczyzny mają na dziś 778 340 tys. złotych zaległych płatności. Za takie uważa się zobowiązania zgłoszone do Biura Informacji Kredytowej, które jednorazowo przekraczają 200 zł i są niespłacone przez okres dłuższy niż 60 dni.

Z raportu Biura Informacji Gospodarczej Infomonitor wynika, że w naszym województwie jest aż 49 tys. klientów podwyższonego ryzyka. W samej stolicy regionu mieszka 7600 dłużników, tj. osób mających jakiekolwiek zobowiązania.

- Średnie zadłużenie przypadające na jednego klienta podwyższonego ryzyka wzrosło o 301 zł w ciągu ostatnich dwóch miesięcy - podkreśla Mariusz Hildebrand z BIG Infomonitor. - Na koniec marca 2013 r. statystyczny dłużnik zalegał na 17 401 zł. W analogicznym okresie 2012 r. średnie zadłużenie było niższe o ponad 840 zł.

- Wpadłem w spiralę zadłużenia przez te cholerne parabanki udzielające pożyczek-chwilówek - przyznaje 60-letni Krystian. - Jeżeli pożyczasz dajmy na to 500 złotych, to po miesiącu musisz oddać 750 zł.

Oni omijają ustawę anylichwiarską, stosując jakieś zapisy o jakichś dziwnych prowizjach. Na dodatek nie żądają całości spłaty, a jedynie jakiejś kwoty minimalnej. W ten sposób w ciągu kilku miesięcy można swój dług nawet potroić. Ja już mam do oddania prawie 2 tys. złotych i nie wiem, z czego ureguluję.

W opolskich powiatowych urzędach pracy pojawiły się już oferty pracy dla tzw. windykatorów terenowych. To osoby zatrudniane na umowę-zlecenie, których zadaniem jest nachodzenie dłużników w domu i żądanie zwrotu długu. Zarabiają na prowizjach od ściągniętych długów, do 2 tysięcy złotych miesięcznie.

- Podobną pracę mają pracownicy Providenta, którzy co tydzień muszą odwiedzać swoich klientów i odbierać od nich pieniądze. Niesamowicie stresujące zajęcie - przyznaje Dagmara Koterska z Kędzierzyna-Koźla, która pracowała w jednej z takich firm.

Najbardziej zadłużony Polak to mieszkaniec województwa mazowieckiego. Jego łączne niespłacone zobowiązania wynoszą 105 mln 230 tysięcy złotych. Raczej wątpliwe, by ktokolwiek chciał przyjąć kiedyś taki spadek…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska