Spółdzielnia Mieszkaniowa Przyszłość w Opolu wycina drzewa. Część mieszkańców protestuje

Redakcja
- To drzewo, po którym tylko tyle zostało, według mnie było piękne i zdrowe. Przecież to widać po tym pniaku, wypełnionym, solidnym, ogromnym - mówi mieszkanka osiedla Dambonia.
- To drzewo, po którym tylko tyle zostało, według mnie było piękne i zdrowe. Przecież to widać po tym pniaku, wypełnionym, solidnym, ogromnym - mówi mieszkanka osiedla Dambonia. Sławomir Mielnik (O)
37 wierzb i topoli wycina na osiedlu Dambonia w Opolu spółdzielnia „Przyszłość”, bo „usychały i stwarzały zagrożenie”. - Te drzewa były zdrowe! - twierdzą mieszkańcy.

- Jak patrzę na te pniaki, pozostałości po pięknych wierzbach, to serce mi ściska, jakbym patrzyła na stracone dziecko - mówi wstrząśnięta wycinką mieszkanka Dambonia, pani Barbara. - Mieszkam tu od lat. To drzewo, po którym pozostałość właśnie pokazuję do fotografii, było według mnie zdrowe! To przecież widać po pniaku, wypełnionym, solidnym, ogromnym... Ta wierzba miała z 50 lat, dawała tlen, cień, schronienie ptakom. Podobnie inne wycięte drzewa.

Pani Barbara, gdy tylko zobaczyła, że wierzbę wycięto, poszła do administracji. I tu dowiedziała się, że na wycinkę była zgoda urzędu miasta, co więcej, administracja pytała w tej sprawie o zdanie mieszkańców, wywieszając na klatkach schodowych ogłoszenia o planowych wycinkach. - Nie widziałam żadnego ogłoszenia, inaczej bym protestowała - twierdzi pani Barbara.

Informacja jednak musiała być, bo zareagowało na nią dwoje lokatorów. - Ich wnioski dotyczyły zachowania dwóch drzew i zostały uznane przez urząd miasta, nakazano nam w ich przypadku pielęgnacyjnie przyciąć suche konary - tłumaczy Witold Krawczyk ze Spółdzielni Mieszkaniowej Przyszłość. Zapewnia, że on też lubi drzewa i nie chce ich masowej wycinki.

Spółdzielnia chciała wyciąć więcej niż 37 drzew, ale w 16 przypadkach otrzymała decyzje negatywne. - Te, które wycinamy, były suche albo zaatakowane chorobami, co potwierdziła wizja lokalna urzędników UM i ich opinie mam na papierze. Były też samosiejki wchodzące na garaże - mówi Witold Krawczyk. - Większość drzew zagrażała mieniu i ludziom, mieliśmy sytuację, że po wietrze jeden ze złamanych konarów spadł na auto.

Spółdzielnia nie będzie sadzić nowych drzewek, nie będzie też ponosić żadnych kosztów, ponieważ zgodnie z prawem w przypadku wycinki drzew suchych, obumarłych czy stwarzających zagrożenie - nie musi.

Tymczasem Magdalena Berezowska z fundacji Ekorozwój we Wrocławiu podkreśla: - Dobrym zwyczajem jest, by sadzić nowe drzewa w miejsce wyciętych, nawet jeśli przepisy tego nie wymagają. W mojej ocenie urzędnicy mieli prawo zawnioskować do spółdzielni o takie właśnie działanie. Chociaż to i tak nie zrekompensowałoby straty, bo np. 50-letnia wierzba pochłania nawet 70 procent pyłów, a 10-letnie drzewko - zaledwie 20 procent.

Berezowska wyraża też nadzieję, że zgodę na wycinkę poprzedziło rzetelne badanie drzew i ich systemu korzeniowego. - Bo niemal 40 chorych to jednak wydaje mi się za dużo - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska