Sportowcy inwestują w nieruchomości i lokale

Archiwum
Kuba Błaszczykowski tydzień temu był w swojej kręgielni w Opolu i chętnie fotografował się z fanami.
Kuba Błaszczykowski tydzień temu był w swojej kręgielni w Opolu i chętnie fotografował się z fanami. Archiwum
Nie chcą żyć tylko z procentów. Duże pieniądze zarobione w czasie sportowej kariery są najczęściej inwestowane przez nich w nieruchomości oraz lokale gastronomiczno-rozrywkowe.

Jeszcze w tym roku w Opolu przy ul. Oleskiej doczekamy się otwarcia centrum rozrywki, w którym będzie m.in. kręgielnia, klub fitness i pub. W firmie, która buduje obiekt, udziałowcami są aktualny kapitan piłkarskiej reprezentacji Polski Jakub Błaszczykowski i były zawodnik polskiej drużyny narodowej - Jerzy Brzęczek, prywatnie wujek Błaszczykowskiego. Inwestycja w Opolu dziwić tak bardzo nie może, jeśli się weźmie pod uwagę, że obaj pochodzą z Truskolasów - miejscowości położonej niecałe 80 km od Opola i 15 km od granicy naszego województwa.

- To w miarę duże miasto z dużą ilością studentów. Liczymy więc, że inwestycja się opłaci - ocenia Brzęczek.

- Do tego pomysłu namówił mnie wujek - przyznaje Błaszczykowski, który jest jednym z najlepiej opłacanych polskich sportowców. Jego zarobki w ramach starego kontraktu z Borussią Dortmund wynosiły w przeliczeniu na złotówki około 600 tys. miesięcznie. Kilka dni temu po udanym sezonie podpisał on nowy kontrakt z niemieckim klubem, oczywiście od razu z podwyżką. Jak się szacuje, w 2012 roku mógł dodatkowo zarobić około 2,5 mln zł za udział w kampaniach reklamowych (m.in. kosmetyki Hugo Boss czy sieć sklepów "Biedronka"). Ma więc sporo pieniędzy, które może zainwestować.

- Wśród sportowców, a najlepiej znam oczywiście środowisko futbolowe, rośnie świadomość tego, że zarobione w czasie kariery pieniądze trzeba umiejętnie inwestować - mówi były reprezentant Polski, a obecnie wiceprezes PZPN Roman Kosecki. - Czas pracy sportowca jest krótki, a po zakończeniu kariery trzeba z czegoś żyć.

Kosecki grał w piłkę, kiedy nie było jeszcze w niej tak gigantycznych pieniędzy jak teraz. Występował jednak w dość bogatych klubach, jak hiszpańskie Atletico Madryt, francuski FC Nantes, turecki Galatasaray Stambuł czy Chicago Fire w USA. Zdołał więc "co nieco" odłożyć.

Akurat jego można dość dokładnie sprawdzić. Jest bowiem też posłem i zobowiązany jest składać co roku deklaracje majątkowe. Według tej za rok 2012, jego największym kapitałem są nieruchomości. Ma dom wart 6,2 mln zł, a cztery inne posiadane przez siebie nieruchomości wycenia na prawie 6,5 mln zł. A dieta poselska? Cóż - na drobniejsze wydatki.

I polityk, i menedżer

Zresztą nie tylko Kosecki zdecydował się iść w posły, wśród sportowców to częste zjawisko. Prawdziwym krezusem, biorąc pod uwagę byłych polskich piłkarzy, jest Cezary Kucharski. Był wprawdzie solidnym zawodnikiem (zagrał 17 razy w reprezentacji), ale bez specjalnego polotu. Za granicą grał w szwajcarskim Aarau i hiszpańskim Sportingu Gijon, a w naszym kraju choćby w warszawskiej Legii i Stomilu Olsztyn.

Wielkich pieniędzy na futbolu się nie dorobił, ale jeszcze w latach 90. mądrze inwestował w nieruchomości. Kupował bowiem mieszkania (głównie w Warszawie) w czasie, gdy były one relatywnie tanie. Teraz według deklaracji majątkowej ma ich 17, o łącznej wartości ponad 8 mln zł. Do tego też dom o wartości 2,5 mln zł, działki wyceniane na 600 tys. zł, ponad milion zł oszczędności w złotówkach i 0,6 mln w euro.

Kucharski imponować może nie tylko dzięki trafionym inwestycjom w nieruchomości, ale też prawdziwym wyczuciem do piłkarskich talentów. Jest bowiem menedżerem wycenianego na ponad 20 mln euro Roberta Lewandowskiego. Wziął go pod swoje skrzydła, gdy napastnik reprezentacji Polski był jeszcze szerzej nieznanym nikomu zawodnikiem w Zniczu Pruszków. Przeprowadził najpierw jego transfer do Lecha Poznań, a potem z Lecha do Borussii Dortmund.

Jeśli rzeczywiście "Lewy" w letnim okienku transferowym odejdzie z Dortmundu do innego klubu, to menedżer Kucharski jako prowizję za taki transfer może zarobić 2-3 mln euro.

Agencja menedżerska posła PO prowadzi jeszcze interesy kilkunastu polskich piłkarzy, wśród których jest m.in. Jakub Kosecki (syn Romana), który też ma duży talent i wkrótce może trafić z warszawskiej Legii do znacznie silniejszej ligi w Europie. Według zeznania majątkowego Kucharskiego, jego przychód w 2012 roku z działalności menedżerskiej wyniósł ponad 2 mln zł. W jego przypadku uposażenie poselskie, które dla większości społeczeństwa stanowiłoby pokaźne źródło dochodu, dla niego jest zaledwie skromnym dodatkiem.

W roli menedżera sprawdza się też inny były polski piłkarz - Marek Citko, któremu kontuzja złamała świetnie zapowiadającą się karierę. W jego "stajni" jest choćby pochodzący z naszego regionu Waldemar Sobota.

Zaufanie

Zarabiający aż 7 mln dolarów rocznie koszykarz amerykańskiej ligi zawodowej NBA Marcin Gortat jest najwyżej opłacanym polskim sportowcem. Portfel jego inwestycji jest szeroki. Ma nieruchomości, lokaty, grunty, obligacje, bony wartościowe. Zaufani ludzie pomagają mu obracać jego pieniędzmi na nowojorskiej giełdzie. Ma też własną fundację, która wspomaga młodych sportowców. Łącznie pracuje dla niego ponad 10 osób. Zajmują się sprawami fundacji czy inwestują zarobione przez niego pieniądze, tak, by sportowiec mógł skupić się tylko na swojej pracy. Sam twierdzi, że to odpowiednio wyselekcjonowani ludzie, często wieloletni przyjaciele.

Jak to jest ważne, by pieniądze powierzać takim osobom, doskonale wie były gwiazdor brazylijskiego futbolu - Romario. Jemu Polska kojarzy się jak najgorzej. Ponad 10 lat temu został bowiem oszukany przez naszego rodaka - biznesmena spod Lublina na sumę prawie 5 mln dolarów. Piłkarski geniusz z Ameryki Południowej zaufał człowiekowi, który przedstawiał się jako finansista, doktor medycyny, przedsiębiorca, a nawet dyplomata z afrykańskiej Liberii. Geniusz piłkarski to jednak za mało, by chronić się przed geniuszem Polaka-kombinatora. Brazylijczyk stracił część swojego majątku.

Mamy łeb na karku

Wydaje się, że polscy sportowcy rozsądnie inwestują. Gorzej jest za oceanem, gdzie spora część sportowych milionerów (koszykarzy, baseballistów czy zawodników futbolu amerykańskiego) w ciągu pięciu lat po zakończeniu kariery bankrutuje.

Znamienny jest przykład boksera Evandera Holyfielda, który na ringu zarobił krocie, ale musiał dwa lata temu, w wieku prawie 50 lat, wychodzić do walki, by coś jeszcze uciułać na pokrycie swych długów.

W wielkie długi wpadł też chociażby inny mistrz świata wagi ciężkiej - Mike Tyson, choć w czasie swojej kariery zarobił ponad 300 mln dolarów. Dziś ratuje budżet, występując w reklamówkach i polskich programach typu talk-show.

Doskonale na jego tle wypada polski bokser - Dariusz "Tiger" Michalczewski. Na takie zarobione pieniądze jak Holyfield czy Tyson absolutnie nie mógł liczyć. Tyle że dziś jego majątek szacowany jest na 50 mln zł, a on ma udziały w firmie inwestycyjnej.

Zdarzają się plajty

Działanie na polu biznesowym nie zawsze w przypadku polskich sportowców przynosi sukcesy.

Mistrz olimpijski w skoku wzwyż z 1976 roku, Jacek Wszoła, przez 10 lat był współwłaścicielem sieci klubów fitness znajdujących się w całym kraju, także w Opolu. Potem wspierał go w tym biznesie były świetny hokeista Mariusz Czerkawski. Ich przedsięwzięcie jednak upadło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska