Sportowcy, którzy mieli pecha. Jak Justyna Kowalczyk

Paweł Relikowski
Paweł Relikowski
Nie wystarczy mieć talent i być w formie, o wielu zdarzeniach w sporcie decydował brak szczęścia. Kontuzji można doznać nie tylko na treningu, również w barze albo podczas gry na PlayStation

Jeśli Justyna Kowalczyk nie zdobędzie w Soczi medalu, będzie mogła mówić o wielkim pechu. I to podwójnym, bo to miał być jej sezon. Najpierw jednak straciła formę, wycofując się z Tour de Ski, a tuż przed igrzyskami złamała jeszcze kość w stopie, co może jej odebrać podium. O tym, że uraz Kowalczyk nie mógł się pojawić w gorszym momencie, nie trzeba nikogo przekonywać. Jednak ona nie jest pierwsza, bo w sporcie tak to już bywa. Możesz mieć wszystko. Możesz być wielkim mistrzem, być w idealnym wieku i do tego w superfor-mie. Wystarczy jednak chwila nieuwagi. Jedna głupia decyzja...

Wiosną 2002 roku Santiago Canizares był pewniakiem w hiszpańskiej bramce i szykował się do wyjazdu na mundial. W Korei i Japonii ostatecznie jednak nie zagrał, bo przed turniejem pechowo upuścił pod prysznicem butelkę z wodą kolońską. Pechowo, bo później na niej stanął, a odłamek szkła przeciął mu ścięgno w stopie i ostatecznie na mistrzostwach między słupkami stanął Iker Casillas. Ten ostatni z kolei to istne dziecko szczęścia, bo był przed mundialem rezerwowym nie tylko w kadrze, ale również w Realu Madryt, gdzie ze składu wygryzł go Cesar Sanchez. Tyle że w finale Ligi Mistrzów z Bayerem Leverkusen Cesar doznał kontuzji barku, a wprowadzony za niego Casillas uratował Królewskim zwycięstwo 2:1, bo w końcówce Aptekarze przypuścili szturm na jego bramkę.

Jednym z nich był Michael Ballack. Chodzący dowód na to, że numer 13 faktycznie jest pechowy. Niemiec nosił go przez całą karierę i... zawsze był drugi. Wicemistrzostwo świata (w dodatku nie mógł zagrać w finale z powodu kartek), wicemistrzostwo Europy. No i dwa przegrane finały Ligi Mistrzów. Ten drugi w 2008 r. z Chelsea Londyn, które przegrało rzutami karnymi z Manchesterem United, bo wykonujący decydującą “jedenastkę" poślizgnął się i trafił w słupek (gdyby trafił do siatki, wygraliby The Blues, bo wcześniej pomylił się Cristiano Ronaldo). Z udziału w trzecim w karierze mundialu (2010 r.) wykluczyła z kolei Ballacka kontuzja.

W brazylijskiej kadrze na wspomniane już MŚ w Korei i Japonii pewniakiem był Emerson. Był nawet kapitanem. Cóż jednak z tego, skoro ceremonię wręczania Pucharu Świata obejrzał w telewizji, bo po ostatnim treningu przed mundialem postanowił skrócić sobie drogę do autokaru i przeskoczył płotek. To znaczy próbował przeskoczyć, bo potknął się, upadł i złamał obojczyk. Opaskę przejął Cafu.

Z Brazylii pochodzi również naturalizowany we Włoszech Thiago Motta. Jemu z kolei dane było rozegrać całe... dwie minuty finału Euro 2012. Pech podwójny, bo wprowadzając go w 57. minucie (przy stanie 0:2) na boisko, włoski selekcjoner Cesare Prandelli wyczerpał limit zmian i nie mógł w efekcie wprowadzić już nikogo za Mottę. Efektem było spektakularne lanie, bo Hiszpania wygrała ostatecznie finał 4:0.

Koszmarnym pechowcem był Martin Palermo. Argentyńczyk był przez wiele lat jednym z najskuteczniejszych napastników świata, ale wszyscy pamiętają go głównie z tego, że nie wykorzystał trzech rzutów karnych w jednym meczu. Również z tego, że fetując strzelonego gola, doznał kontuzji, przeskakując przez bandę reklamową.

Pechowy uraz może przydarzyć się dosłownie zawsze i wszędzie. Słynny fiński piłkarz Jari Litmanen poszedł w nocy po szklankę mleka dla dziecka i... zleciał ze schodów, niemal łamiąc sobie kręgosłup. To jednak nic w porównaniu do Davida Jamesa - były bramkarz reprezentacji Anglii uszkodził sobie ścięgno dłoni, grając na... PlayStation. A żeby nie było, że tylko on za bardzo wczuł się w rolę, identycznych urazów doznali Włoch Alessandro Nesta i inny Anglik Rio Ferdinand. W ich przypadku problem był jednak mniejszy, bo obaj to środkowi obrońcy. Zresztą i tak lepsze to od przypadku Andy'ego Carrolla. Najdroższy angielski piłkarz doznał kontuzji, spadając ze stołka barowego. Nie wiemy, czy był pod silnym wpływem, ale domniemamy, że to nie była wina przeciągu.

Pecha mogą przynosić zwierzęta. Nie tylko psy (przyczyny urazów m.in. Włocha Carla Cudiciniego) i w ogóle nie tylko te domowe, o czym najlepiej świadczy przypadek niejakiego Sveina Grondalena. Nieznany bliżej w Polsce były reprezentant Norwegii opuścił swojego czasu mecz w kwalifikacjach do mistrzostw świata, bo podczas joggingu w lesie zderzył się z łosiem. Nie wiemy, czy zwierzak również ucierpiał.

Najdziwniejszy (albo najgłupszy, jak kto woli) był jednak przypadek Marca Borriello. Włoski napastnik został swego czasu zawieszony za doping. Nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zakazane substancje znajdowały się w... maści do powiększenia męskości, którą zaaplikowała mu narzeczona.
Kowalczyk to przy nich prawdziwa szczęściara. A jeszcze choćby polski alpejczyk Maciej Bydliński. Jest alergikiem. W Soczi ma pecha, bo się rozchorował, wylądował w łóżku i nie wziął udziału w zjeździe. Mimo gorączki bierze udział w treningach do superkombinacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska