Sprawa krzyża trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego

Archiwum
Podczas remontu sali obrad Urzędu Miasta w Kędzierzynie-Koźlu krzyż wisiał w jednym z zastępczych pomieszczeń.
Podczas remontu sali obrad Urzędu Miasta w Kędzierzynie-Koźlu krzyż wisiał w jednym z zastępczych pomieszczeń. Archiwum
Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie rozstrzygnie, czy miejscy radni z Kędzierzyna-Koźla złamali prawo, decydując o powieszeniu krzyża w sali obrad rady.

Sprawa dotyczy krucyfiksu, który został zdjęty z sali obrad Rady Miejskiej w Kędzierzynie-Koźlu. Zdjęto go na okoliczność remontu, jaki rozpoczął się jeszcze w 2009 roku.

Gdy robotnicy weszli na plac budowy, krzyż trafił do sąsiedniej salki. Prace remontowe trwały półtora roku. Po ich zakończeniu urzędnicy, radni, a nawet sam prezydent zapomnieli o krzyżu. Nikt nie zadbał o to, by zawisł na poprzednim miejscu.

Po kilku miesiącach na jego brak zwróciła uwagę grupa mieszkańców, obserwujących sesje rady miasta. Radni Prawa i Sprawiedliwości poparli ich, domagając się powrotu krucyfiksu.

Do prezydenta Tomasza Wantuły wysłano oficjalne pismo w tej sprawie. A Ewa Dudzińska, wiceprezydent Kędzierzyna-Koźla, odpowiedziała na nie tak: "Mimo szacunku wobec symbolu religijnego w postaci krzyża, nie znajduję podstaw prawnych do umieszczenia go w sali konferencyjnej rady miasta".

I ta odpowiedź wywołała prawdziwą burzę. W radzie miasta wybuchł światopoglądowy spór o to, czy krzyż powinien w ogóle znajdować się w sali. Przeciwko byli politycy SLD. - To nie jest miejsce do manifestowania swoich przekonań religijnych. Poza tym krzyż zbyt często jest wykorzystywany w polityce - przekonywał Grzegorz Mankiewicz z Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
W końcu wszyscy zgodzili się, by decyzję w tej sprawie - wieszać krzyż czy nie - rada podjęła drogą głosowania. Żeby uniknąć jednak dyskusji o wierze i polityce, radni ustalili, że głosowanie będzie tajne. Większość radnych opowiedziała się za ponownym umieszczeniem krucyfiksu w sali obrad. Sprawa przycichła.

Uchwałę zakwestionował jednak wojewoda, ponieważ - jak przypomniał - głosowania tajne przeprowadza się w wyjątkowych sytuacjach, np. przy wyborze przewodniczącego rady miasta, albo jego zastępców.

- Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ta uchwała może być uznana za niezgodną z prawem. Ale chodziło o coś znacznie ważniejszego, czyli właśnie uniknięcie sporów na temat wiary i symboli religijnych - tłumaczy Marek Niemiec, wiceprzewodniczący Rady Miasta K.-Koźla.

Zdaniem niektórych samorządowców źle tę sprawę rozegrano. - Po tym remoncie trzeba było po prostu wziąć krzyż do ręki, powiesić przed sesją na ścianie i pewnie dziś nikt by na ten temat już nic nie mówił.

A tak zaangażowano w to radę miasta, prezydenta, wojewodę, sądy. I tylko sam diabeł się chyba cieszy, że takie zamieszanie mamy wokół krzyża... - komentuje jeden z radnych.

W maju Sąd Administracyjny w Opolu potwierdził, że uchwała radnych z Kędzierzyna-Koźla była niezgodna z prawem. - Samorząd gminy, podejmując uchwałę w trybie tajnym, pozbawił mieszkańców dostępu do informacji - tłumaczył sędzia w uzasadnieniu.

Radni przyjęli to orzeczenie do wiadomości, ale zaznaczyli, że nie mają jednak zamiaru ściągać krzyża. Część z nich powołała się także na art. 53 ust. 7 Konstytucji RP, który mówi, że "nikt nie może być obowiązany przez organy władzy publicznej do ujawnienia swojego światopoglądu, przekonań religijnych lub wyznania".

O opinię w tej sprawie poprosiliśmy konstytucjonalistę, prof. Piotra Winczorka. - Nie przekonują mnie tłumaczenia radnych. Po pierwsze osoba, która uważa się za katolika, wcale nie musi być za powieszeniem krzyża na sali obrad. Dlatego głosowanie w tej kwestii wcale nie musi oznaczać ujawnienia swojego światopoglądu - mówi prof. Winczorek. Większość radnych przekonana jest jednak o tym, że głosując tajnie, postąpili słusznie i chcą całą rzecz doprowadzić do końca, czyli usankcjonować sprawę powieszenia krzyża. W tym celu kilka dni temu podjęli decyzję o wniesieniu skargi kasacyjnej do Naczelnego Sądu Administracyjnego.

- Wcześniejsza decyzja Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego uderza w moje wolności obywatelskie. Stąd decyzja o odwołaniu się do instancji wyższej - uzasadnia Grzegorz Chudomięt, jeden z radnych.

Za takim rozwiązaniem - tym razem w głosowaniu jawnym - opowiedziało się 12 z 23 radnych. Na pytanie, ile kosztować będzie gminę odesłanie sprawy do NSA, prezydent Tomasz Wantuła odpowiedział, że co najmniej 4 tysiące złotych.

- Obojętnie, jakie będzie orzeczenie sądu, krzyża nikt z sali obrad już nie zdejmie. Niemniej jednak chyba nikt się nie spodziewał, że wybuchnie z tego powodu taka afera - komentuje jeden z samorządowców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska