MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa za dwa miliony

rys. Andrzej Czyczyło
rys. Andrzej Czyczyło
Wygrywa ten, kto da gorszą gwarancję - to nie żart, lecz zapis oferty przetargowej na budowę kanalizacji w gminie Murów.

Okoliczności dwóch murowskich przetargów to sprawa Rywina w skali mikro. Mamy więc "błąd techniczny" kosztujący ciężkie pieniądze, mamy oskarżenia o szantaż, o nagonkę polityczną, próbę wykiwania konkretnej firmy. Mamy ginące dokumenty, a nawet rozmowy o wielkich pieniądzach przy toalecie ważnego urzędu. Brakuje tylko taśmy magnetofonowej.
- Nie mogę mówić o ustawieniu przetargu, bo nie mam na to dowodów - mówi prezes Zbigniew Bundz z Przedsiębiorstwa Robót Instalacyjno-Inżynieryjnych z Opola. - Ale w gronie oferentów słyszało się jednoznaczne komentarze.
Bogusław Syczyński, dyrektor firmy "Rembud" z Czarnowąs, skarży włodarzy Murowa o wysokie odszkodowanie.
- To nie były uczciwe przetargi - mówi. - Mam wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który potwierdza, że gmina łamała prawo, by mnie pognębić.
Kto gorszy, ten wygrywa
Pierwszy przetarg na kanalizację odcinka Murów-Zagwiździe odbył się w marcu 2002 roku. W specyfikacji podano, że maksymalnie 80 punktów będzie można uzyskać za cenę, a 20 za gwarancję. Każda z 14 startujących firm starała się więc dać jak najniższą cenę i jak najdłuższą gwarancję.
Każda, poza jedną. Tylko firma "Polan" z Praszki, jako jedyna w gronie 14, dała gwarancję znacznie krótszą od innych. Po ogłoszeniu wyników nikt się jeszcze nie domyślał, dlaczego.
- Po zsumowaniu punktów z ceny i gwarancji okazało się, że wygraliśmy - mówi prezes Bundz. - Nie cieszyliśmy się jednak długo, bo do urzędu wpłynął protest od tamtej firmy.
Okazało się, że firma "Polan" powołała się na wzór matematyczny, jaki był dołączony do specyfikacji, który określał sposób naliczania punktów za cenę. Według tego wzoru wygrać miał ten, kto da... gorszą gwarancję. Żadna firma poza "Polanem" nie zauważyła błędu.
- Ku naszemu osłupieniu komisja przetargowa uwzględniła ten protest i ogłosiła zwycięzcą firmę, która była gorsza - mówi Zbigniew Bundz.
Bogusław Syczyński, który dla firmy PRII miał robić przewierty, pojechał z prezesem Bundzem do ówczesnego wójta Murowa i przekonywał go, że decyzja komisji jest absurdalna, narazi gminę na straty i śmieszność.
- Poprzedni wójt tłumaczył, że to błąd techniczny, że oni pomylili wzór na gwarancję z wzorem na cenę - mówi Bogusław Syczyński. - Ale dodał, że "prawo jest prawem" i skoro tę głupotę zapisano w specyfikacji, to trzeba się jej trzymać. To było tłumaczenie absurdalne, bo gmina powinna po prostu sprostować ten błąd. Tym bardziej, że ustawa o zamówieniach publicznych, która jest aktem nadrzędnym, precyzuje, że ma wygrać oferta najkorzystniejsza. Wójt mógł zadbać o interes gminy, ale nie chciał. Dlaczego? Nie wiem...
Aktualny wójt Andrzej Puławski nie ma wątpliwości co do czystych intencji poprzednika:
- On więcej w kościele siedział niż w urzędzie, więc nie wyobrażam sobie z jego strony jakiegoś kantu.
Firma PRII odwołała się od decyzji komisji przetargowej do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych w Warszawie. Zespół arbitrów unieważnił przetarg.
Byle nasze pompy
W specyfikacji nowego przetargu nie było już zapisu o gwarancji - tym razem maksymalną ilość punktów można było uzyskać za cenę. W dokumentach był jednak inny kwiatek.
- W specyfikacji do pierwszego przetargu wskazano, że wykonawca kanalizacji powinien zastosować pompy konkretnej firmy ABS, światowego lidera rynku pomp - mówi Bogusław Syczyński. - Po tym przetargu w urzędzie pojawiła się delegacja niemieckiej firmy Jung Pumpen. Robili prezentację swoich pomp, osobiście rozmawiali m.in. z wójtem. Ku naszemu zdumieniu, z nowej specyfikacji zniknęła nazwa ABS. Wystarczyła jedna wizyta panów z tej firmy, by okazało się, że dla Murowa nie ma lepszych pomp niż Jung Pumpen.
- Nie mam z tym zapisem nic wspólnego, to była decyzja władz Murowa - mówi inż. Piotr Jasiak, projektant gminnej kanalizacji.
Tadeusz Gawęda, prezes firmy Jung Pumpen Polska, mówi, że sprawy wizyty w urzędzie nie należy w żaden sposób łączyć ze zmianą specyfikacji przetargu.
- Dokonaliśmy po prostu prezentacji naszej oferty, to samo zrobiła zresztą firma ABS - mówi prezes Gawęda.
Okazuje się, że podanie w specyfikacji przetargowej zarówno nazwy ABS, jak i Jung Pumpen, stanowiło złamanie ustawy o zamówieniach publicznych.
- W specyfikacji można co najwyżej określać warunki techniczne danego urządzenia, a jeśli już pada nazwa jakiejkolwiek firmy, to powinien to być nie warunek, lecz przykład, z dopuszczeniem wszystkich innych obecnych na rynku firm - komentuje Andrzej Neustein, opolski projektant kanalizacji z 20-letnim doświadczeniem. - Jednak przedstawiciele firm są drapieżni, przychodzą do mnie bez przerwy i proponują oficjalne umowy współpracy. Jeśli ja w dokumentacji technicznej dla danej gminy umieściłbym nazwę jakiegoś ich towaru, to otrzymałbym od tej firmy gratyfikację. Legalnie, nad stołem. Ale ja nie godzę się na takie układy z producentami, bo to jest co najmniej dwuznaczne.
Ostatecznie, po proteście jednego z oferentów, gmina zmieniła zapis w specyfikacji:
"Zamawiający dopuszcza zastosowania innych pomp (...) nie gorszych niż firmy Jung Pumpen" - przeczytali oferenci.
Wygrał, ale przegrał...
Po otwarciu kopert z ofertami okazało się, że najniższą cenę zaoferował Bogusław Syczyński, właściciel firmy "Rembud". Radość trwała jednak krótko. Jego oferta miała istotną wadę: nie przewidział zastosowania niemieckich pomp Jung Pumpen (wybrał produkt firmy Inwap z Brzegu).
- Brzeskie pompy są po prostu lepsze, znacznie tańsze, pobierające mniej energii - mówi Syczyński. - Byłem przekonany, że dla urzędników nie bez znaczenia będzie fakt, że pompy Inwapu są produkowane na miejscu, przez opolan. Ustawa o zamówieniach publicznych wręcz nakazuje preferowanie produktów krajowych.
Jednak Zarząd Gminy Murów w piśmie z 4 października 2002 roku odrzucił ofertę firmy Syczyńskiego, jako "niezgodną ze specyfikacją istotnych warunków zamówienia". Według zarządu gminy, pompy firmy Inwap nie spełniały wymogów projektowych.
W uzasadnieniu decyzji zarząd gminy znów chwali pompy firmy Jung Pumpen, tym razem za zapowiedź otwarcia w Opolu stałego serwisu technicznego.
Syczyński obśmiał ten argument w proteście, jaki skierował do gminy Murów:
"Serwis gwarancyjny i pogwarancyjny sprawuje firma Inwap bezpośrednio z Brzegu, a odległość do Murowa to 36 kilometrów i jest to kwestia najwyżej 1 godziny, natomiast firma Jung Pumpen na dzień dzisiejszy nie posiada serwisu (...)Warto wziąć także pod uwagę to, że stosując polskie urządzenia dajemy pracę polskim pracownikom, a nie zagranicznym."
Urząd oddalił protest Syczyńskiego, więc sprawa murowskiej kanalizacji po raz kolejny wylądowała w Urzędzie Zamówień Publicznych w Warszawie.
- Ponieważ wtedy już miałem poważne wątpliwości co do bezinteresowności opolskich projektantów, tym razem wybrałem się po ekspertyzę do Instytutu Budownictwa, Mechanizacji i Elektryfikacji Rolnictwa w Warszawie, który jest powołany do wyrażania podobnych opinii - mówi Bogusław Syczyński. - Tamtejsi eksperci jednoznacznie orzekli, że pompy Inwapu spełniają wymogi techniczne przetargowej specyfikacji. Są nie tylko lepsze technicznie od pomp Jung Pumpen, ale też znacznie bardziej energooszczędne, co przecież dla biednej gminy Murów powinno mieć duże znaczenie.
Pod ekspertyzą korzystną dla Syczyńskiego i brzeskiej firmy Inwap podpisał się prof. Krzysztof Wierzbicki.
- Znałem i bardzo szanowałem ojca pana profesora, byłem zresztą jego uczniem - mówi inż. Piotr Jasiak, projektant murowskiej kanalizacji. - Ale ten szacunek nie przechodzi niestety na syna, który po prostu był w sprawie Murowa nieobiektywny, bo współpracował już w przeszłości z producentem pomp z Brzegu.
Gdzie jest fałszywka?
Zespół Arbitrów z Urzędu Zamówień Publicznych uwzględnił odwołanie Syczyńskiego i nakazał gminie wziąć pod uwagę jego ofertę jako spełniającą warunki przetargu, a więc de facto uznać go wygranym (dał najlepszą cenę).
- Gmina Murów zignorowała ten wyrok - mówi Roman Jarosiński, adwokat Syczyńskiego. - Nie złożyła też odwołania do sądu wyższej instancji, w tym przypadku Sądu Okręgowego w Warszawie, tylko z naruszeniem prawa jeszcze raz skierowała sprawę do tej samej instancji, czyli Zespołu Arbitrów Urzędu Zamówień Publicznych.
Syczyński: - Gmina przekazała tym razem arbitrom dokument przedstawiający nieprawdziwe dane na temat jakości pomp. Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku, na korytarzu urzędu, przy toaletach, projektant sieci powiedział mi, że jak się zgodzę na pompy Jung Pumpen, to sprawę "da się jakoś odkręcić".
Piotr Jasiak, projektant kanalizacji Murów-Zagwiździe:
- Takie słowa nie padły. Mówiłem panu Syczyńskiemu, że jeśli byłby skłonny zastosować pompy wirowe, a nie wyporowe, to nie byłoby tematu. Ale nie użyłem nazwy Jung Pumpen. Nie łączą mnie z tą firmą żadne specjalne stosunki.
Syczyński: - Na bazie sfałszowanych dokumentów technicznych nowy zespół arbitrów orzekł wyrok na korzyść gminy Murów. Ja wtedy poprosiłem profesora Wierzbickiego, aby te dokumenty wyciągnął z akt sprawy, bo będę mógł łatwo udowodnić gminie, że podaje nieprawdę. I proszę sobie wyobrazić, że profesor Wierzbicki do mnie dzwoni i mówi, że ten dokument zginął! Najważniejszy dokument, przez który ja przegrałem przetarg na dwa miliony złotych wyparował z akt!
Inż. Piotr Jasiak, projektant:
- Musi pan mieć świadomość, że wokół kanalizacji opolskich gmin rozgrywa się brutalna walka o pieniądze. Firmy dopuszczają się najrozmaitszych chwytów, wykorzystują brak wiedzy gminnych urzędników. Jednak ja w tej walce nie uczestniczę, a wręcz uciekam od rozmaitych producentów.
Spóźniony wyrok
Sprawa murowskiego przetargu trafiła do Sądu Okręgowego w Warszawie, który przyznał rację Bogusławowi Syczyńskiemu. Wytknął jednocześnie Urzędowi Zamówień Publicznych, że Zespół Arbitrów nie miał prawa po raz drugi rozpoznawać tej samej sprawy.
Zgodnie z wyrokiem Sądu Okręgowego, zlecenie na budowę kanalizacji miała otrzymać ponownie firma Bogusława Syczyńskiego.
- Co z tego, skoro urząd gminy, nie czekając na wyrok sądu, dał już dawno robotę innej firmie - rozkłada ręce Syczyński.
Jego adwokat mówi wprost:
- Ustawa o zamówieniach publicznych niemalże sankcjonuje układy korupcyjne. Bo jak inaczej skomentować prawo, które mówi, że do momentu rozstrzygnięcia sprawy przez zespół arbitrów przy UZP nie można zawrzeć umowy z wykonawcą, ale już w trakcie procedury odwoławczej przed Sądem Okręgowym można. I tak właśnie postąpiły władze Murowa. Dały zlecenie innej firmie, nie bacząc na ewentualne koszty, jakie spadną na gminę, kiedy mój klient wygra sprawę przed sądem wyższej instancji.
Negocjacje czy szantaż?
Bogusław Syczyński w Murowie stracił nerwy i pozycję w branży.
- Przegrałem w ostatnich latach masę przetargów i nie płakałem z tego powodu, jeśli gra była uczciwa - mówi. - Przegrywałem też przetargi ustawione, ale wtedy zaciskałem zęby i startowałem gdzie indziej. Ale w Murowie po prostu przesadzili. Ponieważ byłem pewny wygranej, nie startowałem gdzie indziej, obniżył się prestiż mojej firmy, spadły mi referencje, musiałem zwolnić część załogi. Wszystkie swoje straty w Murowie obliczyłem z mecenasem na 500 tysięcy złotych i o takie odszkodowanie występuję przed sądem.
Mecenas Roman Jarosiński:
- Chcieliśmy zawrzeć z panem wójtem ugodę, być może wynegocjowalibyśmy wtedy niższe odszkodowanie i uniknęlibyśmy dodatkowych kosztów sądowych. Zaproponowałem nawet wójtowi powołanie wspólnego biegłego, który określiłby wysokość strat pana Syczyńskiego. Wójt powiedział jednak, że woli zapłacić trzy razy więcej, byle mieć podkładkę w postaci wyroku sądowego.
Wójt Murowa Andrzej Puławski mówi, że zna się na polityce, a nie na pompach kanalizacyjnych. Rzeczywiście, Puławski to polityczny człowiek orkiestra - startował na wójta z listy SLD (bo go koledzy poprosili), zapisał się do mniejszości niemieckiej (bo go poprosiła mama, niemiecka arystokratka), jest ponadto wiceszefem miejscowego Stronnictwa Demokratycznego (z sentymentu).
Wójt zapewnia, że jest "przygotowany na ciosy", ale "nie da się wrobić w żadne odszkodowanie".
- Czuję się wręcz szantażowany przez Syczyńskiego i jego adwokata - mówi. - Oni mi wprost grozili, że zrobią ze mnie aferzystę. To by nawet ludziom pasowało, bo jestem z SLD. Ale ja nie dam się zastraszyć i nie pójdę z nimi na żadną ugodę. Spokojnie czekam na wyrok sądu.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska