Sprawiedliwość? To nie w Polsce

Archiwum
Archiwum
Rozmowa z prof. Piotrem Kruszyńskim, członkiem Naczelnej Rady Adwokackiej, dyrektorem Instytutu Prawa Karnego Uniwersytetu Warszawskiego,

- Sąd wypuścił właśnie z opolskiego więzienia Krzysztofa Sz. pseudonim Kwadrat, odsiadującego 15-letni wyrok za zamordowanie zamożnej staruszki i podżeganie do zabójstwa biznesmena. Zakład karny był przeciwny, gdyż jego zdaniem w przestępcy nie nastąpiła resocjalizacja, sąd pierwszej instancji podzielił tę opinię, mimo to w apelacji zapadła decyzja, że "Kwadrat" ma wyjść na wolność. Dlaczego dwa sądy tak różnią się w ocenie sprawy, która ma znaczenie dla bezpieczeństwa nas wszystkich?
- Jeśli opinia zakładu karnego była negatywna, to uważam, że decyzja sądu apelacyjnego jest nieodpowiedzialna. W końcu zakład karny wie najlepiej, czy osadzony tam przestępca może wyjść przed terminem czy nie.

- Jeden sąd bierze pod uwagę powagę przestępstw popełnionych przez człowieka ubiegającego się o warunkowe zwolnienie i opinię więziennych strażników, a drugi podejmuje kompletnie niezrozumiałą decyzję, ignorując te przesłanki. Dlaczego nie ma jednego, przejrzystego kanonu postępowania w takich sprawach?
- Sądy są niezawisłe, ale niezawisłość nie oznacza dowolności i zupełnego bezhołowia czy wolnej amerykanki. Kompletnie nie rozumiem wypuszczania przestępcy, o którym zakład karny mówi, że resocjalizacja jeszcze nie nastąpiła. Może być oczywiście tak, że dwa sądy różnią się w ocenie sprawy, ale każda decyzja powinna być odpowiedzialna i należycie uzasadniona. A twierdzenie, że opinia zakładu karnego nie ma znaczenia przy podejmowaniu decyzji o warunkowym zwolnieniu, jest absurdalne.

- Takich absurdalnych wyroków, kłócących się z powszechnym poczuciem sprawiedliwości, zapada bardzo wiele. Czy w tej sytuacji dziwi pana, że - jak wynika z oficjalnych danych Ministerstwa Sprawiedliwości - aż 70 procent Polaków nie darzy sądów zaufaniem?
- Prawda, jak zwykle, leży pośrodku. Absolutnie nie wierzę, że aż 70 procent wyroków zapada wadliwie, natomiast na pewno takie się zdarzają. W polskich sądach zdecydowanie zbyt często zapadają wyroki niezrozumiałe dla opinii publicznej, a nawet bulwersujące i stojące w sprzeczności ze społecznym poczuciem sprawiedliwości. Przykłady można mnożyć, ale wystarczy, że przypomnę głośną na Opolszczyźnie sprawę dwóch wzorowych policjantów z Kędzierzyna-Koźla, skazanych za rzekome przekroczenie uprawnień, w którą byłem zaangażowany. Ci policjanci, mimo znakomitych ocen ze strony przełożonych i ogromnej akcji społecznego sprzeciwu wobec zapadłych wyroków, musieli odejść ze służby. Takie sprawy na pewno nie budują autorytetu sądownictwa w opinii publicznej. Jednak bywa i tak, że ludzie nie rozumieją lub nie starają się zrozumieć motywów kierujących sądami, bądź też nie mają ku temu wystarczającej wiedzy.

- Może bulwersujących wyroków byłoby mniej, gdyby sędziami zostawali tylko doświadczeni prawnicy, a nie tuż po studiach. Sędziowie powinni przy wydawaniu wyroków kierować się także doświadczeniem życiowym.
- To rzeczywiście stoi u nas na głowie. W krajach o ugruntowanej tradycji funkcja sędziego jest ukoronowaniem kariery prawniczej, natomiast w Polsce ta ścieżka jest odwrócona i prawnik często rozpoczyna karierę od zostania sędzią. W krajach anglosaskich sędzią może być tylko doświadczony adwokat z wieloletnim stażem - i tak powinno być także w Polsce.

- Czy fakt, że prawnicy bez doświadczenia zostają u nas sędziami i decydują o losach innych ludzi, wynika z wadliwych przepisów czy fatalnego obyczaju?
- Ze złych przepisów i niczego więcej. Już w 2000 roku był projekt, by sędzią mógł zostać tylko prawnik z dziesięcioletnim stażem, ale ustawa w tej sprawie przepadła. Natomiast Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury, która miała przygotowywać fachowe kadry, to niestety jakaś parodia i nieporozumienie. Nie mam wątpliwości, że młody prawnik po zdaniu egzaminu powinien rozpoczynać karierę jako radca prawny, notariusz, adwokat, a dopiero po latach nabywania doświadczenia ubiegać się o funkcję sędziego. Tak być powinno, lecz jest niestety zupełnie na opak, czego negatywne efekty widzimy nader często. Chociaż i tak sytuacja nieco się poprawiła, bo nie ma już koszmarnych asesorów sądowych, którzy w ogóle nie byli wyposażeni w atrybut niezawisłości. Jednak do ideału, a nawet stanu względnej normalności znanego z krajów anglosaskich wciąż ogromnie dużo nam brakuje.

- Na pewno słyszał pan o sprawie Krzysztofa Stańki, przedsiębiorcy z Turawy, który 27 miesięcy przesiedział za kratami aresztu, bo prokurator uwierzył w nie trzymającą się kupy bajeczkę świadka koronnego o produkcji amfetaminy w kuchni ośrodka wypoczynkowego pełnego wczasowiczów i wywożeniu towaru do domku na wyspie pośrodku jeziora, która nigdy nie istniała.
- Owszem, słyszałem o tej bulwersującej sprawie. W całym kraju odbiła się ona bardzo szerokim echem.

- Za gehenną pana Stańki stał Roman Pietrzak z katowickiej prokuratury apelacyjnej, za którego być może weźmie się wreszcie prokurator generalny, gdyż zażądał już informacji na temat tego skandalicznego śledztwa. Ale prokurator - choć nie umniejsza to jego haniebnej roli w tej sprawie - tylko wnioskował o przedłużanie aresztu Stańce, natomiast decydowały o tym sądy, mimo braku jakichkolwiek dowodów i postępów w śledztwie. Czy w przypadku wnioskowania przez prokuratora o areszt dla obywatela zasada domniemania niewinności nie obowiązuje?
- Oczywiście, że obowiązuje, tak samo jak oczywiste jest, że sądy czasami działają w takich sprawach automatycznie. Coś, co przydarzyło się panu Stańce, nie miało prawa się wydarzyć, ale trzeba uczciwie przyznać, że w kwestii aresztów tymczasowych sytuacja ulega powolnej, lecz zauważalnej poprawie. Jeszcze kilka lat temu procent nie uwzględnionych wniosków o areszt wynosił poniżej pięciu, dziś już kilkanaście procent takich spraw kończy się odmową. Nie zmienia to faktu, że sądy często bezkrytycznie oceniają wnioski prokuratorów, lecz bez wątpienia idzie ku lepszemu.

- W praktyce postępowanie sądów często stanowi przyzwolenie na prokuratorską samowolę, która nie powinna mieć miejsca w państwie prawa. Jak uzdrowić tę sytuację?
- Prokuratura w naszym kraju ciągle działa w oparciu o narzucony nam na przełomie lat 40. i 50. model sowiecki. Musimy od niego odejść i wprowadzić niezależny czynnik w postępowaniu przygotowawczym w postaci sędziego kontrolującego legalność postępowania przygotowawczego. Poza tym prokuratury, tak jak przed wojną, powinny działać przy sądach, takie jest moje zdanie.

- A co z procesem karnym, który tak naprawdę w Polsce toczy się dwukrotnie. Najpierw przeprowadza go prokuratura, a potem jest powtarzany przed sądem, przesłuchiwani są ci sami świadkowie, następuje wielogodzinne odczytywanie akt itd.
- Tego nie można nazwać inaczej jak idiotyzm. Postępowanie przygotowawcze powinno być prowadzone dla prokuratora, nie dla sądu, a gros ustaleń faktycznych powinno odbywać się właśnie na sali rozpraw i ku takim rozwiązaniom należy zmierzać.

- Powiedział pan kiedyś, że mówienie, iż w Polsce funkcjonuje wymiar sprawiedliwości, jest grubym nadużyciem, bo niczego takiego w naszym kraju nie ma. Co zrobić, by sformułowanie "wymiar sprawiedliwości" przestało być pozbawionym treści frazesem?
- Konieczne jest przemodelowanie całego postępowania karnego w kierunku, o którym mówiłem wcześniej, a poza tym niezbędne są głębokie zmiany mentalne. To bardzo szeroki temat, dotyczący wszystkich zagadnień, jakie tu poruszyliśmy, i wielu innych kwestii. Do wykonania jest ogrom pracy, rzecz w tym, by wreszcie się do niej wziąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska