Stangum Marioss Wawelno - AZS Wrocław 8-4

fot. Sebastian Stemplewski
Wejście na parkiet Kornela Zyli (z lewej) ożywiło poczynania Stangum Mariossa.
Wejście na parkiet Kornela Zyli (z lewej) ożywiło poczynania Stangum Mariossa. fot. Sebastian Stemplewski
Na początek Tomasz Rabanda dograł piłkę do Marka Tracza, ale ten przestrzelił. Potem naszą bramkę długo ostrzeliwali akademicy z Wrocławia, ale zaporą nie do przejścia był Piotr Nolepa.

Protokół

Protokół

Stangum Marioss Wawelno - AZS Wrocław 8-4 (3-1)
0-1 Jaworski - 9., 1-1 Rabanda - 13., 2-1 Zyla - 19., 3-1 Wróblewski - 20., 4-1 Tracz - 27., 5-1 Wróblewski - 29., 5-2 Todic - 30., 5-3 Todic - 32., 6-3 Zyla - 39., 7-3 Zyla - 39., 8-3 Tracz - 40., 8-4 Borgaman - 40.
Marioss: Nolepa - Tracz, Rabanda, Berbelicki, Wróblewski, Czajkowski, Nowosielski, Haracz, Niedworok, Zyla. Trener Dariusz Lubczyński.
Sędziowali: Kamil Waskowski i Jacek Przydryga (Poznań). Widzów 300.

- Jestem w dobrej dyspozycji, ale w niektórych sytuacjach dopisywało mi też szczęście - przyznał Nolepa.

Tymczasem dopiero w 7. min drugi strzał w naszej ekipie oddał Adam Berbelicki, ale piłka zatrzymała się na poprzeczce.

Miejscowi długo i wolno rozgrywali piłkę, a rywal szybko parł do przodu, często zagrażał bramce Nolepy i po szybkiej akcji objął prowadzenie. Naszej drużynie gra nie kleiła się, a akademicy nie rezygnowali z pressingu i dużo biegali. Jednak w zamieszaniu podbramkowym Rabanda doprowadził do remisu.
- Wynik może zmienić tylko siedzący na ławce rezerwowych Kornel Zyla - prognozował Marian Kania, lekarz zawodów. I były to prorocze słowa, bo wejście Zyli odmieniło sytuację.

- Tuż po wejściu wywalczyłem rzut wolny, a potem z 15 metrów trafiłem w okienko - opisywał Zyla.
- Staraliśmy się i myślę, że nasza gra wcale nie jest najgorsza, ale brakowało precyzyjnego wykończenia - analizował grę do przerwy Tracz.

Po przerwie dwukrotnie strzelał Tracz, ale swego dopiął dopiero po siedmiu minutach. Po chwili, po koronkowej akcji, Marioss wygrywał aż 5-1 i w zespole nastąpiło rozluźnienie. Wykorzystali to akademicy, którzy zdobyli dwa gole i wciąż nacierali.

Więcej spokoju drużynie mógł dać Zyla z przedłużonych rzutów karnych, ale trafił w poprzeczkę, a potem górą był bramkarz. Niefart Zyla przerwał dopiero w 39. min.

- W drugiej połowie przyśpieszyliśmy grę, ale wrocławianie dobrze się bronili - oceniał Wróblewski. - Przeprowadzali nieprzyjemne kontry, a kiedy postawili wszystko na jedną kartę, zostali sromotnie skarceni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska