Stanisław Galara: Firma to moje trzecie dziecko

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Stanisław Galara w swojej firmie.
Stanisław Galara w swojej firmie. Edyta Hanszke
Stanisław Galara, urodzony w 1939 roku, mógłby już jako emeryt siedzieć w kapciach w domu. - Nie wiem, czy ojciec ma w domu kapcie - zastanawia się tymczasem syn Robert. - A praca to jego życie.

Żona Danuta w końcu namówiła Stanisława Galarę na krótki urlop. Jest właśnie w Grecji, gdzie praży słońce. W Polsce leje deszcz. Prezes Galmetu jest na bieżąco nie tylko z polską pogodą. Odległość uniemożliwia mu tradycyjny codzienny obchód firmy, ale od czego są telefony.

- Rano dzwonili, że przyjeżdżają na odbiór techniczny nowej hali, gdzie przenosimy produkcję pomp ciepła - relacjonuje mi w poniedziałek z hotelowego pokoju. W środę dzwoni, żeby kronikarsko uzupełnić jeszcze kilka epizodów z bogatego zawodowego życia (żona w tym czasie odpoczywa na plaży), zanim zadzwonił do nto, przeprowadził parę rozmów z pracownikami.

- Syn był przez kilka dni za granicą, więc też nie mógł osobiście dopilnować wszystkiego - wyjaśnia prezes Galara. - Gdyby pani jeszcze czegoś potrzebowała, proszę dzwonić - dodaje na koniec. Taki to urlop prezesa.

Ceniony pracodawca

Kiedy w centrum Głubczyc pytam o dojazd do Galmetu, zagadnięty mężczyzna w średnim wieku nie zastanawia się nawet przez chwilę, jak mnie pokierować. Galmet to największy pracodawca w powiecie - zatrudnia 700 osób - w którym z pracą bywa krucho. Głubczycki urząd pracy pojawia się na czołowych pozycjach statystyk bezrobocia w regionie. W maju bez pracy było tu 3188 osób, a stopa bezrobocia jest wyższa niż średnia w województwie.

Zatrudnienie w Galmecie znajdują nie tylko mieszkańcy najbliższej okolicy, bywa, że pracują tam dziadkowie, ojcowie i synowie, znajomi prezesa, ale i szkolni koledzy jego synów. Dojeżdżają tu ludzie z Raciborza, Kędzierzyna-Koźla, Opola, z Nysy i Prudnika dowozi ich firmowy bus.

- Dzięki Galmetowi i drugiej naszej dużej firmie - Elektrometowi, także wywodzącej się z rzemiosła, jesteśmy zagłębiem systemów grzewczych, znanym w Polsce i za granicami - ocenia Piotr Soczyński, wicestarosta głubczycki. - Niezły gość, bardzo pozytywna osoba, wspierająca lokalną społeczność, bardzo pracowity - rzuca hasłowo wicestarosta pytany o Stanisława Galarę.

Dyplom Złotej Spinki 2012 w kategorii biznes, nagrody przyznawanej przez "Nową Trybunę Opolską", wisi w czwartym rzędzie wśród dziesiątek innych oprawionych w ramki nagród i podziękowań na długiej ścianie w gabinecie prezesa w biurowcu firmy.

Wrażenie robi też wypełniony opakowanymi w folie kotłami teren Galmetu. Biurowca z bramy wjazdowej nie widać. Dopiero za szpalerem kotłów wyłania się niebieski budynek ze szkła. W piątek po Bożym Ciele praca w firmie toczy się na pół gwizdka - na warcie są ekipy remontowe, stróż i właściciele. Czerwone dostawcze ciężarówki i białe busy serwisowe z logo Galmetu stoją na placu szpalerem.

Typowy góral, stanowczy i prawy

Pracowitość podkreślają wszyscy z otoczenia Stanisława Galary. Starszy syn Robert, który współkieruje rodzinnym biznesem, pracownicy, dyrektor urzędu pracy czy Józef Kamiński, starszy Cechu Rzemiosł Różnych w Głubczycach, który Galarę zna od lat.

- Zaczynał jako drobny rzemieślnik w czasach mało sprzyjających. Bardzo konkretny człowiek, twardy, który wie, jak osiągnąć cel, ale nie robi tego po trupach, wymagający wobec innych, ale przede wszystkim wobec siebie. Typowy góral, stanowczy, prawy - opisuje Kamiński.

Dom rodzinny Galarów stoi jeszcze w Nowym Sączu. Rodzice Stanisława Galary w 1948 roku zostali przesiedleni pod Głubczyce z terenów przeznaczonych pod budowę zapory rożnowskiej. To oni i ich znajomi zasiedlili jednakowe budynki w podgłubczyckiej wsi, nazwanej Nowym Rożnowem.

- Chodziłem wówczas do trzeciej klasy szkoły podstawowej. Ojciec objął tu gospodarstwo rolne, a w wolnych chwilach zajmował się krawiectwem - przerabiał mundury wojskowe i płaszcze na kurtki podpinane skórami i bryczesy - wspomina Stanisław Galara.

Po podstawówce poszedł do zawodówki na ślusarza, potem skończył technikum mechaniczne w Opolu, po czym obowiązkowo trafił do wojska - do jednostki pancernej.

Praca w metalu i motoryzacja stały się pasją i sposobem na całe życie - Stanisław Galara ma wszystkie kategorie prawa jazdy - nawet czołg umie poprowadzić, ma uprawnienia instruktora nauki jazdy i rzeczoznawcy samochodowego, a kierowany przez niego Galmet zajmuje się obróbką metalu na różne sposoby.

Firma jest krajowym liderem w produkcji elektrycznych ogrzewaczy wody, produkuje kotły centralnego ogrzewania, a ostatnio wchodzi w nowe technologie grzewcze - najpierw pompy ciepła, a teraz kolektory słoneczne stworzone przez inżynierów Galmetu we współpracy z naukowcami z Politechniki Wrocławskiej. Tworzenie własnych produktów od A do Z to wizytówka firmy od zarania.

Firma jest jak dziecko

Zakład rzemieślniczy Stanisław Galara uruchomił w 1982 roku, w czasach, kiedy komunistyczne władze krzywym okiem patrzyły na prywatne inicjatywy. Wcześniej, po wojsku, pracował w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Głubczycach, potem zajmował kierownicze stanowiska w Spółdzielni Wielobranżowej i głubczyckim PKS-ie, w końcu został prezesem Spółdzielni Rzemieślniczej, skupiającej wówczas ok. 500 zakładów. Jego rolą było zdobywanie towarów dla tych zakładów, a potem sprzedaż wyrobów. Jako prezes zdobył liczne kontakty.

To skłoniło go do pójścia na swoje. Zakład otworzył w garażu obok swego domu. Produkował tam grzejniki centralnego ogrzewania, bojlery i elektryczne ogrzewacze wody. Pracował tam na samodzielnie zrobionej prasie.

- Sprzedawałem wszystko niemal na pniu, bo ludzie mieli pieniądze, a nie było towaru - opowiada Stanisław Galara. - Szybko kupiłem więc stary magazyn, wyremontowałem go, zamontowałem zgrzewarkę liniową do grzejników i zatrudniłem ludzi. Zakład energetyczny odmówił mi przyznania odpowiedniej ilości prądu, wiec musiałem sam wybudować transformator i podłączyć go do linii wysokiego napięcia. W tym czasie pilnowałem produkcji, sam dowoziłem towar i robiłem reklamacje - wspomina.

Kolejnym etapem była budowa zakładu produkcyjnego przy domu rodzinnym, w wyposażenie którego Stanisław Galara zainwestował niemal wszystkie pieniądze. W latach 90. pojawiła się okazja do kupienia Państwowego Ośrodka Maszynowego w likwidacji (tego samego, w którym Stanisław Galara pracował przedlaty). Galara kupił połowę terenu z zabudowaniami. To tu do dziś mieści się Galmet, a niektóre hale i urządzenia pamiętają jeszcze początki działalności.

Z zakładu rzemieślniczego Galara stworzył spółkę rodzinną, do której wprowadził żonę Danutę i dwóch synów: Roberta i Karola. - Nad nazwą nie myśleliśmy długo. Gal - pochodziło od nazwiska, met - od metalu, w którym pracujemy - wspomina Robert Galara, wiceprezes Galmetu. Dziś udziałowców firmy jest troje. Młodszy syn Karol przejął stację benzynową wybudowaną wcześniej przez ojca i zaczął prowadzić własną firmę Galon, która zajmuje się handlem paliwem i stacjami kontroli pojazdów.

Kiedy padają znane firmy z branży ogrzewaczy w Innowrocławiu, Mysłowicach czy Białymstoku, Galmet zdobywa nowych klientów. - Wcześniej te firmy podśmiewały się z nas na targach, ale to my je przetrzymaliśmy różnorodnym asortymentem w konkurencyjnych cenach - opowiada Stanisław Galara.

Z synem Robertem jeździ do Włoch, Szwecji, Danii i Niemiec, gdzie podpatruje zagraniczną konkurencję. Oni wchodzą na polskie rynki, a Galmet im w tym nieźle przeszkadza. Kiedy pada propozycja sprzedaży firmy zachodniemu koncernowi, Stanisław Galara odmawia. - A sprzedałaby pani swoje dziecko - pyta.

Dziś dwadzieścia procent produkcji z Galmetu trafia na rynki Europy Zachodniej i Wschodniej, pozostała część sprzedawana jest w Polsce, do domów prywatnych, sklepów, hoteli, firm, hurtowni. - Czuję ogromną satysfakcję, kiedy wchodzę do łazienki w jakiejś firmie i widzę ogrzewacz wody z naszym logo - podkreśla Stanisław Galara.

Pracę traktuje jak misję

Podział ról między ojcem a synem jest taki, że generalnie Stanisław odpowiada za produkcję, Robert za sprzedaż i marketing. Junior właśnie nanosi w swoim gabinecie uwagi na projektach reklam. Choć to miał być luźniejszy dzień w pracy, to co rusz odbiera telefony. Na pytanie, czy nie ma żalu do ojca, że zamiast studiować ukochaną historię (gabinet wypełniony jest szablami, obrazami i elementami mundurów) przymusił go do wyboru studiów technicznych, uśmiecha się.

- Trzeba robić to, z czego da się żyć. Historia stała się moją pasją, którą próbuję godzić z pracą, choć to niełatwe - odpowiada wiceprezes Galmetu, Robert Galara.

Najbardziej podziwia ojca za to, że pracę traktuje jak misję i za kreatywność. - To pełen energii i pomysłów umysł, który potrafi patrzeć daleko do przodu. Choć zgodnie z polskim prawem mógłby dziś być na emeryturze, to ani w domu, ani w firmie nie było o tym mowy ani przez sekundę. Praca to ojca życie. Trudno go doścignąć - relacjonuje Robert Galara. - W zwyczaju ma doglądać firmę nawet w niedzielę po kościele. Przez lata dom rodzinny stał na terenie zakładu. Teraz jest poza, ale może trzysta metrów dalej, żeby ojciec nie miał daleko.

Stanisław ocenia, że sukces zawdzięcza ciężkiej pracy, uporowi, konsekwencji, odrobinie szczęścia i umiejętności podejmowania ryzyka.

Tradycją, którą junior przejął od seniora, jest także dwukrotny codzienny obchód zakładu. Rano, żeby zobaczyć, czy praca przebiega zgodnie z planami i na zakończenie drugiej zmiany, żeby upewnić się, że wszystko było ok. To okazja do lepszego poznania pracowników. Także wprowadzonego przez ojca modelu zatrudniania, w którym każdy pracownik zaczyna od prostych prac, a na specjalistyczne stanowiska jest kierowany dopiero po zdobyciu wiedzy na temat funkcjonowania zakładu i jego produktów, Robert nie zamierza zmieniać, bo sprawdza się.

Pytany o perspektywy dla firmy - Robert Galara uśmiecha się. - Pewnie te rzędy kotłów na placu zastanawiają. To efekt sezonowości. Sprzedaż rozkręca się jesienią, ale żeby dopasować się do tego rytmu, musielibyśmy zwalniać pracowników na wiosnę. Nie chcemy tego robić - opowiada. i podkreśla, że wejście w nowe technologie pozwala patrzeć w przyszłość z optymizmem.

Odpoczywający w Grecji Stanisław dodaje, że firma właśnie zdobyła pozwolenie na budowę nowoczesnego magazynu. Wcześniej pokazuje halę do produkcji własnych kolektorów słonecznych. Firma czeka na ostatnie maszyny do zamontowania linii produkcyjnej do solarów i na pozwolenie na uruchomienie hali do produkcji pomp ciepła. Sprzedaż tych nowoczesnych urządzeń do ogrzewania rośnie w Galmecie dynamicznie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska