Stanisław Jałowiecki otrzyma zadośćuczynienie za aresztowanie w czasach PRL

Redakcja
Stanisław Jałowiecki
Stanisław Jałowiecki Archiwum
Skarb Państwa ma wypłacić Stanisławowi Jałowieckiemu, działaczowi pierwszej „Solidarności”, 80 tysięcy złotych zadośćuczynienia za aresztowanie w 1983 roku.

Tak postanowił w środę Sąd Okręgowy w Opolu. Podczas pierwszej rozprawy, w kwietniu tego roku, Jałowiecki wnioskował o 50 tys. złotych zadośćuczynienia za każdy miesiąc, który spędził w areszcie. Przesiedział 8,5 miesiąca, co w sumie daje ponad 400 tysięcy.

Reprezentująca Skarb Państwa prokurator Agnieszka Mulka-Sokołowska przyznała dziś, że krzywd ludzkich związanych z represjami nie da się w żaden sposób wycenić. Uważała jednak, że odpowiednią kwotą będzie 5 tys. złotych zadośćuczynienia za każdy miesiąc. Sąd ustalił łączną wysokość zadośćuczynienia na 80 tysięcy zł, co daje około 10 tys. miesięcznie. - Apelacji nie będzie - mówiła po ogłoszeniu wyroku reprezentująca Stanisława Jałowieckiego mecenas Iwona Kornaś-Pierzak. - Panu Jałowieckiemu zależało nie tyle na pieniądzach, co na symbolu. A sąd w uzasadnieniu bardzo pięknie docenił jego opozycyjną działalność.

Stanisław Jałowiecki w początku lat 80. był przewodniczącym zarządu regionu „Solidarności” Śląska Opolskiego. Gdy w grudniu 1981 roku komunistyczne władze wprowadziły stan wojenny i zdelegalizowały związek zawodowy, on nadal angażował się w działalność opozycyjną. W 1983 roku, za „rozpowszechnianie fałszywych wiadomości, które mogły wywołać niepokój publiczny i rozruchy” został skazany na 10 miesięcy pozbawienia wolności. Dopiero w 1993 roku został uniewinniony przez Sąd Najwyższy.

ZOBACZ Stanisław Jałowiecki: Gdy się trochę dorobiliśmy, staliśmy się egoistami

- Karę odbywał w ciężkich warunkach, z kryminalistami. Przez trzy miesiące w piwnicy, w pomieszczeniu bez okien, co było dodatkową uciążliwością dla osoby mającej problemy ze wzrokiem - argumentowała wczoraj mecenas Iwona Kornaś -Pierzak. - 14 lipca 1983 roku został zwolniony z aresztu ze względu na opinię lekarzy psychiatrów, ponieważ znajdował się w bardzo ciężkim stanie.

Po wyjściu z aresztu Stanisław Jałowiecki musiał zakończyć karierę naukową i nie potrafił znaleźć pracy. Z wydanym przez władze PRL-u paszportem „w jedną stronę”, wyjechał z żoną i dwojgiem dzieci do Stanów Zjednoczonych. Od 1985 do 1994 roku był dziennikarzem Radia Wolna Europa w Monachium, w latach 1986-1988 wicedyrektorem tej rozgłośni.

W uzasadnieniu wyroku sędzia Robert Mietelski podkreślił zasługi Stanisława Jałowieckiego.

- Gdyby nie on, jako jeden z wielu, to czasy być może by się nie zmieniły - mówił sędzia.

Sąd zwrócił również uwagę na to, że w aktach lustracyjnych, jakie cały czas przewijały się w tle postępowania, nie ma żadnych dowodów na to, by Jałowiecki wyrządził komukolwiek krzywdę, donosił, pisał notatki, nie ma więc przesłanek, by wyłączyć odpowiedzialność Skarbu Państwa.

Przypomnijmy, że w 2007 roku Stanisław Jałowiecki został uznany za kłamcę lustracyjnego. Nie wpisał bowiem do oświadczenia, że w 1973 roku przeanalizował dla SB w charakterze konsultanta trzy ulotki. Po tym wyroku Stanisław Jałowiecki, jeden z czołowych działaczy PO, pierwszy marszałek województwa opolskiego, a następnie europarlamentarzysta, wycofał się z życia politycznego. Dwa lata później Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, do którego odwołał się Jałowiecki, uznał że nie miał on zagwarantowanego wystarczającego prawa do obrony.

Stanisław Jałowiecki nie pojawił się na rozprawach. W sądzie była tylko jego żona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska