Starzy chcieli oszczędzić, nowi zapłacą podwójnie

Michał Lewandowski
Obecny zarząd miejski wystąpi do prokuratury, zarzucając niegospodarność swym poprzednikom, którzy doprowadzili do straty w budżecie ponad 300 tysięcy złotych.

Dwudziestego grudnia 2001 roku sąd okręgowy wydał wyrok, w którym zasądził od gminy Nysa na rzecz przedsiębiorcy budowlanego Mariana Mochonia ponad 356 tysięcy złotych wraz z ustawowymi odsetkami, które do dnia procesu wyniosły 264,5 tysiąca złotych. Poza tym budżet gminy musi zapłacić prawie 40 tysięcy złotych tytułem zwrotu kosztów procesu.

Sprawa zaczęła się jeszcze za poprzedniej kadencji samorządu, kiedy to zapadła decyzja o budowie nowej sali gimnastycznej przy Szkole Podstawowej nr 2 w Nysie. Placówka ta ma status sportowej. Uczęszcza do niej ponad 700 dzieci, a prawie 200 z nich trenuje gimnastykę. Zawodnicy z nyskiej dwójki osiągają sukcesy na regionalnych i ogólnokrajowych zawodach.
Salę oddano do użytku z wielką pompą niedługo przed wyborami samorządowymi w 1998 roku.
- Dwójka ma obecnie trzy sale - dwie dla gimnastyków, wyposażone w specjalistyczny sprzęt wartości około miliona złotych i jedną zwykłą, do ćwiczeń i gier zespołowych - opowiada Stanisław Arczyński, obecny wiceburmistrz Nysy, a jednocześnie działacz sportowy i wiceprezes Polskiego Związku Gimnastyki Sportowej w Warszawie. - Po oddaniu nowej, wyszła sprawa remontu starej sali gimnastycznej dla uczniów, którzy nie trenują gimnastyki. Przecież im też się należą lekcje wuefu w normalnych warunkach. A tam wówczas nawet nie było parkietu, tylko jakaś stara, podarta wykładzina.

Decyzję o remoncie podjął w 1998 zarząd gminy, któremu przewodził burmistrz Mieczysław Warzocha. Zrobił to w czasie, kiedy nie było już rady miejskiej, bo ta skończyła kadencję, a nowej nie wybrano. Przypomnijmy, że w 1998 roku takie bezkrólewie trwało od maja do października, a władze gminy miały wówczas poszerzone kompetencje. Przetarg ofertowy wygrał przedsiębiorca budowlany Marian Mochoń, ten sam, który postawił nową salę gimnastyczną. Prace wykonał, ale pieniędzy nie dostał.
W grudniu 1998 roku dyskutowano o tym na sesji rady miejskiej.

- Wytworzyła się taka sytuacja, że nie mogliśmy zapłacić wykonawcy, bowiem należne mu kwoty, choć były w kasie gminy, nie zostały wprowadzone do budżetu - tłumaczy Jadwiga Kadróg, ówczesna skarbnik gminy. - Po prostu nie było odpowiedniej uchwały rady miejskiej, bo ta podczas podejmowania decyzji nie była jeszcze wybrana. Jednak podczas grudniowej sesji nowej rady burmistrz Sanocki bardzo mocno nastawał, by nie wprowadzać do budżetu kwoty pozwalającej uregulować wszystkie zobowiązania. W końcu radni przegłosowali, że zmiany budżetowe w tej sprawie dotyczyć będą tylko dodania do wydatków 171 tysięcy, które musieliśmy zapłacić, by nie stracić dotacji z Urzędu Kultury Fizycznej i Turystyki w Warszawie.

- Należało zapłacić panu Mochoniowi całość, bowiem on wykonał wszystkie zlecone prace - utrzymuje Jadwiga Kadróg. - Burmistrz Sanocki był temu jednak cały czas przeciwny. Zwracałam uwagę, że przecież przedsiębiorca poniesie koszty, na przykład będzie musiał zapłacić podatki od faktury, za którą nie dostanie pieniędzy. Sanocki jednak uparł się, bo chciał udowodnić, że Warzocha naruszył przy tej sprawie przepisy.
Część pieniędzy wpłynęła jednak na konto wykonawcy. Skarbnik, która podpisywała przelewy, przestała pracować w gminie.
- Burmistrz Sanocki wezwał mnie i stwierdził, że stracił do mnie zaufanie, więc złożyłam rezygnację - tłumaczy Jadwiga Kadróg.
Janusz Sanocki (cytat z "Nowin Nyskich" z 24 grudnia 1998 r., artykuł "Dwójkowy przekręt"): - Zarząd oraz poprzedni burmistrz nie mają prawa podpisywać umowy, która nie znajduje odbicia w uchwale rady miejskiej. Jest to przestępstwo.

Do nyskiej prokuratury wpłynął 29 stycznia 1999 wniosek Zarządu Miasta i Gminy w Nysie, w którym byłym burmistrzom Mieczysławowi Warzosze i Mieczysławowi Walawendrowi zarzucono, że przekroczyli swoje uprawnienia, zawierając umowę na wykonanie remontu sali gimnastycznej w SP nr 2 w Nysie na kwotę 575.600 złotych. Przetarg na inwestycję miał być przeprowadzony wbrew przepisom ustawy o zamówieniach publicznych, z którą miały kolidować również podpisane z wykonawcą trzy aneksy do umowy. Jednocześnie zakwestionowano rzetelność dokumentacji inwestycji.
W czerwcu 1999 roku prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania, stwierdzając, że wniosek zarządu jest bardzo ogólnikowy, a poza tym wskazuje na możliwość popełnienia trzech przestępstw, które częściowo wzajemnie się wykluczają. Ponieważ wątpliwości nie rozwiała nadesłana przez zarząd gminy dokumentacja, prokuratura poprosiła go o oddelegowanie kompetentnej osoby, która złożyłaby protokolarne zawiadomienie o dokonaniu przestępstwa oraz zeznawała jako świadek. Miało to pomóc w określeniu rzeczywistych naruszeń obowiązków i uprawnień przez byłych burmistrzów i ustaleniu szkody, którą miał ponieść nyski UM. Było to o tyle istotne, że na przykład kwestionowane aneksy do umowy zawierały szczegółowe ich przyczyny, które wynikły w czasie robót (wymiana stolarki okiennej, dodatkowe prace ziemne, instalacyjne itp.), więc trudno było tu mówić o bezpodstawnym ich zawarciu. Zarząd Miasta i Gminy w Nysie uchylił się jednak od udziału w tych czynnościach i pozostawił pisma prokuratury bez odpowiedzi.

W takiej sytuacji, analizując posiadaną dokumentację, organy ścigania doszły do wniosku, że przestępstwa nie było. Tym bardziej, że przedstawione przez zarząd zarzuty nie znalazły potwierdzenia w ustaleniach kontrolnych takich instytucji jak NIK czy RIO. Zarząd miasta złożył zażalenie na to rozstrzygnięcie, ale zostało ono utrzymane w mocy.
Na skutek skarg byłych władz miasta akta były szczegółowo badane przez prokuraturę krajową (jej szefem był jeszcze minister Kaczyński), ale ta nie znalazła w nich żadnych uchybień.

Burmistrz Sanocki nie dał za wygraną. Latem 1999 roku zlecił ekspertyzę, która miała wykazać, że przy budowie sali sportowej nie wykonano wszystkich prac.
16 grudnia 1999 roku w wywiadzie "Republika kolesiów i lumpenproletariat" dla "Nowin Nyskich" mówił: - Wynik ekspertyzy biegłego przekonuje nas, że w trakcie rozliczania budowy wykonawca zawyżył faktury na kwotę ponad 300 tysięcy złotych. My nie zamierzamy płacić tych pieniędzy. Zaproponowaliśmy ugodę wykonawcy, aby zrezygnował z części roszczeń. Mogliśmy mu wypłacić najwyżej 90 tysięcy. Nie przyjął naszej propozycji, więc nie przewidzieliśmy na to żadnych pieniędzy w przyszłorocznym budżecie. Niech nas poda do sądu i niech sąd rozstrzyga sprawę. Krótko mówiąc, zaoszczędziliśmy dla gminy 300 tysięcy złotych.
Sąd jednak był innego zdania i de facto gmina owe 300 tysięcy zapłaci dodatkowo jako odsetki i koszty procesu.

- Wszystkie warunki wykonania prac ustalał urząd jako inwestor, a ja mogłem się na to tylko zgodzić albo nie - tłumaczy Marian Mochoń. - Przez tę sprawę mam teraz straszne problemy. Moja firma jest niewielka i niezapłacenie takiej kwoty bardzo negatywnie odbiło się na jej działalności. Sam za to zapłaciłem sporo kar z tytułu nieodprowadzania składek ZUS czy podatków do urzędu skarbowego. Stałem się ofiarą wojny Sanockiego z Warzochą. Przecież na podobnych zasadach spisano w tym czasie umowę z firmą wykonującą dla miasta parking w rejonie banku PeKaO. Mimo prawie identycznej procedury i specyfiki umowy oni zostali opłaceni, a ja nie.

- Musimy zapłacić te pieniądze - mówi obecny wiceburmistrz Stanisław Arczyński. - W tym celu zarząd miejski podjął już decyzję o wystąpieniu do rady miejskiej o korektę budżetu po stronie wydatków. Ponadto postanowiliśmy wystąpić z wnioskiem do Prokuratury Rejonowej w Nysie oraz Regionalnej Izby Obrachunkowej przeciwko kierowanemu przez Janusza Sanockiego zarządowi z zarzutem niegospodarności wobec gminy.
Zarząd Miejski w Nysie podjął tę decyzję jednogłośnie. Obecny skarbnik gminy, Stanisław Bednarczyk, stwierdził, że w interesie gminy należałoby zapłacić to, co zasądził sąd, ale odwołać się od wyroku.

- Dlaczego nie uczyniono tego wcześniej? - zainteresował się burmistrz Ryszard Rogowski. - Niezapłacenie jest przecież tylko odwlekaniem sprawy w czasie.
- Skarbnik wiele razy podkreślał, że należy zabezpieczyć pieniądze na zapłatę - zauważył sekretarz gminy Mirosław Aranowicz.
- Tak się kończą polityczne zacietrzewienia - podsumowuje wiceburmistrz Stanisław Arczyński. - Zasadą jest, że za wykonane roboty zawsze trzeba płacić, a później kolejno dochodzić ewentualnych roszczeń. Powtarzałem to wielokrotnie panu Sanockiemu na sesjach, ale on zawsze wiedział lepiej. Teraz za błędne decyzje poprzednich władz Nysy zapłacą wszyscy mieszkańcy.
Zarząd miejski nie postanowił jeszcze czy odwoła się od wyroku sądu okręgowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska