Sto lat to za mało. Sekret długowieczności opolskich stulatków

Redakcja
Pogodne usposobienie, szczupła sylwetka, brak nałogów, no i odpowiednie geny, to główne sekrety długowieczności. Na Opolszczyźnie żyje 167 osób, które mają 100 lat i więcej.

Na tę pokaźną grupę składa się 126 kobiet i 41 mężczyzn. 94 stulatków mieszka w mieście, a 73 na wsi. - Panie na Opolszczyźnie żyją przeciętnie 81 lat, a panowie o 8 lat krócej - mówi Maria Mołodowicz, kierownik wydziału ośrodka badań regionalnych Urzędu Statystycznego w Opolu. - Jeszcze w latach 1981-85 kobiety w naszym regionie żyły średnio 75 lat, a mężczyźni - 67.

NIE WYSIADUJĘ PRZED TELEWIZOREM
Drzwi do mieszkania w opolskm wieżowcu otwiera uśmiechnięta starsza pani w błękitnym sweterku. Energicznie zaprasza do środka i od razu proponuje kawę. Zaczyna krzątać się po kuchni. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że gospodyni - Stanisława Dybowska - jest najstarszą mieszkanką Opolszczyzny. Niebawem skończy... 105 lat. Patrząc na nią - nikt by w to jednak nie uwierzył.

Przyszła na świat 6 lutego 1906 r. w Wyszkowie nad Bugiem, zaledwie rok po wybuchu rewolucji 1905 w Rosji. Miała 8 lat, kiedy zaczęła się I wojna światowa. - Doskonale pamiętam, jak uciekaliśmy z rodzicami i dwoma starszymi braćmi przed Niemcami - opowiada 104-latka. - To były nasze strony z dziada pradziada, ale nigdy już tam nie wróciliśmy. Zamieszkaliśmy w Jaśle. Pamiętam też - jakby to było wczoraj - rok 1918. Mój ojciec, który nie miał jeszcze wtedy 40 lat, zmarł na "hiszpankę". To dopiero była epidemia grypy. Teraz trudno to sobie wyobrazić.

Mieszkała w Jaśle, gdy wybuchła II wojna światowa. W 1943 r. wyszła za mąż. Po wojnie wyjechała z ukochanym do Tarnowskich Gór, gdzie mąż został komisarzem ziemskim. Potem przenieśli się pod Byczynę, następnie do Kluczborka. Aż ostatecznie zamieszkali w Opolu. To było ponad 60 lat temu. Pani Stanisława poszła do pracy w wieku 40 lat. Współorganizowała stację krwiodawstwa w Opolu, z którą była związana aż do emerytury.

Starsza pani wstaje codziennie między 8 a 9, je przeważnie kromkę chleba z masłem. Żadnego cholesterolu się nie boi. Pozwala też sobie zawsze na kawkę, obowiązkowo z mlekiem. Między 12 a 13 je obiad, a potem ucina sobie drzemkę. O 19 kolacja.

Pani Stanisława 30 lat temu owdowiała, a trzy lata temu pochowała syna. Ma jeszcze 2 córki, wnuczkę, 2 wnuków i 4 prawnuków. Mieszka sama, bo uważa, że całkiem dobrze jeszcze sobie radzi. Ma tylko do pomocy panią, która przychodzi posprzątać i przynosi zakupy. Jak jest ładna pogoda, to razem idą do sklepu, na spacer. - Moja opiekunka dostarcza mi wszystko, co potrzeba, a ja przygotowuję sobie do jedzenia to, na co mam ochotę - podkreśla 104-latka. - W zasadzie mogę zjeść wszystko, jedynie nie znoszę tłustego. - Dzisiaj ugotowałam zupę z mrożonych warzyw, udko oraz fasolkę szparagową w sosie, bardzo lubię. Ale co ja tam zjem? Jeden ziemniak albo trochę makaronu do kawałeczka mięsa całkowicie mi wystarcza. Nigdy nie jadłam dużo.

Obowiązkowo nastawia telewizor na wiadomości: o 8 rano, w południe, o 19 i 19.30. - Lubię wiedzieć, co się dzieje - zaznacza gospodyni. - Na to jednak, co wyprawia Kaczyński już nie mogę patrzeć. Ja pamiętam Ignacego Mościckiego, to był prezydent z prawdziwego zdarzenia. Z niego każdy polityk powinien brać wzór. A tak poza wiadomościami, to w telewizji nic ciekawego dla mnie nie ma. Tylko te tasiemce chodzą, nie oglądam, bo jeden od drugiego gorszy. Kilka razy włączyłam telewizor na "Modę na sukces", a tam tylko wiecznie się całują, rozwodzą, żenią i znowu rozwodzą, więc zrezygnowałam. Szkoda, że takich filmów, jak kiedyś, już nie pokazują.

Nikt pani Stanisławie nie daje więcej niż 80 lat. Wszyscy tylko pytają, jaką ma receptę na taką kondycję? Może myślą, że zdradzi jakiś sekret na młodość. - A ja odpowiadam, że przede wszystkim nie trzeba się lenić - śmieje się 104-latka. - Nigdy nie siedziałam bezczynnie, ani w domu, ani w pracy. Nigdy nie farbowałam sobie włosów ani nie chodziłam do salonów piękności. Cały czas używam jedynie kremu nivea. Nigdy nie byłam i nie jestem wybuchowa. Zawsze staram się dostosować do sytuacji. Nigdy z jednym ani drugim zięciem się nie kłóciłam. Żyjemy w zgodzie.

Największą pasją 104-latki są krzyżówki. - Teściowa nieraz do mnie dzwoni i mówi: " Romek, potrzebuję hasło na 3 litery", a ja muszę wtedy wytężać umysł - śmieje się jej zięć Roman Wawrzynek. - Mama lubi spędzać lato i wczesną jesień w naszym domku w Turawie. Jeszcze w ubiegłym roku chodziła ze mną na grzyby. Ciągle powtarzam, że jest cudem genetycznym.

Pani Stanisława krząta się po mieszkaniu. Pokazuje wspaniałe hafty na obrusach i serwetach, które wyszły spod jej rąk. W pewnym momencie już wzrok nie pozwolił na takie robótki, ograniczył też czytanie książek. Okulary trzeba było wspomagać lupą. - Ale ja się nie poddałam - dodaje gospodyni. - Przeczytałam w waszej gazecie o operacjach zaćmy, powiedziałam córce Magdzie i Romkowi, żeby na taki zabieg mnie powieźli, bo jak nie, to wsiądę do autobusu sama ... i posłuchali. Niedługo okulista dopasuje mi nowe szkoła i znowu wezmę się za krzyżówki.

Gdy pani Stanisława miała 103 lata - wszczepiono jej rozrusznik serca. - Najpierw nie chciałam się na to zgodzić - wyznaje. - Myślałamo co? w tym wieku? Ale pani doktor mnie namówiła. Dobrze, że jej posłuchałam...

WSZYSTKO MOŻNA, ALE Z UMIAREM
Na Opolszczyźnie żyje 714 osób w wieku 95-99 lat, wśród nich - 549 kobiet i 165 mężczyzn. - W naszym spisie mamy też 1902 osoby w przedziale wiekowym 90-94 lata - dodaje Maria Mołodowicz z opolskiego GUS-u. - W grupie tej jest 1488 pań i 414 panów. Z prognoz na 2035 rok wynika, że średnia jeszcze wzrośnie. Przeciętna długość życia Opolanek będzie wynosić 83 lata, a Opolan - 78 lat.
Franciszek Kryspin z Opola 6 października skończył 99 lat. Miesiąc wcześniej spotkało go nie lada wydarzenie, o którym z błyskiem w oku opowiada do dzisiaj. 1 września awansował - za zasługi podczas II wojny światowej - z podporucznika na porucznika. Uroczystość odbyła się w jego domu. Przybyli wojskowi, prezydent Opola Ryszard Zembaczyński. Była feta. - To niewiarygodne, co mnie spotkało, na chwilę odmłodniałem i poczułem się znowu żołnierzem - śmieje się pan Franiszek. - Jak widać na awans nigdy nie jest za późno.

Świeżo mianowany porucznik pochodzi z Radziechowa z obwodu tarnopolskiego. Gdy wybuchła II wojna światowa, miał niecałe 30 lat. Wstąpił do V Kresowej Dywizji Piechoty, która stacjonowała we Lwowie. Służył w łączności. Po wojnie nie mógł wrócić do rodzinnych stron. Groziło mu niebezpieczeństwo ze strony ukraińskich nacjonalistów, dlatego uciekł z rodziną do centralnej Polski. W Opolu osiedlił się w 1950 r.

Pan Franciszek opowiada o swym życiu z wielką swadą, przytacza daty, fakty i zdarzenia tak dokładnie, jakby zdarzyły się zaledwie przed tygodniem. Szczególnie dużo miejsca we wspomnieniach poświęca pracy księgowego w urzędzie wojewódzkim. Widać, że znaczyła dla niego bardzo wiele. Naszej rozmowie przez cały czas przysłuchuje się żona Julia, która spogląda na męża z ogromną czułością. Jest młodsza od niego o 14 lat. Małżeństwem są od 1948 r. Tworzą piękną parę.

Przez całe życie kierowałem się jedną zasadą, że wszystko można, tylko w granicach przyzwoitości - podkreśla Franciszek Kryspin. - Można i papierosa zapalić, i kielicha wypić, ale trzeba wiedzieć, kiedy i ile. Ja miałem, odpukać, silną wolę. Zawsze wiedziałem, gdzie jest granica.

Mając już 84 lata, pan Franciszek odbył długą podróż samolotem do syna do Kanady. Zniósł ją bardzo dobrze. Porucznik Kryspin zachował młodzieńczy umysł, szczupłą sylwetkę, tylko nogi odmawiają mu już posłuszeństwa. Wspomaga się więc balkonikiem i stara się tym nie przejmować. Rano zawsze sam ścieli łóżko.

- Mąż jest niewybredny, wszystko zje - mówi pani Julia. - Ale na śniadanie musi być zawsze kaszka na mleku. Do tego chlebek, masło i plasterek sera albo wędliny. On woli mączne potrawy od mięsnych: kluski, pierogi, naleśniki. No i pozwala sobie na kostkę czekolady dziennie.
Proszę koniecznie zaznaczyć, że jestem w takiej formie, dzięki mojej żonie - zaznacza starszy pan. - To jej starania przedłużyły mi te lata.

Państwo Kryspinowie mają córkę Bożenę i syna Jerzego. Doczekali się wnuczki i 2 prawnuczków.

AGRESJA SKRACA ŻYCIE
W latach 2001-2004 Międzynarodowy Instytut Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie przebadał 346 stulatków z całej Polski, by poszerzyć wiedzę na ich temat. W grupie tej znaleźli się też mieszkańcy Opolszczyzny. Czy można na podstawie tych badań uzyskać odpowiedź na pytanie, jak dojść do magicznej setki?

Niestety, uniwersalnej recepty na długowieczność nie ma - odpowiada dr Małgorzata Mossakowska, koordynator programu. - Natomiast było kilka wspólnych cech, które łączyły tych ludzi. Otóż przez całe życie były one szczupłe, cechowała je pogoda ducha oraz duża odporność na stres. Ja nie spotkałam w trakcie tych badań stulatka nasyconego agresją. Większość tych osób nigdy nie paliła papierosów, alkohol piła sporadycznie. Choć - poznaliśmy też kilku otyłych stulatków i nałogowych palaczy…
Najstarsza Polka, która została przebadana w ramach programu, miała 112 lat, a najstarszy Polak - 105.

Jedna ze stulatek zdradziła własną receptę: "Zachowywałam umiar we wszystkim: w jedzeniu, piciu i seksie". Z kolei innym długowieczność zapewniła ciężka praca na roli już od 6. roku życia, co ich zahartowało na długie lata.

Z badań wynikało również, że długowieczności sprzyja życie w wielopokoleniowej rodzinie, poczucie więzi z bliskimi oraz świadomość, że - mimo sędziwego wieku - jest się nadal komuś potrzebnym. - Wśród stulatków nie było ani jednego mężczyzny, który nie byłby żonaty, a tylko jeden nie miał dzieci - zaznacza dr Małgorzata Mossakowska.

SZCZĘŚCIE DO GENÓW
Antoni Twardochleb z podopolskich Krzanowic 22 stycznia tego roku obchodził setne urodziny. Do dziewięćdziesiątki mieszkał w Kłodoboku w powiecie nyskim, gdzie prowadził gospodarstwo rolne. Po śmierci żony zabrała go do siebie córka.

Gdy teścia sprowadzaliśmy, bardzo się martwiliśmy, bo wiadomo, że starych drzew się nie przesadza - mówi zięć Ferdynad Kukorowski. - Ale tato jest cały czas w superformie, codziennie spaceruje sobie z pieskiem po okolicy, a to pobawi się z prawnukiem, a to z sąsiadami porozmawia, a co niedzielę obowiązkowo każe się wieźć na mszę. Jak ostatnio malowaliśmy dom syna, to był bardzo pomocny, nawet rusztowanie chciał z nami przestawiać. Aż trudno w to uwierzyć. A przy tym jaki jest pogodny...
Jeść dają, a robić nie każą, do lekarza zawiozą, więc czego mi więcej trzeba - żartuje pan Antoni. - Tylko Bogu dziękować, że człowiek chodzi nadal na własnych nogach.
Zdrowy tryb życia, odpowiednia dieta i aktywność fizyczna to jedno, ale wiadomo, że wpływ na długowieczność mają też geny.

Decydują one w 30 procentach o tym, czy ktoś dożyje 80, 100 czy więcej lat - podkreśla dr Tomasz Huzarski z Zakładu Genetyki i Patomorfologii Pomorskiej Akademii Medycznej. - Każda z komórek naszego organizmu ma z góry zaprogramowaną śmierć. Na końcu każdego chromosomu są telomery, które skracają się od momentu naszego przyjścia na świat. Z tym, że u jednych osób następuje to wolniej, a u innych zegar biologiczny tyka szybciej. Ważne jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, co ten proces przyspiesza.

Naukowcy odkryli, że telomery żeńskie są od 2 do 5 razy dłuższe od męskich. Cały czas trwają intensywne prace nad lekiem, który proces ich skracania zahamuje lub przynajmniej spowolni. Jeden Nobel za takie odkrycie to byłoby za mało.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska