Stopy na prywatnym folwarku

Redakcja
Dariusz Rosati - profesor nauk ekonomicznych, członek Rady Polityki Pieniężnej. Ma 56 lat. Pochodzi z Radomia. Ukończył wydział handlu zagranicznego SGPiS w Warszawie. Pracował jako konsultant w Citibank w Nowym Jorku, dyrektor Instytutu Gospodarki Światowej w SGH, dyrektor Instytutu Koniunktur i Cen Handlu Zagranicznego oraz w Europejskiej Komisji Gospodarczej ONZ w Genewie. Wykładał na wielu uczelniach w Europie i USA. Żonaty. Ma syna i córkę. Urlop od 30 lat spędza na początku sierpnia na Mazurach.
Dariusz Rosati - profesor nauk ekonomicznych, członek Rady Polityki Pieniężnej. Ma 56 lat. Pochodzi z Radomia. Ukończył wydział handlu zagranicznego SGPiS w Warszawie. Pracował jako konsultant w Citibank w Nowym Jorku, dyrektor Instytutu Gospodarki Światowej w SGH, dyrektor Instytutu Koniunktur i Cen Handlu Zagranicznego oraz w Europejskiej Komisji Gospodarczej ONZ w Genewie. Wykładał na wielu uczelniach w Europie i USA. Żonaty. Ma syna i córkę. Urlop od 30 lat spędza na początku sierpnia na Mazurach.
Z profesorem Dariuszem Rosatim, członkiem Rady Polityki Pieniężnej, rozmawia Jacek Przybylski

- Jak pan ocenia nowego ministra finansów?
- O Grzegorzu Kołodce mówiło się już na początku kadencji tego rządu. Jest on kojarzony z okresem wzrostu gospodarczego i po stronie SLD może istnieć nadzieja, że nada dynamikę gospodarce. Kołodko jest w sytuacji, w której trudno przegrać. Gospodarka powoli dźwiga się z kryzysu. W drugiej połowie roku nastąpi przyspieszenie wzrostu. Za rok tempo wzrostu wyniesie 3-4 procent i minister Kołodko będzie mógł powiedzieć, że jak tylko przyszedł, od razu się w Polsce poprawiło. Podobnie było w 1994 roku, gdy po raz pierwszy obejmował to stanowisko.
Trzeba pamiętać, że gospodarka przeszła przez okres bolesnej kuracji. Może czasami zbyt trudnej, ale skutecznej. Przedsiębiorstwa się odchudziły. Mamy bardzo dobrą sytuację w zakresie inflacji, rachunku obrotów bieżących i bilansu handlu zagranicznego. Jest więc przestrzeń do rozwoju i Kołodko pewnie to wykorzysta.
- Na razie wykorzystał niepokój inwestorów, czekających na wypowiedź nowego ministra finansów. Milczenie nie okazało się złotem?
- Długie milczenie Grzegorza Kołodki oceniam negatywnie, bo minister finansów jest zobowiązany dawać opinii publicznej, rynkom finansowym i innym aktorom uczestniczącym w grze gospodarczej informacje o tym, co zamierza. To nie prywatny folwark, ale państwo i służba publiczna. Przedłużanie okresu niepewności było szkodliwe, gdyż rodziło wątpliwości co do tego, czy minister w ogóle wie, co chce robić lub czy będzie to korzystne dla Polski. Ostatecznie był poza polityką przez kilka lat. Ale wreszcie przemówił i to, co powiedział, uspokoiło rynki finansowe.
- Na osłabieniu złotego straciły między innymi osoby, które chciały wyjechać na zagraniczne wakacje. Kto jeszcze straci, a kto zyska na dewaluacji złotego?
- Złoty od dłuższego czasu był przewartościowany i oczekiwano korekty kursu w drugiej połowie roku. To, co nastąpiło do tej pory, nie powinno budzić niepokoju. Skala dewaluacji nie była ani tak głęboka, ani tak gwałtowna, by spowodować na przykład gwałtowny wzrost napięć inflacyjnych czy panikę rynkową. Myślę, że celem ministra finansów jest utrzymywanie rynku w niepewności przez jakiś czas, by przynajmniej trochę niższy poziom kursu złotego utrzymać na dłuższą metę. Nie wiem, czy to się uda, bo gdy rynek zorientuje się, że minister Kołodko będzie jednak realizować odpowiedzialny program, to złoty znów się wzmocni. Nie można wygrać z trendem rynkowym i trwale osłabić złotego, prowadząc jednocześnie rozsądną politykę.
- Czy złoty wciąż jest za silny?
- W banku centralnym wstrzymujemy się od takich ocen. Eksporterzy chcieliby najsłabszego, a importerzy najmocniejszego złotego. Marek Belka mówił o 4,25 zł za dolara, Jarosław Kalinowski o pięciu, a Marek Pol o 4,80 zł za dolara. Minister Kołodko (jeszcze przed objęciem teki - przyp. JP) mówił o 4,70 dla euro i 4,35 dla dolara. Moim zdaniem kurs powinien regulować rynek, czyli prawo popytu i podaży. Trzeba jednak mieć świadomość, że na naszym rynku bardzo silnym podmiotem jest państwo, które poprzez wielkie transakcje prywatyzacyjne albo dużą sprzedaż obligacji podbija kurs złotego.
- Jakiego kursu złotego wobec dolara spodziewa się pan pod koniec roku? Czy ci, którzy zaciągnęli kredyty w walutach obcych, mają powody do niepokoju?
- Nie mogę przedstawiać takich prognoz, bo rynki finansowe podejrzewałyby, że Narodowy Bank Polski może próbował trafić w ten kurs. Mogę powiedzieć, że złoty pozostanie mocny prawdopodobnie do końca swoich dni. Tak już jest z walutami krajów o wschodzącej gospodarce, doganiających gospodarki bogatsze, mających dodatkowo perspektywę wejścia do Unii Europejskiej. Pomijając wahania, trend długookresowy to złoty mocny.
- A jeśli rząd zdecyduje się na ustawowe zdewaluowanie złotego i wprowadzenie tzw. systemu zarządu walutą, czyli powiązanie naszej waluty na przykład z euro? Jak pan ocenia ten pomysł Grzegorza Kołodki?
- Krytycznie. Nie jest on dobry dla Polski. Po pierwsze, takie rozwiązanie spowodowałoby dość dużą inflację. Po drugie, sztywny kurs mógłby być nie do utrzymania, bo liczymy się z napływem do Polski dużej ilości kapitału w postaci pieniędzy przedakcesyjnych, strukturalnych, inwestycji bezpośrednich, poprawy w bilansie płatniczym itd. To niezłe rozwiązanie dla krajów chcących hamować inflację i niejako importować wiarygodność innej waluty, bo wiarygodność ich waluty i banku centralnego jest niska. To może też być rozwiązanie dla małego, bardzo otwartego kraju jak Estonia czy nawet Węgry. U nas te okoliczności nie występują. W sytuacji gdy nie ma perspektyw radykalnego zaostrzenia polityki fiskalnej, to recepta na scenariusz argentyński.
- Po dziesięciu dniach minister Kołodko przerwał wreszcie milczenie i przedstawił strategię ratunkową. Czy jest aż tak źle, że musimy mówić o strategii ratunkowej?
- Nie ma takich powodów. PKB nie spada, tylko rośnie, choć wolno. Rośnie również konsumpcja. Tak więc nie powinniśmy przesadzać z dramatyzmem. Największym powodem do niepokoju jest bardzo duże bezrobocie. Ponadto należy uregulować obszar finansów publicznych, gdzie ciągle wydaje się pieniądze w sposób bardzo nieracjonalny, gdy brakuje ich na ważniejsze rzeczy. Tradycyjnie są też zagrożone niektóre sektory gospodarki i duże przedsiębiorstwa z tych branż
- Które to firmy i sektory minister finansów chce ratować poprzez częściową redukcję długów zaciągniętych przez przedsiębiorstwa w instytucjach Skarbu Państwa.
- Systemowa pomoc rządowa jest bardzo ryzykowna, bo tworzy tzw. moral hazard, czyli zachęca inne przedsiębiorstwa do zmniejszonej dyscypliny, bo być może i ich długi wykupi potem rząd. Co więcej, takie rozwiązanie nie likwiduje przyczyn złego stanu rzeczy. Są jednak przypadki, w których tego typu interwencja jest uzasadniona. Miały one miejsce we Francji, a nawet w Stanach Zjednoczonych. Ratowano poszczególne przedsiębiorstwa, bo były albo za duże, by upaść, i konsekwencje pozarynkowe byłyby daleko idące - albo też były dotknięte niezależnym od nich zbiegiem negatywnych okoliczności. Trzeba bardzo ostrożnie stosować tego rodzaju pomoc i pamiętać o tym, że każde umorzenie długów to de facto zwiększenie deficytu finansów publicznych, a przy bardzo szybko rosnącym długu publicznym grozi nam wpadnięcie w pułapkę zadłużenia.
- Marek Belka nie potrafił znaleźć dochodów, by deficyt budżetowy zmniejszyć do 40 miliardów złotych. Minister Kołodko chce wprowadzić program ratowania przedsiębiorstw, jednocześnie obniżając deficyt. Czy to kiełbasa wyborcza przed wyborami samorządowymi?
- Na pewno nie jest to punkt programowy, który przyniósłby SLD dodatkowe poparcie, bo opinia publiczna na ogół nie widzi w deficycie niczego złego. Pomysł ten może być związany z przewidywanym wzrostem dochodów, ale nie wyobrażam sobie radykalnego wzrostu dochodów bez wprowadzenia nowych podatków lub podwyższenia obecnych, na przykład VAT-u. Gdyby teraz minister Kołodko wprowadził z powrotem VAT na budownictwo i podniósł ten podatek w tych niewielu dziedzinach, w których wciąż jest on ulgowy, to nie wiem, czy z punktu widzenia politycznego byłby to dobry ruch.
- A z punktu widzenia ekonomicznego?
- Na pewno tak. Ale nie sądzę, by koalicja przed wyborami samorządowymi się na to zgodziła.
- Opinia publiczna spogląda jednak na to, co się dzieje ze stopami procentowymi, i na konflikt między rządem a Radą Polityki Pieniężnej.
- Spór między RPP a rządem polega na tym, w jakich proporcjach rozkładają się przyczyny obecnej stagnacji gospodarczej. RPP twierdzi, że oprócz stóp działały inne czynniki, jak wysokie podatki i koszty pracy, spadek popytu za granicą, który spowodował gwałtowne obniżenie planów inwestycyjnych. Rząd główne przyczyny stagnacji widzi w stopach procentowych i kursie złotego. Moim zdaniem prawda leży pośrodku. Dalsza obniżka stóp na pewno by pomogła, bo w trudnej sytuacji finansowej część przedsiębiorstw mogłaby wziąć kredyt. Ale trzeba też sobie uświadamiać, że to nie jest najważniejszy czynnik i że nie zadziała on natychmiast.
- Czego więc potrzeba do szybkiego wzrostu gospodarczego?
- Jasnej perspektywy stałego wzrostu popytu krajowego i zagranicznego. Wtedy przedsiębiorcy będą dużo inwestowali, co pobudzi wzrost gospodarczy.
- Czy domyśla się pan powodów rezygnacji poprzedniego ministra?
- Marek Belka, już rozpoczynając pracę w rządzie, był w trudnej sytuacji. Miał słabą pozycję polityczną z powodu niefortunnych wypowiedzi na początku oraz dlatego, że był człowiekiem prezydenta niejako wrzuconym do rządu, do pewnego stopnia wbrew preferencjom premiera i jego otoczenia. Choć zdawał sobie sprawę z wagi dyscypliny budżetowej i konieczności reform, brakowało mu politycznej siły przebicia. Błąd popełnił na starcie, nie gwarantując sobie twardego poparcia rządu w realizacji swojego programu. W efekcie programy Marka Belki i pozostałych ministrów różniły się coraz wyraźniej i gdy zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie realizować skutecznie funkcji ministra i doprowadzić do przeforsowania proponowanych reform, zrezygnował.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska