Strach padł na wieś

Fot. Witold Żurawicki
W mózgu jednej z krów ze stada prywatnego hodowcy z Jakubowic odkryto śmiercionośne priony, wywołujące chorobę Creutzfeldta-Jakoba. To pierwszy przypadek BSE na Opolszczyźnie, a trzeci w kraju. Nie podjęto jeszcze decyzji, czy całe stado, liczące ponad 900 zwierząt, zostanie wybite. - Należało się tego spodziewać, że w końcu choroba wściekłych krów dotrze i do nas - mówi Wiesława Błudzin, wojewódzki inspektor sanitarny w Opolu.
W mózgu jednej z krów ze stada prywatnego hodowcy z Jakubowic odkryto śmiercionośne priony, wywołujące chorobę Creutzfeldta-Jakoba. To pierwszy przypadek BSE na Opolszczyźnie, a trzeci w kraju. Nie podjęto jeszcze decyzji, czy całe stado, liczące ponad 900 zwierząt, zostanie wybite. - Należało się tego spodziewać, że w końcu choroba wściekłych krów dotrze i do nas - mówi Wiesława Błudzin, wojewódzki inspektor sanitarny w Opolu. Fot. Witold Chojnacki
W mózgu krowy z prywatnego gospodarstwa w Jakubowicach koło Byczyny wykryto śmiercionośne priony. Ludzie się boją, ale nie tyle choroby, co tego, że będzie trzeba wybić całe stado krów, a oni stracą pracę.

W sobotę stwierdzono to w Zakładzie Higieny Weterynaryjnej w Katowicach. W niedzielę wyniki potwierdziły kolejne badania przeprowadzone w Instytucie Weterynarii w Puławach - przyznaje Kazimierz Dubiński, wojewódzki lekarz weterynarii w Opolu.
Służby weterynaryjne stanowczo odmawiały podania miejsca hodowli zarażonej krowy, zasłaniając się zwrotem - "w gospodarstwie prywatnym w powiecie kluczborskim". NTO udało się ustalić, że chodzi o gospodarstwo w Jakubowicach koło Byczyny, powstałe w miejsce dawnego zakładu PGR. Prywatny przedsiębiorca (wczoraj nieuchwytny) przejął je w roku 1992. Dzisiaj dysponuje kilkoma tysiącami hektarów i stadem krów liczącym ponad 900 sztuk, w tym 378 mlecznych. Kilkadziesiąt z nich sprowadził z zagranicy.

Aleksandra Rejman z Zakładu Higieny Weterynaryjnej w Opolu pokazuje próbki pnia mózgów krów poddanych badaniom histopatologicznym. Najpierw próbki są moczone w słoikach z formaliną, następnie zatapiane w parafinie, a na końcu trafiają - już jako preparat o fioletowym odcieniu - pod mikroskop.
(fot. Fot. Witold Żurawicki)

Co to jest BSE
BSE to choroba bydła charakteryzująca się wyniszczeniem całego organizmu. Ze względu na zmiany w układzie nerwowym bardzo często chore zwierzęta wykonują nieskoordynowane ruchy: podskakują, kiwają głowami, mówi się, że wręcz "tańczą". Ponadto dostają trzęsawki, ślinotoku.
Na wielką skalę BSE wystąpiło najpierw w Wielkiej Brytanii i we Francji (po ponad 200 przypadków w roku 2000), potem przyszła pora na kolejne kraje Unii Europejskiej, które w hodowli krów stosowały mączki mięsno-kostne. Według szacunków unijnych w krajach UE wybito ponad 7 milionów sztuk bydła. Koszty dotychczasowej walki z BSE przekroczyły 4 miliardy euro.

Priony a człowiek
Spożycie mięsa zarażonego prionami (specyficznymi białkami) może u człowieka wywołać chorobę Creutzfeldta-Jacoba. Jeszcze nie do końca poznany jest mechanizm jej powstawania, ale wiadomo, że każdy z nas ma tzw. dobre priony. Gdy do organizmu dostaną się zakażone - dochodzi do degeneracji dobrych prionów i następuje gąbczaste zwyrodnienie mózgu. W Wielkiej Brytanii w roku 1995 z powodu CCJ zmarły 3 osoby, trzy lata później - 18, w 2000 roku - 29. Ale rządowe szacunki mówią, że w najbliższych latach liczba ofiar może sięgnąć nawet 130 tysięcy, gdyż odnotowano ponad 250 tysięcy przypadków BSE u angielskich krów.
W Polsce każdego roku notuje się kilka przypadków CCJ. W roku 2000 odnotowano jeden w Wojewódzkim Szpitalu Neuropsychiatrycznym w Opolu: zmarła na nią 63-letnia mieszkanka podopolskiej wsi. Medycy twierdzą jednak, że był to przypadek statystyczny, czyli zachorowanie incydentalne, jakie od czasu do czasu zdarza się w każdej populacji - bez związku z zarażonym mięsem.
Jedną z odmian CCJ w latach 60. wykryto u rdzennych mieszkańców Papui-Nowej Gwinei. Papuasi to ludożercy zjadający swoich wrogów, w tym także ich mózgi, w których priony się odkładają. W przypadku Papuasów choroba nosi nazwę kuru.

Najpierw była "Sekwana"
Po raz pierwszy BSE wykryto w Polsce u krowy z Rzepiennika Strzyżewskiego pod Krynicą, drugi raz - u krowy z gospodarstwa w województwie lubelskim. W pierwszym przypadku właściciel zwierzęcia początkowo stwierdził, że matka zarażonej krowy - "Sekwana" - pochodziła z doborowej hodowli na Opolszczyźnie, z likwidowanego PGR-u. Do Rzepiennika trafiła w roku 1992. Była to jedna z wielu wersji przedstawionych przez tego rolnika. "NTO" poszła tym tropem i ustaliła (obszernie o tym informowaliśmy), że jedynym PGR-em likwidowanym w roku 1992 był Mikolin. Jednakże przez jeszcze kilka kolejnych lat z tego gospodarstwa nie sprzedano żadnej krowy, ich wyprzedaż rozpoczęła się dopiero po roku 1996.

Wczoraj niewielkie Jakubowice przeżyły istny najazd reporterów z całego kraju.
- Panowie, nie róbcie sensacji - błagalnym tonem prosił zarządca majątku (odmówił podania swojego nazwiska). - Tutaj nie ma co fotografować: gospodarstwo jak gospodarstwo. Właściciel nie pozwolił wchodzić na jego teren ani udzielać żadnych wywiadów.
- Gdzie żeście byli, jak pegeery likwidowali?! - nie wytrzymał jeden z robotników sprzątających plac przed oborą. - Wtedy to nie była sensacja, a teraz ludzie na wioskach z głodu umierają!
- BSE w Jakubowicach? - śmiała się dziewczyna na przystanku autobusowych. - Chyba komuś te priony w głowie pomieszały!

Informacja o tym, że priony wykryto u jednej z krów w gospodarstwie po byłym pegeerze, spadła na mieszkańców wioski jak grom z jasnego nieba. Jak twierdzą miejscowi, przejęcie pegeeru przez prywatnego przedsiębiorcę początkowo odebrano z niechęcią. Z czasem jednak okazało się, że w odróżnieniu do innych majątków, gdzie ludzi po prostu zwolniono, a produkcja została zlikwidowana, Jakubowice miały szczęście.
- Nie dość, że zatrudnia ponad 30 chłopa ze wsi, to na dodatek ciągle rozwija hodowlę - mówią o właścicielu lokatorzy budynku naprzeciwko bramy wjazdowej do majątku. - A więcej krów to więcej miejsc pracy.
Pan Ludwik z popegeerowskiego bloku (na państwowym etacie przepracował 40 lat i jest już na emeryturze) o właścicielu gospodarstwa wypowiada się w superlatywach: - W zeszłym roku kupił kilka strasznie drogich maszyn. Wiem, że ciągle dokupuje hektary i coraz to nowe krowy. Widać nie chce tylko wydoić ziemi i ludzi, a potem wszystko sprzedać, ale podchodzi do sprawy jak prawdziwy gospodarz. Jak teraz przyjdzie mu wybić krowy ze względu na BSE - to będzie tragedia.

- Tych trzydziestu pracowników każdego miesiąca dostaje w terminie wypłatę, a to oznacza, że mają co jeść też ich rodziny. Niby tylko trzydzieści pensji, ale w całej wiosce jest raptem pięćdziesiąt numerów - podkreślają mieszkańcy Jakubowic.
- Tutaj naród biedny, często kupuje na zeszyt i spłaca rachunki dopiero wtedy, gdy dostanie wypłatę, rentę lub zapomogę - mówi Elżbieta Wiśniewska, sprzedawczyni z jedynego w wiosce sklepiku spożywczego. - Gdyby miało paść jeszcze to gospodarstwo, to nie wiem, co by ludzie zrobili. Na pracę w okolicy szans nie ma...

Do Kluczborka jeździ z Jakubowic autobus. Bilet kosztuje 4 złote, a dla miejscowych to już spory wydatek. Poza tym po co jechać do Kluczborka, skoro w mieście bezrobocie też wielkie?
- W wiosce albo ludzie pracują w dawnym gospodarstwie pegeerowskim, albo żyją z renty lub emerytury - podkreśla listonosz Marian Abram. - Jak padnie to gospodarstwo - to będzie istna klapa. W Jakubowicach oprócz tego majątku są jeszcze dwa większe gospodarstwa rolne, a reszta to drobnica, która nie przynosi żadnych dochodów.

Z naszych informacji wynika, że feralne gospodarstwo w Jakubowicach osiąga bardzo dobre wyniki produkcyjne, zwłaszcza w produkcji mleka. Średnio od krowy uzyskuje się tutaj 7100 litrów mleka rocznie (średnia wojewódzka około 6 tysięcy). W zeszłym roku krowa - czempionka na skalę wojewódzką pochodziła właśnie z tej hodowli.
Na razie nie wiadomo, jaki los spotka krowy z tego stada. Są dwa warianty stosowane w krajach Unii Europejskiej. Pierwszy zakłada wybicie wszystkich sztuk urodzonych 12 miesięcy przed i po narodzeniu sztuki, u której stwierdzono BSE. Drugi - likwidację całego stada.
- To drugie rozwiązanie było bez sensu w przypadku młodych krów do drugiego roku życia, bo u nich nie ma możliwości stwierdzenia występowania prionów - mówi Kazimierz Dubiński. - Ale ostateczną decyzję podejmiemy dopiero za dwa, trzy dni.
Nie będzie to decyzja łatwa, bo w przypadku konieczności wybicia całego stada jego właścicielowi należy się odszkodowanie od skarbu państwa. A cena jednej jałówki może sięgnąć nawet ponad 7 tysięcy złotych. Według zapewnień właściciela, jakie składał służbom weterynaryjnym, w hodowli krów w Jakubowicach nie stosowano żadnych mączek mięsno-kostnych.
- Jesteśmy w trakcie sprawdzania źródła ewentualnego zarażenia - podkreśla Dubiński. - Podejrzewamy, że młode cielęta mogły być karmione preparatami mlekopochodnymi, które zawierały tłuszcze zwierzęce. To jedna z hipotez.

Jak wyjaśnił nam Kazimierz Dubiński, w grę wchodzą specjalne preparaty stosowane wyłącznie w hodowli zwierząt. I nie mające nic wspólnego z mlekiem spożywczym, jakie piją ludzie. Nie ma też żadnych naukowych dowodów na to, że priony mogą się dostać do mleka spożywczego.
Tę tezę służb weterynaryjnych potwierdził zarządca majątku w Jakubowicach, który przyznał, że przy karmieniu bydła stosowano mleko w proszku: - Takie mleko dla celów hodowlanych produkuje 10 firm w Polsce i niemal wszyscy hodowcy je stosują.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska