Striptiz dedykowany

Juliusz Stecki

I. Piłkarski obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj. Szczególnie zaś bogate są sposoby okazywania radości po zdobytych bramkach. Ich strzelcy zaczynają wtedy jakby bezprzytomnie pędzić przez siebie, klucząc i starając się uniknąć uduszenia z entuzjazmu przez partnerów. Pędzą bardzo często z zadartą na twarz koszulką. Inni z kolei dokonują publicznego obnażania, zdejmują wierzchnie odzienie, a powiewając nim opętańczo, pokazują noszoną pod spodem jakąś zapoconą podkoszulkę z napisem o miłości dozgonnej do ukochanej dziewoi albo też prezentując torsy nagie lub owłosione, gładkie lub wytatuowane.
Strzelcy goli po bramkowym spełnieniu, bywa, w obsceniczych pozach obtańcowują narożne chorągiewki boisk, padają na nie plackiem z rozportartymi - niczym lądujący samolot ze skrzydłami - ramionami. Ich towarzysze - wespół w zespół - robią to samo lub też od tyłu w samczym odruchu wskakują na... lędźwie rozradowanych goleadorów. Po zdobytej bramce wielu ich autorów chętnie przyznaje się również do ojcostwa, co ma symbolizować solowe lub zbiorowe, bo z kolegami z boiska, "robienie kołyski".
I te wszystkie dziecięce zachowania na oczach tysięcy, a może i - dzięki telewizji - milionów widzów, demonstrują publicznie, jakby nie było nie jakieś tam niedojrzałe pętaki, ale ludzie pełnoletni, dorośli, niby poważni mężowie i ojcowie, głowy rodzin, dbające o ich codzienną i przyszłościową pomyślność.
II. Strzelcy bramek, brani na spytki przez dociekliwych dziennikarzy, choć przecież wcale nie rzadko i z własnej nieprzymuszonej woli, chętnie mówią, komu to też dedykują tego czy innego gola. Najczęściej płci nadobnej - narzeczonej lub świeżo poślubionej żonie. Adresatami bywają też bliżsi lub dalsi krewni. Niekoniecznie żywi, boć przecie zdarzało się usłyszeć albo przeczytać, że gola - choćby i byle jakiego - strzelonego Legii lub Górnikowi utalentowany napastnik dedykuje nieodżałowanym dziadkowi czy babci, których już nie ma na tym łez padole.
III. Trzej piłkarze I-ligowej Odry Wodzisław są niekwestionowanymi wynalazcami nowej, mieszanej formy okazywania radości ze sportowego sukcesu. Pochodzą oni z miasta Łodzi, w której onegdaj wychowali się i następnie grali na chwałę ukochanego ŁKS-u, klubu z wzajemnością wielce - do pierwszej i nawet paru litrów wylanej kibicowskiej krwi - nienawidzonego przez konkurenta z tego samego grodu, czyli Widzew.
Kiedy więc całkiem niedawno nowy pracodawca ełkaesiackiej trójki piłkarskiej, czyli wodzisławska Odra, po raz pierwszy w jej życiu wygrała z Widzewem na jej stadionie - łódzcy najemnicy śląskiego klubu w zespołowym, pomeczowym tańcu radości na środku boiska zademontrowali striptiz dedykowany. Polegał on na zdjęciu wyjściowych koszulek Odry po to, aby spod nich ukazały się podkoszulki w wielkimi napisami "ŁKS Łódź" na plecach. Bo tej właśnie młodzieńczej miłości dedykowali trzej muszkieterowie swoje osobiste udziały w zwycięstwie nad wrażym widzewskim sąsiadem.
Ale tego już było za wiele kibolom Widzewa. Wściekli się oni niezmiernie, ruszyli do szturmu na striptizerów, a ponieważ ci, unikając linczu, bezpiecznie się schronili - rozjuszeni szalikowcy zdemolowali mienie swojego umiłowanego klubu. Za powstałe szkody kierownictwo Widzewa domaga się zadośćuczynienia. Rekompensaty nie od wandali, ale od tych, którym nie spodobało się przywiązanie piłkarskiej trójki do pierwszej miłości, czyli ŁKS-u. Ich dedydakcję uznano za karygodną prowokację.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska