Strzelałem, bo nie wiedziałem, że nie mogę! Czyli jak się myśliwi tłumaczą z polowań bez uprawnień

Redakcja
Łowiectwo to nie tylko polowania, to dokarmianie zwierzyny oraz odstrzał szkodników. Przynajmniej w planach, które... nie są realizowane.
Łowiectwo to nie tylko polowania, to dokarmianie zwierzyny oraz odstrzał szkodników. Przynajmniej w planach, które... nie są realizowane. Piotr Krzyżanowski
Polski Związek Łowiecki to organizacja - jak stwierdza NIK - poza nadzorem i kontrolą. Jeśli myśliwi sami u siebie nie zrobią porządku, nieprawidłowości będzie coraz więcej.

Nie ma kontroli nad tym, ile zwierząt upolowano, a realizacja gospodarki łowieckiej to fikcja - stwierdziła NIK po sprawdzeniu, jak działał Polski Związek Łowiecki. Te zarzuty dotyczą także Opolszczyzny.

- Nie miałem świadomości, że moje uprawnienie jest nieważne - stwierdził jeden z opolskich myśliwych, który - jak się okazało - przez niemal pół roku polował, choć nie miał na to zgody. Normalnie takie działania nazywa się kłusownictwem. Łowczy okręgowy z Opola protestuje przeciwko takiemu stawianiu sprawy, wyjaśnia, że to polowanie bez uprawnień to była zwykła „pomyłka”, choć oczywiście nie powinna mieć miejsca.

- W środowisku myśliwych zauważam pewną dwuznaczność - oto w gronie osób polujących są osoby wykonujące „prawe” zawody, zaliczane powszechnie do elity. Są to prawnicy, lekarze, bywają nawet księża - mówi dr nauk przyrodniczych Krystyna Słodczyk, działaczka ekologiczna z Opola, pracownik naukowy opolskich uczelni - A potem idą do lasu i… zabijają, oczywiście zasłaniając się planami pozyskiwania zwierzyny. Myśliwym zostaje się po odbyciu praktyk i zdaniu egzaminów. Tymczasem kontrola wykazuje tyle naruszeń przepisów, jakby to była organizacja zupełnie przypadkowych ludzi.

- W okolicy Dąbrowy Niemodlińskiej zdarza się, że po polowaniach znajdujemy podczas spaceru po lesie nie tylko porzucone wnętrzności, ale na przykład skórę upolowanej zwierzyny. Ostatnio taką znalazłem 3 miesiące temu. - mówi Piotr Pośpiech, lekarz. - To niesamowite, że im się nawet nie chce po tych polowaniach posprzątać. Zachowują się jak mięsiarze, a nie jak myśliwi. To tak, jakby w gospodarstwie ktoś ubił świnię, a wnętrzności zostawił na ulicy przed domem. Totalny upadek obyczajów. Zresztą opowiedziałem o tym jednemu ze znajomych myśliwych. Powiedział tylko, że źle się dzieje w środowisku.

Łowczy z koła „Jeleń” (teren Dąbrowy) Janusz Gruszka twierdzi, że nic nie wie.

- Obowiązkiem myśliwego jest po polowaniu i wypatroszeniu zwierzyny posprzątać, zakopać wnętrzności. I to czyni - mówi.

Władze Polskiego Związku Łowieckiego krytykują ustalenia NIK, nazywają je „próbą manipulacji z wykorzystaniem naczelnego organu kontroli państwowej, które to działanie ma na celu dewaluowanie polskiego modelu łowiectwa, wysoko ocenianego na arenie międzynarodowej”. NIK nie odpuszcza: w PZŁ roi się od nieprawidłowości - wynika z raportu.
Kto ile upolował?

Myśliwy winien mieć upoważnienie do wykonywania polowania indywidualnego - to druk ścisłego zarachowania. Na tym dokumencie łowczy czy przedstawiciel dzierżawcy obwodu łowieckiego wypisuje mu, jaką zwierzynę może upolować. Jeśli myśliwy ma zgodę tylko na dzika, nie może upolować jelenia. Po polowaniu na druku nie można też niczego dopisywać - na przykład kolejnego dzika czy jelenia.

- Jeszcze kilka sezonów wstecz można było dopisywać - dodaje łowczy. - Nie usprawiedliwiam tych, którzy teraz dopisywali, bo takie działania nie były zgodne z rozporządzeniem. Nie umarzam sprawy. Mamy rzecznika dyscyplinarnego i sąd łowiecki, oni będą rozliczać łowczych z nieprawidłowości.

Opolski PZŁ czeka z tym na zwrot dokumentacji z NIK.

To nie wszystkie nieprawidłowości związane z pozwoleniami na polowanie. Po powrocie z lasu myśliwy winien druk oddać łowczemu. W końcu ta dokumentacja nie może sobie podróżować z każdym myśliwym po całym świecie. A podróżowała, co także wykazała kontrola NIK.

- To dotyczyło myśliwych, którzy przyjeżdżali do nas z innych regionów Polski. Ot, myśliwy z Piotrkowa Trybunalskiego po polowaniu szybko zapakował się do samochodu i - bach, bach - odjechał. Razem z glejtem. Potem łowczy wydzwaniał za nim i pisał, nim odzyskał druk - mijały i tygodnie - wyjaśnia Wojciech Plewka. - Teraz to się robi w ten sposób, że jak mamy gościa z innego regionu Polski, to łowczy przydziela mu podprowadzającego, ten pilnuje, aby gość się w terenie nie zgubił, ale też to asystent ma przy sobie druki. Teraz to już żaden druk nie zginie. Podziękowałem NIK-owi za kontrolę, zrobiliśmy naradę łowczych i dyrektorów. Więcej błędów nie popełnią.

W Kole Łowieckim „Szarak” w Opolu nie zwrócono 31% upoważnień, w 66 upoważnieniach dopisano nowe gatunki. Zdarzało się też, że nie wpisano adresu zamieszkania myśliwego; w 101 (57%) upoważnieniach nie podano opisu gatunku zwierzyny zgodnie z rocznym planem łowieckim; w 11% zwróconych upoważnień w części stanowiącej sprawozdanie z polowania nie wpisano daty, godziny oraz miejsca pozyskania zwierzyny, co uniemożliwiało weryfikację, czy pozyskanie nastąpiło w okresie oraz obwodzie, na który myśliwy był upoważniony.

Obecnie w kole jest nowy łowczy, a prezes koła jest na urlopie.

Jenot to szkodnik. Na dodatek spryciarz i wędrownik. Więc trudno go upolować, a więc i wykonać plany odstrzałów.
Jenot to szkodnik. Na dodatek spryciarz i wędrownik. Więc trudno go upolować, a więc i wykonać plany odstrzałów.
Piotr Krzyżanowski

Gonić jenota

Myśliwi zawsze podkreślają, że prowadzą planową gospodarkę myśliwską. Nie strzelają więcej, niż zakłada plan, kontrolują populację szkodników leśnych i drapieżników, aby te nie przetrzebiły innych zwierząt. Taki lis na przykład zagraża bażantom, które dla odmiany są „wsiedlane” do lasów z bażancich gospodarstw hodowlanych, prowadzonych przez myśliwych.

Lisów obecnie jest bardzo dużo za sprawą wieloletniej akcji wykładania szczepionek przeciwko wściekliźnie. Jest on w doskonałej kondycji zdrowotnej. Myśliwi planują coroczne jego odstrzały, tyle że planów tych nie wykonują. Czyżby dlatego, że teraz skórki lisa nie są już modne jak w dawnych czasach bywało?

- To nie tak - mówi łowczy. - Rzecz w tym, że trudno przewidzieć na przykład choroby lisów. Ostatnio chorował, więc jego populacja uległa zmniejszeniu. Poza tym lis wyprowadza się z lasów na ludzkie osiedla: wsie, miasta. To jest najgorsze, ludzie robią lisom nęciska. Dzwonią do mnie z ulicy Koszyka w Opolu, jadę zobaczyć - a tam urzęduje cała lisia rodzina. Nieopodal jedzenie wysypane na ziemię, nawet kości z kurczaka! W ten sposób dzika zwierzyna wprowadza się do ludzkich osiedli, a na osiedlach ludzkich strzelać nie będziemy.

Jeszcze gorzej jest z wykonaniem planu jenota - raptem kilkanaście procent. Zwierzę jest sprytne i trudno je ustrzelić. Rządzi teraz na uprawach kukurydzy.

- Nie wykonujemy planów, bo jenot to wędrownik. Teraz jest pod Opolem, jutro będzie po Wrocławiem - dodaje łowczy.

Problemem staje się też populacja dzika. Wysokobiałkowa pasza, taka jak rzepak i kukurydza, na polach powoduje, że samice dzików bardzo szybko dojrzewają.

- Dziś już nie trzyletnia locha, ale i roczna potrafi wyprowadzić miot. Przewidywanie populacji dzika to teraz jak wróżenie z fusów.

Po co więc tworzyć plany, których nie da się zrealizować i które są oparte na mało stabilnych (niczym wędrująca zwierzyna) założeniach?

- Ma pani jakiś pomysł? - pyta łowczy. - Można zrobić tak jak w Czechach. Łowiska ogradzać. Wchodzi myśliwy na ogrodzony teren tysiąca hektarów łowiska i strzela do będącej tam zwierzyny - w takiej sytuacji plan łatwo zrealizować i łatwo oszacować, ile na takim ogrodzonym łowisku jest zwierząt.

Koło „Szarak” otrzymało opinię negatywną w raporcie NIK. Wprawdzie w większości pozostałych kół też stwierdzono nieprawidłowości, ale mimo to wydano im pozytywne opinie. Skala nieprawidłowości w „Szaraku” była jednak za duża.

- Bo kolegę to przerosło, miał absorbującą pracę zawodową, nie potrafił jej pogodzić z obowiązkami wynikającymi w szefowania w kole. Dziś już nie jest łowczym. Oczywiście, że wytknięte przez kontrolę błędy wynikały z łamania ustaw i rozporządzeń, ale to są tak naprawdę błahostki. Koło działa i działać będzie - mówi Plewka.

NIK dopatrzył się też naruszeń w wypłacaniu rolnikom odszkodowań za szkody poczynione w uprawach przez dziką zwierzynę, odszkodowania wypłacano z opóźnieniem.

- Odszkodowanie wypłacano z lokaty, która kończyła się 10 dni po terminie wypłaty odszkodowania. Takie przypadki były cztery. Kazałem w każdym zapłacić odsetki karne, skrupulatnie, co do godziny opóźnienia - mówi łowczy. Dodaje, że rocznie opolski PZŁ wypłaca 3,5 miliona złotych odszkodowań. Wypadki się więc zdarzają.
Gdzie ten etos?

Coraz częściej mówi się, że do łowiectwa trafiają osoby przypadkowe. To - wedle myśliwych - także wina przepisów. Niegdyś zarzucono myśliwym, że tworzą środowisko hermetycznie zamknięte, takie państwo w państwie. Postanowiono to zmienić i zgodnie z rozporządzeniem na jednego myśliwego nie może przypadać w kole więcej niż 300 hektarów powierzchni. Wiec zaczęto przyjmować kolejnych myśliwych, bywało, że na zasadzie „łapanki”: chcesz być myśliwym? To dawaj do nas.

Poza tym w ramach polityki „otwartości” wprowadzono tzw. członkostwo niezrzeszone z kołem. Każdy może zdać egzamin łowiecki, ale nie musi być członkiem koła łowieckiego, a w takich sytuacjach trudno o dyscyplinę. W województwie jest ok. 3200 myśliwych, 450 - to członkowie niezrzeszeni.

Z wyjaśnień, jakie składali myśliwi polujący np. z nieaktualnymi pozwoleniami podczas kontroli NIK, wyłania się obraz sporej - i to mówiąc delikatnie - niefrasobliwości wobec obowiązujących przepisów, lekceważenia ich.

- Tak, odstrzeliłem sarnę, ale nie miałem świadomości, że nie mam na to pozwolenia - mówił jeden z myśliwych.

- Strzeliłem sarnę i koźlaka choć nie byłem do tego uprawniony - przyznaje kolejny. - Ale łowczy agitował do większego odstrzelania. Nie zawsze był uchwytny, aby uzupełnić dokumentację.

- Myślałem, że mam w upoważnieniu wpisanego koźlaka i przez pomyłkę dokonałem tego odstrzału.

Nie byłem świadomy tego, że od pięciu miesięcy moje upoważnienie do odstrzału jest nieważne. Gdybym wiedział, to bym spotkał się z łowczym przed wyjściem do łowiska - wyjaśnia kolejny.

To brzmi niepoważnie. Jakby osoba, która ma prawo jazdy tłumaczyła się po wypadku: myślałem, że mam upoważnienie do przejazdu na czerwonym świetle.

A kierowca zawodowy wyjaśnia: nie miałem świadomości, że od pięciu miesięcy nie mam prawa jazdy.

- Powtarzam: tymi konkretnymi sprawami zajmie się rzecznik dyscyplinarny i sąd. Tylko musimy dostać z powrotem dokumentację z NIK - zapewnia Plewka.
Poza kontrolą

Według obowiązujących przepisów nie ma organu, który nadzorowałby i kontrolował działalność Polskiego Związku Łowieckiego. Kompetencje Ministra Środowiska ograniczają się do zapisów ustawy Prawo o stowarzyszeniach i sprowadzają się jedynie do spraw mniejszej wagi (np. udział w postępowaniach skargowych). Żaden organ nie kontroluje także działalności biur polowań, organizujących przede wszystkim polowania dla zagranicznych myśliwych. Działania marszałków województw w tym zakresie ograniczały się do przyjmowania i sporadycznego sprawdzania dokumentów składanych przez biura.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska