Strzelczanin Grzegorz Kleemann broni dostępu do bramki Yeclano Deportivo. Jego przyszłość w Hiszpanii stoi jednak pod znakiem zapytania

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Zanim Grzegorz Kleemann trafił do Hiszpanii, w Polsce występował w takich klubach jak: Odra Opole, Ruch Zdzieszowice, MKS Kluczbork, Pniówek Pawłowice Śląskie, Piast Strzelce Opolskie i LZS Starowice.
Zanim Grzegorz Kleemann trafił do Hiszpanii, w Polsce występował w takich klubach jak: Odra Opole, Ruch Zdzieszowice, MKS Kluczbork, Pniówek Pawłowice Śląskie, Piast Strzelce Opolskie i LZS Starowice. archiwum prywatne
- Hiszpanie cały czas liczą, że w maju życie zacznie wracać do normalności. Patrząc na tempo rozprzestrzeniania się koronawirusa, ja takim optymistą nie jestem - mówi Grzegorz Kleemann, pochodzący ze Strzelec Opolskich bramkarz hiszpańskiego 3-ligowca Yeclano Deportivo.

Zdążyłeś wrócić do Polski przed przymusową kwarantanną?
Nie dałem rady, musiałem już skorzystać z samolotu w ramach akcji „Lot do domu”. Tak więc do soboty przechodzę kwarantannę w rodzinnym domu w Strzelcach Opolskich, ale na razie odpukać z moim zdrowiem wszystko w porządku.

Jak wyglądała Twoja podróż powrotna?
Zapamiętam ją na całe życie, ponieważ trwała łącznie około 17 godzin, czyli znacznie dłużej niż normalnie miałoby to miejsce. A i tak nie miałem źle, bo leciałem z Alicante, które leży jedynie około 100 km od Yecli. Tam dostałem się pociągiem, a potem taksówką pojechałem na lotnisko, gdzie była specyficzna atmosfera. Dużo ludzi dbało o przestrzeganie powszechnych zaleceń, ale nie brakowało też starszych osób zachowujących się bardzo swobodnie i wręcz ocierających się o siebie. Lot do Polski, a następnie podróż autobusowa w naszym kraju przebiegły już bez większych komplikacji.

Jakie uczucia dominowały wtedy w twojej głowie?
Przewijało się przez nią wiele myśli. Z jednej strony czułem radość, bo po pewnym czasie znów mogłem zobaczyć swoją rodzinę. Ale zarazem rodził się z tego powodu i niepokój, bo mogłem też kogoś z niej zarazić. Na lotnisku było przecież dużo osób i zawsze ktoś mógł być zainfekowany. Odczuwałem też pewien żal ze względów sportowych. Do końca sezonu regularnego zostało bowiem 10 spotkań i dochodziły mnie słuchy, że mogę otrzymać parę szans na występ. Generalnie jestem jednak szczęśliwy, że ten trudny czas dla wszystkich mogę spędzić w gronie najbliższych.

Kiedy opuszczałeś Półwysep Iberyjski, Hiszpanie już w pełni rozumieli powagę sytuacji spowodowanej pandemią koronawirusa?
Przez ostatnie dwa lub trzy dni mojego pobytu w Hiszpanii większość miejsc była już pozamykana. W Yecli, mieście pod względem wielkości podobnym do Strzelec Opolskich, było już na ulicach całkowicie pusto. Jeżeli ludzie już chodzili, to tylko do sklepów, w maskach i rękawiczkach. Trudno było dostać takie rzeczy jak mięso czy papier toaletowy. Wtedy było widać, że pandemia koronawirusa zaczęła ich naprawdę niepokoić. Mimo wszystko, w porównaniu do Polski, nastąpiło to bardzo późno. Kiedy w Hiszpanii jeszcze było bodajże siedem tysięcy zakażonych, wszystko funkcjonowało tam zupełnie normalnie. Ludzie tłumnie uczęszczali na zakupy i do barów. W tym przypadku ich specyficzna mentalność sprawiła, że obecnie sytuacja zdrowotna jest tam naprawdę nieciekawa.

Masz cały czas kontakt z klubowymi kolegami?
Jak najbardziej, jesteśmy w nieustannym kontakcie. W naszym klubie panuje bardzo rodzinna atmosfera. Od pierwszych chwil pobytu w Yeclano Deportivo czułem, że naprawdę tam o mnie dbają. Cały czas pytano mnie, czy mam wszystko czego potrzebuję. A kiedy miałem problemy ze znalezieniem mieszkania, wszyscy mówili, że mogę u nich tymczasowo przebywać i nie będzie to żaden problem. Teraz codziennie piszemy ze sobą i odbywamy godzinne treningi, które za pośrednictwem wideorozmowy organizuje nam trener od przygotowania fizycznego.

A jak wyglądał Twój przeciętny dzień w Hiszpanii przed nadejściem pandemii?
Moje życie w Hiszpanii wyglądało dość monotonnie, ponieważ przebywałem tam samemu. Od czasu do czasu odwiedzali mnie najbliżsi, ale zazwyczaj po śniadaniu udawałem się na siłownię, wracałem na obiad i później szedłem na wieczorny trening. Tak to wyglądało od poniedziałku do piątku. W sobotę mieliśmy zajęcia jedynie rano, a w niedzielę rozgrywaliśmy mecze ligowe.

Co z kolei najbardziej lubiłeś robić w wolnym czasie?
Sama Yecla jest generalnie miastem, w którym można się w pełni skupić na pracy. Nie ma tam zbyt wiele do oglądania, a ponadto jest mocno odizolowana od większych ośrodków. Do takich jest przynajmniej 100 kilometrów i nawet nie jeżdżą tam bezpośrednie pociągi. Ciekawym miejscem są jednak położone nieopodal góry, w których można nacieszyć się naprawdę ładnymi widokami. Udało mi się też zwiedzić Alicante i Walencję. Oba te miasta wywarły na mnie ogromne wrażenie, szczególnie gdy na czystej plaży można było podziwiać piękne zachody słońca.

Porozumiewasz się już płynnie w języku hiszpańskim?
Niestety, to akurat wciąż nie idzie mi najlepiej. Rozumiem podstawy i wszystkie zwroty, które są niezbędne dla bramkarza. Nie mam łatwości w nauce języków obcych, ale też w ostatnich miesiącach nie przykładałem się do tego tak, jak powinienem. Między innymi dlatego po pół roku pobytu za granicą miałem kryzys i chciałem wrócić do Polski. Obiecałem sobie jednak, że jeśli wrócę do Hiszpanii, to biorę się na poważnie za naukę tamtejszego języka, by w jak najkrótszym czasie poczynić jak największe postępy.

Była jednak też jakaś inna przyczyna wspomnianego kryzysu.
W pewnym momencie miałem też wrażenie, że nie rozwijam się należycie pod względem sportowym. Treningi bramkarskie były dla mnie zbyt luźne i mało zróżnicowane. Osobiście preferuję zajęcia, po których odczuwam zmęczenie i, przysłowiowo mówiąc, „opuszczam boisko na kolanach”. Tak nakazuje mi ambicja.

Czemu więc nie wróciłeś zimą do Polski?
Z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze, mój menadżer z czasem uświadomił mi, co mogę zyskać zostając w Hiszpanii. Po drugie, sam klub zablokował mi możliwość odejścia. Od 1 stycznia zmieniłem w związku z tym także swoje podejście. Moja drużyna wciąż liczy się w grze o awans do drugiej ligi hiszpańskiej, w związku z czym i moje CV powinno być w przyszłości lepiej postrzegane. W Hiszpanii też cały czas uważają mnie, 23-latka, za bardzo młodego zawodnika. Czyli zupełnie inaczej niż miałoby to miejsce w Polsce.

Twój półprofesjonalny klub jest gotowy na awans do Segunda Division?
Rzeczywiście, jesteśmy jedną z nielicznych drużyn w naszej grupie Segunda Division B, w której sporo zawodników łączy grę w piłkę z normalną pracą. Mimo to na treningach zawsze dają oni z siebie 110 procent. Co więcej, zwykle pojawiają się już nawet godzinę przed ich rozpoczęciem, by wykonać jakieś dodatkowe ćwiczenia i nigdy nie narzekają na zmęczenie. O wywalczenie awansu będzie nam jednak bardzo trudno. Oczywiście, jeżeli dostalibyśmy się do fazy play-off, to do niej przystąpimy i będziemy grać na maksa. Gdyby udało się zdobyć promocję do drugiej ligi, wcale nie finanse byłyby dla klubu głównym problemem. Główną przeszkodą jest stadion, który obecnie nie spełnia 2-ligowych standardów. Nasz prezes jest jednak bardzo ambitny i zapewne zrobiłby wszystko, by uzyskać stosowne pozwolenia. Najpierw jednak my, zawodnicy, musielibyśmy sprawić wielką sensację.

Jak Twoim zdaniem radziłoby sobie Yeclano Deportivo, gdyby przyszło mu rywalizować w Polsce?
Grając jeszcze w MKS-ie Kluczbork, poznałem smak gry w 2 lidze, czyli na szczeblu centralnym. I z trzecią ligą hiszpańską absolutnie nie można go porównywać. Uważam, że mój obecny klub z powodzeniem mógłby występować na szczeblu polskiej 1 ligi. W Hiszpanii preferuje się styl oparty przede wszystkim na szybkości. Duży nacisk kładzie się na małe gry i operowanie szybkimi podaniami po ziemi, by piłka cały czas była w ruchu. Zdecydowanie inaczej niż w Polsce, gdzie ciągle dominuje styl fizyczny.

Trwa głosowanie...

Czy chciałbyś ponownie zobaczyć Grzegorza Kleemanna w klubie z Opolszczyzny?

Cofając się nieco w czasie, w jakich okolicznościach trafiłeś w ogóle do Yeclano Deportivo?
Latem miałem nieco problemów ze znalezieniem klubu. Otrzymałem parę ofert, ale nie odpowiadały mi one pod względem finansowym. Zadeklarowałem więc mojemu menadżerowi otwartość na wyjazd za granicę. Wtedy pojawiła się możliwość zasilenia klubu z Yecli, który wziął mnie na testy. Już po tygodniu dostawałem sygnały, że są ze mnie zadowoleni, ale chcieli mnie jeszcze sprawdzić w warunkach meczowych. Rozegrałem więc dwa spotkania, tyle że nie miałem w nich wiele pracy. Następnie czekałem jeszcze około półtorej tygodnia na podpisanie umowy, więc można rzec, że moje testy trwały w sumie około miesiąca. Warunki mam porównywalne do tych, jakie oferują polskie kluby w 2 lidze.

Wystąpiłeś do tej pory tylko w dwóch meczach ligowych. Spodziewałeś się, że o grę będzie tak trudno?
Idąc do Hiszpanii, nie mogłem raczej oczekiwać, że będę występować we wszystkich spotkaniach „od deski do deski”. Wiedziałem, że obecny pierwszy bramkarz gra w klubie od trzech lat i jest bardzo ceniony przez trenera. Widzę jednak również, że ma swoje wzloty i upadki, wiec cierpliwie czekam na swoje szanse. Te które miałem do tej pory, moim zdaniem wykorzystałem. Moje ambicje sięgają jednak wyżej, tym bardziej, że występ przed własną publicznością był naprawdę wspaniałym przeżyciem.

Zawsze możecie liczyć na wsparcie kibiców?
Zdecydowanie. Co mecz na naszym stadionie jest niemal komplet, czyli około 4000 fanów. Kiedy w Pucharze Króla graliśmy u siebie z 2-ligowym Elche, dopingowało nas nawet 5500 widzów. Prezes robił wszystko, by wpuścić wtedy jak najwięcej osób. Są kluby, które mają wyższe frekwencje, ale również i takie ze zdecydowanie mniejszą. Dla przykładu, w Kordobie graliśmy przy 10 tysiącach kibiców, a na niektóre mecze przychodzi zaledwie kilkanaście osób.

Kibice nauczyli się wymawiać Twoje nazwisko?
Oj, nie (śmiech). Ale mają tak sympatyczne przyśpiewki, w których jestem nazywany „Gregor” lub „Klima”, że te ksywki również jak najbardziej mi odpowiadają. Czasami koledzy w szatni próbują też wymówić moje pełne imię. Można się wtedy głośno pośmiać.

A będzie okazja ponownie przeżyć te sytuacje na żywo?
Do końca kwietnia obostrzenia w Hiszpanii raczej się nie zmniejszą, ale póki co wszyscy nastawiają się tam, że w maju życie zacznie wracać do normalności. Jeżeli klub każe mi wracać, tak też uczynię, bo jest moim obecnym pracodawcą. Chciałbym, żebyśmy do 30 czerwca dokończyli sezon, ale zarazem nie jestem optymistą. Patrząc na tempo rozprzestrzeniania się koronawirusa, powrót do gry w maju uważam za mało możliwy. Najrozsądniej byłoby chyba anulować sezon, mimo że pozostałby wtedy spory żal. Nie wykluczam jednak też, że siądziemy do rozmów na temat przedłużenia mojego rocznego kontraktu, gdy obecna sytuacja nieco się uspokoi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska